575. CODZIENNA NIECODZIENNOŚĆ
MARIE-AUDE
MURAIL
„BYSTRZAK”
(TŁ.
BOŻENA SĘK)
DWIE
SIOSTRY, WARSZAWA 2018
Stoimy
w kolejce w warzywniaku. Przyglądamy się pięknym, zupełnie
niezwykłym kalafiorom. Przed nami stoi pani, której wzrok też
kieruje się w tę stronę. Mimowolnie słyszymy jej rozmowę ze
sprzedawczynią:
- A
te kalafiory to jak się gotuje?
-
Tak samo, jak normalne.
- A
jak smakują?
-
Bardzo podobnie, jak normalne. Ale mają dużo więcej witamin.
Witaminy C mają więcej niż cytryna.
-
Acha…
- To
kalafiory królewskie – tak się nazywają.
-
Królewskie, no ładne, poproszę zwykłego.
Ludzie
lubią zwykłe. Boją się nie-zwykłego. Przecież nigdy nie
wiadomo, czego po niezwykłym można się spodziewać.
Na
przykład po Bystrzaku. To brat Klébera.
Kléber
ma 17 lat (jeszcze!). A Bystrzak 22. Ale niech cyfry nikogo nie
zwiodą. Bo tak naprawdę zatrzymał się jakieś 19 lat wstecz. Jego
umysł wciąż twierdzi, że „Mam trzy latka, trzy i pół”. No
i nic już się nie da na to poradzić. Żadne tam leki, terapie,
wstrząsy. Tak już jest. I tak zostanie. Bystrzak spędził jakiś
czas w zamkniętym zakładzie dla upośledzonych umysłowo. Ale
przestał wtedy żyć. Tylko pół-żył. I Kléber
nie mógł tego znieść. Zrozumiał, że dla ojca, który ma nową
żonę i kolejne dziecko w drodze, Bystrzak już nic nie znaczy. Że
to nawet lepiej, że przestał się odzywać i reagować na bodźce
zewnętrzne (ileż ten Bystrzak gada! A jakie głupoty!!!).
Zrozumiał, że jest jedyną nadzieją swojego brata. Wyciągnął
Bystrzaka z czeluści Malicroix.
No
i załatwił sobie wieczny życiowy stand by!
Bo
to tak, jakby mieć ze sobą wciąż i wciąż małe dziecko – tego
nie ruszaj, nie wchodź na jezdnię, nie dotykaj ognia, nie odzywaj
się (bo ludzie nie rozumieją, że tylko wyglądasz jak dorosły!).
Gdy za długo śpisz (jego zdaniem), to po prostu podważa ci powieki
palcami. I już. A, no i jest jeszcze ten królik (Pan Królik!!!),
którego Bystrzak wszędzie ze sobą taszczy, który jest już bardzo
brudny i który jest bardzo ważnym elementem w jego życiu. A gdzie
w tym wszystkim nauka Klébera?
Gdzie matura? Nie mówiąc już o życiu prywatnym – z Bystrzakiem
coś takiego, jak prywatność nie istnieje!
A
co z prywatnością Arii, Enzo, Emmanuela i Corentina? Czy jest
zagrożona? Bo Bystrzak i Kléber
właśnie wprowadzają się do ich mieszkania. I przewrócą to
mieszkanie (i ich życie) do góry nogami. Tylko czy dotąd było
poukładane tak, jak trzeba?
Śmiałam
się, chichrałam, parskałam śmiechem. Co mnie tak bawiło? Książka
o gup-ku. Że niepoprawnie? Że nie wypada? Ale przecież Bystrzak
robi i mówi śmieszne rzeczy! Nie mogłam tego tak po prostu
ignorować. Musiałam się śmiać, to było silniejsze ode mnie.
Musiałam, żeby rozładować to całe napięcie, które gromadziło
się w moim ciele, gdy czytałam tę książkę.
To
doskonała książka. To książka o codzienności. Tylko takiej na
opak. Takiej, w której nie ma miejsca na spokój i leniwość,
powtarzalność i przewidywalność. Czytałam ją w stanie
najwyższej gotowości, bo przecież „Bystrzak na pewno coś zaraz
zmajstruje!” i „Bystrzak zaraz coś podpali!” i „Bystrzak na
pewno zgubi w końcu tego królika (Pana Królika!!!) i będzie
płacz!”. Łatwo mi było stać z boku i tylko wyobrażać sobie
Bystrzaka. Z jeden strony te nerwy napięte, bo przecież coś się
zaraz wydarzy, ale z drugiej, gdyby nawet podpalił, to co? To
przecież nie ja będę cierpieć, nie mnie spali na popiół.
Czy
ta książka jest do podziwiania Klébera?
W pewnym sensie tak. Przecież on akurat jest fikcyjny, ale dookoła
jest mnóstwo takich Kléberów,
którzy zmagają się z tą codzienną niecodziennością, z tym
wiecznym napięciem, z tym 24/7. Trzeba ich podziwiać, bo to oprócz
aktu miłosierdzia, miłości, także akt poświęcenia. Ale ta
książka jest chyba w równym stopniu po to, żeby uświadomić, że
Bystrzacy żyją dookoła nas, że w każdej chwili możemy się z
nimi zetknąć. Czy potrafilibyśmy podać im rękę? Czy
potrafilibyśmy pogadać z ich królikiem (Panem Królikiem!!!)? Czy
potrafilibyśmy zaprosić ich na obiad, a potem na deser, wiedząc,
że nadgryzą wszystkie ciastka wyłożone na talerzyk, żeby
sprawdzić, które jest najlepsze? Ta książka jest chyba właśnie
do zastanawiania się. Do przećwiczenia, chociaż na brudno,
hipotetycznej sytuacji desantu Bystrzaka na nasze terytorium.
To
co, przy najbliższej wizycie w warzywniaku kalafior królewski? Tak
na próbę?*
*PS.
Sprawdziłam, smakuje prawie tak samo. Prawie! Nie może smakować
identycznie, skoro jest nie-normalny, prawda?
Bardzo mnie zachęciłaś. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie! Miłej lektury!
Usuń