Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2015

268. BEZ TEGO NIE MA KSIĄŻEK

Obraz
JOANNA M. CHMIELEWSKA „RĘCZNIKOWIEC” WYDAWNICTWO BAJKA ILUSTROWAŁA EMILIA DZIUBAK W łazience, nad niebieskim ręcznikiem stoi pięć osób – mama, tata, Alek, Ola i Julka. Tata kojarzy go z shar peiem, a Alek z przybyszem z kosmosu. Wszyscy zgadzają się, że jest ładny i że powinien tak zostać. „Nazwijmy go Ręcznikowiec” - pada propozycja i wszyscy się na nią zgadzają. Niepozorny ręcznik frotte starszej siostry, który spadł z wieszaka. Fałdy materiału ułożyły się w łapki, tułów i uszy. Ola musiała znaleźć sobie inny ręcznik, a łazienka stała się rezydencją Ręcznikowca. No niby nic takiego – śmieszny stwór w kolorze blue, który wywołuje uśmiech na twarzy, sympatyczny akcent rodzinny. Ale szybko okazuje się, że to, co właśnie zaczęło dziać się w łazience, nie do końca jest zwykłe. Młodzi chłopcy, którzy raczej nie dbali o porządek nagle zaczynają sprzątać brudne skarpetki, małe dziewczynki, które nie znoszą warzyw, zjadają całe tony marchewek, a starsze siostry nagle dostrz

267. BEZ TEGO ANI RUSZ

Obraz
STEFAN THEMERSON „NARODZINY LITER” WYDAWNICTWO WIDNOKRĄG, PIASECZNO 2014 ILUSTROWAŁA FRANCISZKA W. THEMERSON Soboty zwykle zaczynają się od rytuału. Leżymy obok siebie – ja i ona. Moje oczy jeszcze nie widzą, sklejone snem, a ona już by chciała góry przenosić… Zazwyczaj krzyczy „Poczytaj mi!”, gdy ja jeszcze spod półprzymkniętych powiek, nie dostrzegam liter. „Poczytaj mi, poczytaj mi, poczytaj mi, no proszę, proszę, poczytaj mi” - dźwięk narastający, coraz bliżej ucha, coraz wyższe rejestry i błagalne tony w głosie, na granicy histerii czasem… W desperacji rzucam: „Chyba będę musiała nauczyć cię czytać, to sama będziesz sobie czytać w sobotnie matko-leniwe poranki!”. Sobotni rytuał ulega zmianie i modyfikacjom. W uszy sączy się teraz „Naucz mnie czytać, naucz mnie czytać, no proszę, proszę, naucz mnie czytać”. Zaczynamy bieg przez literki, bieg z przeszkodami, uświadamiający nam, że zrozumieć fenomen pisma to niełatwa sprawa i że trzeba wielkiej determinacji, żeby

266. BANALNIE

Obraz
JOKE VAN LEEUVEN „ĆWIR!” (TŁ. JADWIGA JĘDRYAS) WYDAWNICTWO DWIE SIOSTRY, WARSZAWA 2015 ILUSTROWAŁA JOKE VAN LEEUVEN Są takie książki, o których bardziej powinno się milczeć niż mówić. Takie, które zatrzymują słowa głęboko w gardle. Takie, po których niby się spodziewasz, a i tak sprawiają, że brak ci tchu. Takie, które rozpruwają Cię na pół i wyciągają na zewnątrz najbardziej czułą tkankę. Bolą, ale jednocześnie dają nadzieję. Takie książki, które zasługują na miano Literatura piękna bardziej niż inne. Dwoje ludzi. Ich życie pozornie jest pełne. Ułożone, ugładzone, poustawiane. Tu stoi jedna pasja, tu druga. Wystarczająco, bo po co więcej. Do czasu aż on przynosi w ramionach dziewczynkę. Albo ptaka. Tak do końca to nie wiadomo. Bo niby ma nogi, niby uszy, niby oczy, choć teraz zamknięte. Ale ma też coś, czego nie mają zwykle ludzie – skrzydła. Nawet krzyczy, sprawdza, czy ktoś nie zgubił ptakodziewczynki. Ale nie, nikt nie przyznaje się do śpiącego pod krzakiem dzie

265. RECYKLING

Obraz
MARY NORTON „POŻYCZALSCY NA WYSPIE” (TŁ. MARIA WISŁOWSKA) DWIE SIOSTRY, WARSZAWA 2014 ILUSTROWAŁA EMILIA DZIUBAK Właściwie po co nam szpulka bez nici? A cały komplet igieł to przecież zbytek. Ogarek świecy – komuś przecież może się przydać. Na pewno Pożyczalskim. To takie małe ludziki, które mieszkają wszędzie tam, gdzie duży człowiek, niepostrzeżenie podbierają mu wszelkie dobra i muszą bardzo uważać, by nie rzucać się w oczy, bo czasem są mylone z myszami. Rodzina, którą zdążyłam już pokochać, która mnie fascynuje, którą podglądam, gdy nie patrzą, to Strączek – prawdziwy mężczyzna, ojciec rodzinie i wynalazca; Dominika – nienaganna pani domu, która przytulne gniazdko może uwić nawet w odrapanym czajniku i ich córka Arietta – marzycielka, która nosi w sobie pragnienie wolności i ogromną miłość do natury. Do tej pory przeżyli już wykurzenie z własnego ciepłego, przytulnego domu, spacer dziką łąką w poszukiwaniu krewnych i w końcu dotarli tam, gdzie mają nadzieję z

264.RÓWNOWAGA MIĘDZY ZIMNĄ SADZAWKĄ I CIEPŁA ZUPĄ

Obraz
BARBRO LINDGREN „CHRUM, CHRUM BOLUSIU!” (TŁUMACZYŁA KATARZYNA SKALSKA) ZAKAMARKI, POZNAŃ 2015 ILUSTROWAŁ OLOF LANDSTRÖM Boluś nie ma już ochoty siedzieć w domu! Za drzwiami czeka wielki świat, wiele przygód i niezbadane. Nie ma tam ziemniaków i kijków, a jeśli są, to tylko takie, których Boluś nie ma jeszcze w swojej kolekcji. Wszystko jest inne, nienudne! Postanawia – trzeba wyjść! Oczywiście Braciszek też chce wyjść, bo pewnie wszędzie chodzi za Bolusiem i zapatrzony w starszego Brata robi to, co on. Wyruszają – a tuż przed trzaśnięciem drzwiami słyszą, żeby Braciszek nie wpadł do sadzawki. Otwiera się piękny, wielki świat! I wpadnie, oczywiście, że wpadnie, bo przecież po to są sadzawki, żeby w nie wpaść, ubrudzić się i zastanawiać, jak wytłumaczyć mamie, że spodnie ma się mokre do wyżymania i że to wcale nie moja wina. Boluś po raz kolejny odkrywa skrawek świata, o którym jego mama nie ma pojęcia. Teraz staje się przewodnikiem swojego młodszego Braciszka, wprow

264.SPACER Z WYOBRAŹNIĄ BEZ SMYCZY

Obraz
BEATRICE RODRIGUEZ „HISTORIA BEZ SŁÓW. ZŁODZIEJ KURY” ZAKAMARKI, POZNAŃ 2015 Historie bez słów wcale nie są proste. A na pewno nie prostsze niż te, które mają litery. Są bardziej wymagające, bo trzeba czytać je nie tylko oczami, ale też wyobraźnią. Trzeba tworzyć na bieżąco poezje, by je opowiedzieć. Trzeba przećwiczyć mówienie, rozłożyć swój zasób słów na stole i wybierać tylko te właściwe, bez losowania. Trzeba określić kolory i powiedzieć, czy główny bohater lubi czekoladę, ile ma wzrostu i gdzie mieszka. Książki bez słów, to książki-wyzwania. Trzeba być odważnym, żeby po nie sięgnąć. Książki bez słów dają tak dużo możliwości, że można stanąć przed nimi i nie wiedzieć, jak je ugryźć, rozgryźć, nadgryźć. Ale to w nich jest piękne! Ta nie-oczywistość, szerokie pole, po którym możemy się przechadzać interpretując. Bo ja przecież mogę zacząć czytać „Złodzieja kury” od „dawno, dawno temu”, a ktoś może zacząć od „w zeszły czwartek”. Mój lis może mieć na imię Rudolf, a Ma

263.NIE LUBIĘ, ALE LUBIĘ

Obraz
ASTRID LINDGREN „KARLSSON Z DACHU” (TŁ. IRENA SZUCH-WYSZOMIRSKA, ANNA WĘGLEŃSKA, TERESA CHŁAPOWSKA) NASZA KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2015 ILUSTROWAŁA MONIKA POLLAK Bardzo często mówi „Hejsan, hoppsan!” i „Hoj, hoj!”. Uwielbia figielkować, a jeszcze bardziej tirrytować. Grunt to dla niego spokój, a wiele rzeczy to przecież „zwykła rzecz” (na przykład zniszczone firanki czy powódź w łazience). Jest „przystojnym i nadzwyczaj mądrym, i w miarę tęgim mężczyzną w najlepszych latach”. [s.13]. Niewątpliwie nieskromnym, niewątpliwie złośliwym, niewątpliwie podstępnym, niewątpliwie irytującym (no tirrytuje przecież, a to wyższy poziom irytacji jest). Kradnie, kłamie, wyłudza, denerwuje większość osób, które się z nim stykają, ma wybujałe ego i nigdy nie okazuje uczuć. Ale ma śmigło, które włącza się przyciskiem na brzuchu, więc potrafi latać i mieszka na dachu. A co najważniejsze – jest przyjacielem Braciszka. Braciszek to najmłodsze, trzecie dziecko w rodzinie, które nosi taki przy