Posty

Wyświetlanie postów z 2015

298. RYZYK-FIZYK

Obraz
Pamiętam siebie – kilkuletnią – na szczycie ogromnej (tak mi się wtedy zdawało) zjeżdżani nad basenem, gdzieś w ośrodku wczasowym, gdzie wypoczywaliśmy na wakacjach. Chciałam zjechać, ale bałam się okrutnie. Nad tym ślizgiem wisiał cały wór ryzyka! Bo co jeśli spadnę, bo co jeśli nie zdążę złapać oddechu przez wpadnięciem do wody, bo co jeśli się uderzę? Walczyłam ze sobą przepuszczając kolejne dzieci, które beztrosko rozpryskiwały wodę z dna basenu. Z dna basenu, które widać było gołym okiem, w którym woda sięgała mi do kolan. Zjechałam, krzyczałam z radości na całe gardło! Ryzyko to słowo kluczowe w tej grze. Kot poluje na myszy. Bo chce się najeść. Oblizuje pyszczek i dziarsko podąża po planszy za każdym razem, gdy na kostce wypadnie wizerunek kota. Porusza się coraz szybciej z każdym okrążeniem. A myszki? Też im burczy w brzuszkach i chciałaby się najeść do syta. Głód zaspokoi na jakiś czas malutki kawałeczek serka. Ale im większy, tym myszka bardziej zadowolona. A nasyci w

297. ...I PO ŚWIĘTACH

Obraz
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz zagrałam w kości. Ale doskonale pamiętam kościany dźwięk, który towarzyszył mi od dzieciństwa. Kości obijające się o siebie, wypadające z dłoni na drewno stołu… Grali moi Rodzicie, grałam ja, grał mój Brat. Kości były kwadratowe, z ostrymi krawędziami i legenda głosi, że używane były jeszcze przez mojego Dziadka. Nie wyobrażam sobie żadnego spotkania rodzinnego bez kości! To gra, która towarzyszy wszelkim naszym Bożym Narodzeniom i Wielkanocom. Kilometry zeszytów zapisaliśmy szkółkami i pokerami. Na studiach, po ciężkiej nauce, zawsze był czas na partyjkę bądź dwie. To kompletnie losowa gra. Nie mamy wpływu właściwie na nic. Liczy się tylko łut szczęścia i umiejętność rzucania kością. Właśnie dlatego to gra dla wszystkich. Dla dzieci, dla starszych, dla uczniów, bo zdążą na przerwie. Zasady to banał. Ale funkcjonują od wieków i od wieków tak samo wciągają. Że chce się jeszcze i wciąż. I na nowo. I może tym razem… Majka radzi sobie z kością, ale

296. ŚWIĘTA, ŚWIĘTA...

Obraz
KATARZYNA BAJEROWICZ „OPOWIEM CI MAMO SKĄD SIĘ BIERZE MIÓD” WIERSZE MARCIN BRYKCZYŃSKI NASZA KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2015 Mamo, czy mogę dostać łyżeczkę miodu? Tak do polizania, jak lizak. W naszej szafce kilka rodzajów – rzepakowy, bo jemy go na tony, z czekoladą i wanilią, z jagodami… Zimowa herbata? Tylko z miodkiem i cytryną! Okraszał Wigilię. Pierniczki, kluski z makiem i miodem, orzechy w miodzie unurzane… W tradycji ludowej ma bogatą symbolikę. Bez miodu nie byłoby Wigilii – był jak dobra wróżba. Miodowi przypisywano właściwości magiczne, bo to przecież miód pijali bogowie. Wierzono, że dodany do potraw świątecznych zapewni zdrowie i dobrobyt. Wierzymy w to i my, trzymając w zakamarkach kuchennych szafek zapasy pierniczków. Ale skąd on właściwie jest? Jakim cudem dostaje się na nasz stół? Prawdziwym! Po pierwsze musi być pszczoła. Jedna z najpożyteczniejszych istot na ziemi. Dzięki niej rodzi się życie – to pszczoły zapylają rośliny i dają nam też jab

295. MIKOŁAJ W KAPCIACH

Obraz
DANUTA PARLAK „O MIKOŁAJKI, KTÓRY ZGUBIŁ PREZENTY” WIDNOKRĄG, PIASECZNO 2015 ILUSTROWAŁA JOANNA BARTOSIK Biegiem, biegiem – od sklepu do sklepu. Przepycham się już w czwartym, bo nigdzie nie ma mielonego maku. No i wciąż nie mam jeszcze prezentu dla cioci, choć powinien załatwić do Mikołaj. Zostawił to mnie, ale nie przekazał listu od cioci, więc bezradnie miotam się od czekoladek, przez biżuterię, po flakoniki z perfumami. W korkach stałam 2,5 godziny. Wracam do domu wykończona. Nie mam siły robić łańcucha na choinkę i denerwuje mnie „Mary Christmas everyone” w głośnikach. A do tego nie mam jeszcze pierniczków! Szukam w internecie przepisów „pierniczki na ostatnią chwilę”. STOP! Chcę przewinąć taśmę znów do początku grudnia i zacząć od nowa. Od codziennego doklejania kilku oczek łańcucha. Od pierniczków, które zamknięte w blaszanych puszkach od miesiąca czekają na święta. Od tańców do świątecznych piosenek z moją córką. Od mojej córki… Słyszałam w radi

294. CZTERY PORY ROKU

Obraz
- Idziemy nad morze! - to zawsze jest hasło. Wiaderko. Łopatka. Nawet jeśli w torbie jest już termos z gorącą herbatą i para rękawiczek. I mało miejsca. Tylko ciut ciut, na coś poręcznego, małego, zwiniętego… Scrunch bucket czyli silikonowe wiaderko, kupiłyśmy wczesną jesienią. Zaliczyło wyprawę na grzyby (gdzie przeżyło chwilę grozy, gdy Majka i Tata zostawili je beztrosko w trawie, a potem szukali przy kompletnym braku nadziei, że znajdą), zaliczyło wizytę w kinie, bo po drodze miałyśmy zamiar zbierać kolorowe liście, zaliczyło już kilkanaście spacerów po plaży – tych jesiennych i tych zimowych, z muszelkami, patykami, samym piaskiem i oczywiście kamieniami. I wodę, bo przecież silikon nie przecieka. A mówiłam już, że można go zwinąć w mały, ciasny rulon i zmieścić nawet do kopertówki? Bo choć oczywiście zawsze Majka deklaruje, że „będę niosła”, to wiadomo, jak wygląda „noszeniowa” praktyka – to teoria! Przed kupnem wiaderka wzbraniałam się długo. Bo silikon. Bo czy to w ogól

293. LEWE I PRAWE SPOJRZENIE NA SZCZOTKĘ

Obraz
PITTAU & GERVAIS „ZĘBOSZCZOTKI” (TŁ. MARTA TYCHMANOWICZ) BABARYBA, WARSZAWA 2015 Oczywiście, że tak! To książka wysoce edukacyjna. To książka o tym, że trzeba szczotkować zęby, że każdy musi to robić – czy to rybak, czy to malarz, czy to pielęgniarz… Mało tego, zęby powinni szczotkować też dentyści – nie są od tego zwolnieni! Oczywiście, że to książka o tym, że to bardzo ważne, że nawet szczerbaci (i bezzębni!) mają swoje szczoteczki. I o tym jeszcze, że szczoteczek raczej nie powinno się pożyczać, że każdy ma swoją – jedni mają łaciate, inni na kółkach. Jak wygodniej – ważne, że zęby czyściutkie! Oczywiście, że to książka dla małych i dużych, bo zęby trzeba szczotkować od tego najpierwszego. Zaczyna się niewinnie. Od zwykłej zęboszczotki, takiej, jaką każdy ma w swojej szafce łazienkowej. Potem jest mała dla dziecka i duża dla dorosłego. I damska – z piersiami i męska – z przyrodzeniem. Leworęczni mają szczoteczki z główką z prawej strony, a praworęczni odwrotn