569. TYDZIEŃ Z ZAKAMARKAMI: SPIESZ SIĘ POWOLI!


GUNILLA BERGSTRÖM
„CO MÓWI TATA ALBERTA?”
(TŁ. KATARZYNA SKALSKA)
ZAKAMARKI, POZNAŃ 2018
ILUSTROWAŁA AUTORKA

Jakiś czas temu po intrenecie rozprzestrzenił się film z „Piosenką z tekstów mamy”. Trochę z tym śmiechów, a trochę przerażenia, bo nagle uświadamiam sobie, że… ja już to gdzieś słyszałam,a zaraz potem liczę – ile z tych tekstów padło choć raz z moich ust. Hmmm… Statystyki niedobre.
A co mówi tata Alberta? Właściwie dokładnie to samo, co wszyscy! Ma swoje ulubione powiedzonka, które określają mu świat, klisze porządkujące rzeczywistość, jak punkty na mapie, których można się trzymać, żeby dotrzeć suchą stopą na ląd. Każdego dnia. Zawsze. Czasem bezmyślnie. Jego powiedzonka zna na pamięć nie tylko Alberta, ale nawet jego przyjaciółka Mika. „Wszystko ma swój czas”, „Po kolei! Nie łap kilku srok za ogon” czy „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.” Zasłyszał to gdzieś, przywłaszczył sobie i teraz karmi tymi tekstami swojego syna.
Na przykład w sobotę. Sobota to dzień szczególny. Bo najpierw trzeba jak najszybciej zrobić wszystko to, co niewdzięcznego robi się w każdą sobotę – przeogromne zakupy, wielkie pranie, gigantyczne sprzątanie wraz z wyrzucaniem śmieci. Wszystko szybko, szybko, szybko. Bo zaraz potem, gdy już będzie błysk i glanc, to będzie można zacząć SOBOTNI RELAKS. Taki z ulubionymi zajęciami i z pysznym podwieczorkiem. Taki na spokojnie, na luzie. Nachodzi mnie myśl o świętach – o tym sławetnym: „nie rusz to na święta!” (a później: „kto to wszystko zje?”). O tym, jak sami siebie poganiamy, pozbawiamy sił, tylko po to, by móc kiedyś tam, w przyszłości, odpocząć, zjeść dobrze, poświętować. W pogoni za idealnym „kiedyś”, tracimy z oczu dzień dzisiejszy. I dokładnie tak dzieje się u Alberta w domu. Bo gdy już, już ma być ten błogostan i niebo, to okazuje się, że coś poszło nie tak, niezgodnie z planem, że pociąg wypadł z torów i trzeba teraz poświęcić pół soboty na naprawianie szkód. Ech… Ten pośpiech, ech to „wszystko musi być na swoim miejscu”…
A co by się stało, gdyby tak się zatrzymać? W sobotę nie zrobić zakupów? Tylko cały dzień leżeć na kanapie, jeść lody i czytać książki? Co by to było, gdyby tak przyjrzeć się wszystkim tym tekstom albertowego taty, które nadają się do wyszywania na makatkach i pomyśleć nad tym, co te słowa znaczą? Gdyby wsłuchać się w ich brzmienie? Gdyby wyłapać sens? Gdyby zastanowić się – czy ja w ogóle się do nich stosuję, czy tylko mówię, bo tak już się przyzwyczaiłem? Co jeśli ktoś (Albert?) zada pytanie: dlaczego? po co? Nagle może się okazać, że właściwie bez sensu i po nic. I że pustym frazesom można czasem pozwolić roztopić się tak, jak lodom w garderobie. A samemu mieć zupełnie udany dzień.
Albert i jego Tata są jak zwykle w swoim błędów popełnianiu bezbłędni! Kolejny (szesnasty już!) raz podbili nasze serca. Kolejna prawda życiowa uświadomiona! Tylko oni robią to w takim stylu! Nikt inny!






Komentarze