559. JESIENNA KOLOROTERAPIA NA MELANCHOLIĘ
JULIA ROTHMAN
(Z POMOCĄ JOHNA
NIEKRASZA)
„ANATOMIA NATURY.
CIEKAWOSTKI ZE ŚWIATA PRZYRODY”
(TŁ. BARBARA
BOCIAN)
ENTLICZEK, WARSZAWA
2018
ILUSTROWAŁA AUTORKA
Wybieramy się na
spacer. Stopy w wysokich butach szumią i szeleszczą opadłymi
liśćmi. Burość i brąz zabierają powoli zieleń. Zabierają
powoli nawet ten ognisty żółty i czerwony, które do niedawna
paliły liście na drzewach. Rośliny wyniosły się do innego
świata. Wszystko, co żyło zastyga albo kruszeje. Nawet w ogródku
naszej sąsiadki, która ma rękę do kwiatów, zrobiło się pusto i
sno-zimowo. Kolorów mamy niedosyt. Wypłukane z barw wracamy do
domu. Kręcimy się niespokojnie. Chce nam się kwitnienia i życia.
No to sięgamy do
„Anatomii natury”. Czego to nie ma! Właściwie jest wszystko!
Zaczyna się od
fundamentów, od gruntu, od dołu. Od warstw Ziemi, minerałów,
cyklu skalnego, od ukształtowania terenu, jezior i gór. I o
sukcesji roślinności (to zdecydowanie temat, który muszę
zgłębić): jeśli zostawi się teren rolniczy lub taki, na którym
wycinano drzewa, samemu sobie, to po 50 latach wróci samoistnie do
naturalnego stanu! O jakaż wielka jest siła i moc natury!
Gdy oderwiemy wzrok
od ziemi pod stopami, podnosimy głowę do góry, bo czas spojrzeć w
gwiazdy! A także w niebo (a przy tym poznać trochę zjawiska
atmosferyczne, takie jak mgła czy burza). No i Księżyc…
Potem są bliskie
spotkania – z mrówką, pająkiem, kwiatem, motylem. I trochę
dalsze – ze stworami i potworami – na przykład niedźwiedziem,
albo dzikim psem, albo wiewiórką, albo wężem (przyroda Ameryki
różni się od przyrody Polski). Są ptaki (co to by była za
książka przyrodnicza bez ptaków!), ale potraktowane niesztampowo,
bo nie ma tu jedynie gatunków ptaków, ale na przykład rodzaje
piór, rodzaje jajek i rodzaje dziobów.
Są ryby i temat
wodnego ekosystemu. Są wskazówki, jak odróżnić ropuchę od żaby
(odwieczny problem przyrodników-amatorów). I jak zbudowana jest
meduza.
I jest rozdział,
który mnie oczarował najbardziej – o lesie… Poczułam ten
wyjątkowy zapach. I mimo że Rothman pisze o lesie w Ameryce
Południowej, to odnalazłam też trochę lasu polskiego w jej
rysunkach i notatkach – kształty drzew, budowa drzewa, budowa pnia
czy metoda rozpoznawania liścia jest taka sama na całym świecie.
Nie mówiąc już o tym, że roślinne nadruki można zrobić z liści
każdego drzewa. Rothman podaje instrukcję, jak się do tego zabrać.
Całej natury
zgłębić nie sposób. Ma milion milionów zagadnień. Za dużo na
jednego człowieka, na jedną książkę, jedną ilustratorkę. Julia
Rothman wybrała więc to, co ją samą w przyrodzie fascynuje,
zastanawia, co chciała poznać bliżej, co pragnęła narysować i w
ten sposób utrwalić. Dla siebie. „Myślę o tym projekcie jako o
MOJEJ książce przyrodniczej”. To podwójnie fascynujące –
obserwować ten wybór, porównywać ze swoimi zachwytami,
zastanawiać się, co znalazłoby się w naszej prywatnej książce
przyrodniczej i ile miałaby stron.
Rothman we wstępie
pisze, że po „Anatomii farmy”, którą napisała/zilustrowała
jako pierwszą, jej apetyt na wiedzę dotyczącą świata przyrody
urósł. Że jako dziecko naprawdę kochała przyrodę, a z wiekiem o
tej miłości zapomniała. Teraz odkrywa ją na nowo. I cieszy się,
że natura wciąż jest, że ma do czego wrócić, że gdy na nowo
obudziła w sobie tę dziecięcą ciekawość i chęć odkrycia jak
się nazywają drzewa w parku obok jej domu, to wciąż ma co badać.
Dobrze, że przyroda jest taka cierpliwa, że się nie obraża i
synów i córki marnotrawne przyjmuje z otwartymi ramionami. Dobrze
także dlatego, że dzięki temu dostajemy takie piękne książki
jak tak. Za „Anatomię natury” w pierwszej kolejności chciałabym
więc podziękować samej naturze.
Tytuł anglojęzyczny
książki brzmi „Nature anatomy. The curious parts & pieces of
the natural world”. To bardziej pasuje mi do tej książki – do
książki o świecie podzielonym na maleńkie okruszki, na
ciekawostki, na fragmenciki, które warto schować sobie do kieszeni
i wyjąć od czasu do czasu, żeby im się poprzyglądać i
pozachwycać się. Ale z tych maleńkich kawałeczków tworzy się
spójna całość, harmonia, ideał.
Oczywiście to nie
jest książka do czytania – to książka do podczytywania, do
oglądania, do wertowania, kartkowania, książka-strzałka – od
niej do następnej i następnej (bo może będzie się chciało
pogłębić wiedzę o mrówkach albo ewentualnie w internecie
wyszukać kształty płatków śniegu?), książka-kierunkowskaz –
od niej do drzwi, do wyjścia na dwór, do sprawdzania, badania,
eksplorowania, do poszukania w okolicy warsztatów na temat jadalnych
dzikich roślin albo założenia klubu ornitologicznego. Autorka
kończy tę książkę pięknym przesłaniem: „Niezależnie od
tego, gdzie żyjesz, podchodź do natury w sposób świadomy.” Jak
nabrać świadomości? Poznając i oswajając. Nawet te brunatne
jesienne liście. Bo można na przykład dowiedzieć się, co
sprawia, że tracą kolor. W ostateczności spróbować je
pokolorować. Najlepiej tak pięknie, jak Julia Rothman.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...