Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

43....BO FANTAZJA JEST OD TEGO...

Obraz
HERVE TULLET „TURLUTUTU A KUKU, TO JA!” (TŁ. MARTA TYCHMANOWICZ) BABARYBA, WARSZAWA 2012 ILUSTROWAŁ HERVE TULLET [ Babaryba stawia na dwa końce kija – z jednej są ukochane książki z dzieciństwa, z drugiej premiery, które wprawiają w zdumienie] Przyznaję, że podchodziłam do tej książki nieufnie. Obchodziłam ją dookoła, obwąchiwałam, dotykałam okładki i jakoś bałam się zajrzeć do środka. Bo na okładce jest jakiś dziwny stwór – jakieś oko w koronie, w tunice (?) z drugim okiem... (już nawet gdy to piszę brzmi dziwnie). A druga sprawa to fakt, że mam rozpadający się telefon – ten sam od dziewięciu lat, a on dzwoni i wysyła sms i to wszystkie funkcje, jakich w nim używam. A tu we wszelakich recenzjach książek Tulleta czytam „iPad, tablet, komputer”. No przeraziłam się i odwróciłam na pięcie od tej książki, choć ciągle mnie intrygowała – jak z horrorami, które ogląda się jednym okiem spod kołdry... Jakież szczęście nieprzyzwoite wręcz, że w moje rączki dostała się ta

42.PO ŁZACH ZAWSZE UŚMIECH

Obraz
ZBIGNIEW LENGREN „GAŁGANKOWY SKARB” BABARYBA, WARSZAWA 2010 ILUSTROWAŁ ZBIGNIEW LENGREN [ Babaryba stawia na dwa końce kija – z jednej są ukochane książki z dzieciństwa, z drugiej premiery, które wprawiają w zdumienie] Lubię wiersze. Wierszę czyta się prosto, rytmicznie, dzieją się same, bez naszego udziału. Gdy czyta się wiersz Dziecku, to w człowieku budzi się aktor i bez trudu zmienia głosy, pędzi za tekstem, albo wolno jak żółw wdrapuje się na jego wierzchołek – zależy, jak autor dyktuje. Ten aktor nie zna tremy i jest tak przekonujący, że Dziecko śmieje się w głos. I za wierszami idzie się jak w dym. Ale tylko za tymi dobrymi, za tymi, które można czytać po wielokroć i nigdy się nie nudzą, za tymi, które bawią babcie, matki, a na samym końcu córki. I mają jeszcze szansę bawić kilka pokoleń naprzód, tych, które jeszcze się nie urodziły. Do takich wierszy należy „Gałgankowy skarb”. Wierszyk o dziewczynce, która zgubiła ulubioną lalkę. I dziewczynka płacze, bo dl

41.SMOK TYLKO MÓJ (CHOTOMSKA Z LUTCZYNEM CZYLI TO MUSI SIĘ UDAĆ!)

Obraz
WANDA CHOTOMSKA „SMOK ZE SMOCZEJ JAMY” BABARYBA, WARSZAWA 2011 ILUSTROWAŁ EDWARD LUTCZYN [ Babaryba stawia na dwa końce kija – z jednej są ukochane książki z dzieciństwa, z drugiej premiery, które wprawiają w zdumienie] Gdybym na szybko, zbudzona ze snu miała rzucić nazwisko jednego, jedynego ilustratora – byłby to Lutczyn. Ci, których dzieciństwo przypadało na lata osiemdziesiąte, pewnie tak samo, jak ja, wyszarpnięci z ramion Morfeusza, powiedzieliby to samo. Kiedyś był wszędzie, było go dużo i był rozpoznawalny – nie tylko jego ogromne, sumiaste wąsy, ale też kreska – niepowtarzalna i znajoma. Z zapałem przerysowywałam jego ilustracje do specjalnego zeszytu, w którym były „moje” rysunki. Wydawały się takie proste, takie niewymagające. Ale zawsze się okazywało, że ja tak nie potrafię, że oko wyszło krzywo, że głowa za duża, że z kota zrobił się pies. A on, pokazywany w telewizji, w kilka chwil, w kilka maźnięć mazakiem, wyczarowywał czyjś portret, albo scenkę rod

40.PO ANGIELSKU

Obraz
HEINZ JANISCH „PAN JAROMIR NA TROPIE KLEJNOTÓW.POWIEŚĆ DETEKTYWISTYCZNA” (TŁ. JOANNA BORYCKA-ZAKRZEWSKA) BONA, KRAKÓW 2013 ILUSTROWAŁA UTE KRAUSE [Królowa Bona otworzyła Polskę na świat, Bona otwiera Polskę na niesłusznie zapomniane książki] „You are a cat. I am a dog. This is a house. What time is it?” - pyta Pan Jaromir Miss Snowflake... A Miss Snowflake nie odpowiada i z wyższością odwraca głowę. A Pan Jaromir chciał tylko poćwiczyć angielski na rodowitej Angielce. Nie udało się, bo Pan Jaromir to zaledwie asystent, a Miss Snowflake jest złotą medalistką... Ale po kolei... Pan Jaromir dostał informację o posadzie wiernego towarzysza od przyjaciół. Poszedł na rozmowę do lorda Hubera z wielką nadzieją. Miał numer trzydziesty siódmy, ale zdyskwalifikował trzydziestu sześciu poprzednich kandydatów i niewiadomą liczbę kolejnych kilkoma rzeczami – tym, że nie boi się niczego innego niż tego, iż podczas jego snu wyląduje na nim UFO; tym, że doskonali wciąż porozu

39.KARTONY DWA. O POCIESZANIU

Obraz
STANISŁAW JACHOWICZ „CHORY KOTEK” WILGA, WARSZAWA 2012 ILUSTROWAŁA ANNA XAWERY ZYNDWALEWICZ [Przegląd kartonów* ulubionych i mniej] Tego kartona Majka też dostała będąc jeszcze dzieckiem brzuszkowym - od przyjaciół z Warszawy. Więc najpierw czytałam wierszyk małemu Frankowi i dziwiłam się bardzo, że nie pamiętam prawie nic. Tylko to słynne „Pan kotek był chory i leżał w łóżeczku...”. Ale co się stało kotkowi? Na co chorował? Okazało się, że to wierszyk o łapczywości, zachłanności i żarłoczności. Że koteczek się przejadł i boli go brzuszek. Że teraz ma stosować ścisłą dietę i nie może zajadać się myszkami i ptaszkami. Tylko kleik, co zaklei głód, ale nie zaspokoi podniebienia... Jachowicz ostrzega dzieci przed łakomstwem i wciąga w to nawet Boga, który ma dzieciom w tym pomóc... Ech, dziwny wierszyk, gdy patrzę na niego teraz. Ale jednocześnie drogi sercu, bo zawsze na dnie serca kołacze się to „I przyszedł pan doktor: „Jak się masz koteczku?”. A wierszyki z dziecińs