564. NIEPODLEGŁY WEEKEND: SŁOWNIK MICKIEWICZOWO-POLSKI
ADAM MICKIEWICZ
„BALLADY I
ROMANSE”
Z KOMENATRZEM EMILII
KIEREŚ
ART EGMONT, WARSZAWA
2018
ILUSTROWAŁA
MARIANNA SZTYMA
Jestem z tych,
którzy czytali lektury. Jestem z tych, których zachwyciło „Nad
Niemnem”. Jestem z tych, którzy przeczytali „Lalkę” więcej
niż jeden raz. Jestem z tych, którzy weryfikowali po latach to,
czego nie zrozumieli w 8 klasie szkoły podstawowej (tak, jestem z
tych, którzy nie chodzili do gimnazjum). Więc nowa książka Adama
Mickiewicza zauroczyła mnie od razu. Nowa książka A.M.? O czym do
jasnej ciasnej piszę, skoro Mickiewicz nie żyje już od 163 lat i
od tyluż pewnie nie tworzy („Bogu dzięki!” - zakrzyknie pewnie
niejeden zmaltretowany „Panem Tadeuszem” i „Dziadami”
uczestnik polskiego systemu edukacji). Ano nowa. Tak przynajmniej
odbieram „Ballady i romanse” z ART Egmontu, zilustrowane przez
Marinnę Sztymę. Jak książkę, której nigdy w życiu nie
czytałam. Te wyjątkowe wiersze Mickiewicza zilustrowała bardzo
odpowiednia osoba. Najodpowiedniejsza. Sztyma poczuła tę
niesamowitość, tę mglistość, tę cudowność i baśniowość
zbioru wieszcza i stworzyła oniryczne ilustracje, które stały się
komentarzem do tekstu. To tomik, który w pełni zasługuje na miano
ART.
No ale dobrze,
rozumiem. Ktoś powie: „OK, pooglądam sobie te ilustracje, może
nawet którąś sxeruję i powieszę na ścianie w antyramie z Ikei,
nawdycham się zapachu papieru, docenię Mariannę Sztymę, pogładzę
tę doskonałą okładkę, a potem przeczytam sobie coś, co
rozumiem. Adaś żył daaawno temu i pisał tak jakoś niezrozumiale.
Nie dość, że wierszem, to jeszcze staroświecko. No bo co to
znaczy, na przykład:
„A dusza przy tym świadomym drzewie
Niech lat doczeka tysiąca,
Wiecznie piekielne cierpiąc żarzewie
„A dusza przy tym świadomym drzewie
Niech lat doczeka tysiąca,
Wiecznie piekielne cierpiąc żarzewie
Nie ma czym zgasić
gorąca.” [s.54]
Nawet World podkreśla czerwonym szlaczkiem słowo „żarzewie”. Nie, dziękuję… Jednak sięgnę po książkę autorstwa kogoś, kto żył w tym stuleciu.”
Nawet World podkreśla czerwonym szlaczkiem słowo „żarzewie”. Nie, dziękuję… Jednak sięgnę po książkę autorstwa kogoś, kto żył w tym stuleciu.”
I tu mam prawdziwą
bombę, coś, co wybucha i rozwala wszystkie te „ale”,
„jednakże”, „jednak nie”. Bo na scenę wkracza Emilia
Kiereś, która jest w równym stopniu autorką „Ballad i romansów”
w tym wydaniu. Kiereś jest autorką i tłumaczką literatury dla
dzieci i młodzieży, redaktorką i ilustratorką. I to ona właśnie
ukochała sobie „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza. I
postanowiła podzielić się tą książką z innymi. Doskonale
rozumie, że język w czasach Mickiewicza, a tym bardziej język
poetycki, był zupełnie inny niż ten dzisiejszy, którym mówimy do
siebie na co dzień, którym piszemy wiadomości w telefonie i
książki. Dlatego tłumaczy te wszystkie „kamuszki”, „lica”,
„smaki”, „na miarę ćwieczki” i sformułowania w stylu
„przyjmę za ciebie mieszkanie”. Więcej nawet. Wykłada nam
wiersze jak kawę na ławę. Opowiada, co w nich tkwi, za który
wyraz pociągnąć, by dobyć sens, którędy wejść do wiersza,
żeby się w nim rozgościć i poczuć dobrze. Prowadzi za rękę,
żeby nikt się nie potknął o wystającą metaforę, nie przewrócił
na porównaniu, nie wybił sobie zębów zbyt kwiecistą bądź
staroświecką deczko frazą. Niesie słownik mickiewiczowo-polski i
odczytuje z niego znaczenia.
Jeśli ktoś jest z
tych, którzy lektury omijali szerokim łukiem i którzy na dźwięk
słów „kanon” i „spis” oraz „lektury nadobowiązkowe” ma
drgawki, dreszcze i miękkie nogi, to ja mimo wszystko wyciągnę
dłoń uzbrojoną w TEGO Mickiewicza. Dlaczego uzbrojoną? Żeby
siekać na kawałeczki przeświadczenie, że lektura nie może być
piękna, ciekawa, oku miła. W TYM bowiem Mickiewiczu może zakochać
się absolutnie każdy.
Więc żadnych
więcej wymówek. Mickiewicza można czytać już bez przeszkód. A
jeśli ktoś jakąś wskaże, to Kiereś w tę przeszkodę kamieniem
– i po sprawie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...