128. PIERWSZE CZYTANIE
LOTTA OLSSON
„WIERZCIE W MIKOŁAJA!”
(TŁ. AGNIESZKA STRÓŻYK)
ZAKAMARKI, POZNAŃ 2013
ILUSTROWAŁ BENJAMIN CHAUD
[Zakamarki – gdzie
modzie i sztampie mówi się wielkie NIE!]
Był kiedyś taki czas, gdy byłam
mała. Zaraz na początku grudnia ja i mój Brat dostawaliśmy
kalendarze adwentowe z czekoladkami w środku – zwykłe, banalne,
sztampowe, z jakimś widoczkiem zimowym, z Mikołajem i z reniferami
koniecznie. Nic wyszukanego, nic, co mogłoby podnieść ciśnienie,
wprawić serce w szybsze bicie, zmącić oddech... A jednak... Nigdy
mój kalendarz nie wytrzymał do Wigilii. To nawet nie chodziło o
czekoladki, bo przecież smak co roku był ten sam, lekko margarynowy
i wcale, ale to wcale nie zaskakujący. Chodziło o kształty –
czy będzie gwiazdka, czy dzwoneczek, czy płatek śniegu, czy
bałwanek. Zawsze okienko na 6 grudnia było trochę większe. No i
na 24 to już w ogóle okno było, nie okienko. Nie wiem, czy
rozumiałam sens kalendarza, nie pamiętam, czy miał dodatkowe
znaczenie, jakieś ukryte przesłanie. Wiem tylko, że słaba ze mnie
jednostka!
Tym razem też nie dałam rady...
Bo zakamarkowe „Wierzcie w Mikołaja!”
to kalendarz adwentowy w książce. Na każdy dzień jeden fragment –
od 1 do 24 grudnia.
Ale jak, jak oprzeć się Chaudowi? Jak
oprzeć się Olsson, kiedy napisała historię z dreszczykiem?
Obiecałam sobie, że chociaż zacznę tak, jak należy, 1 grudnia,
ale nic, absolutnie nic z tego nie wyszło...
Gdy Majka poszła już spać, ja
otworzyłam przepiękny tom i zginęłam...
W ciemnej, zimnej Skandynawii zimowe
noce są długie. W czasie adwentu więc wszyscy starają się je
rozświetlić. Żeby choć jakaś nadzieja świtała w oknach.
Wieszają zapalone gwiazdy. Dekorują domy i place kolorowymi
lampkami. Stawiają szopki. A raz w tygodniu zapalają jedną świecę
w czteroramiennym świeczniku.
Czas do świąt odlicza się nie tylko
na palcach.
W tym roku jednak wszystko idzie nie
tak.
Najpierw gwiazda w oknie nagle gaśnie.
Nie pomaga wymiana żarówki. Nie pomaga nawet kupno nowej. Dzieje
się tak nie tylko w oknie rodziny małej Tiny. Dzieje się tak w
całym mieście. Szczęściarzom gwiazdy palą się kilka godzin. Ale
w końcu każda z nich zamyka oczy. Tradycyjne szafranowe bułeczki
nie dadzą się upiec, czasem nawet eksplodują w piekarniku. Glögg
nie smakuje tak, jak powinien. Świecie topią się zbyt szybko.
Choinki gubią igły. Świeżo posadzone kwiaty spadają w parapetów.
Mieszkańcy są cierpliwi, bo pragną
czuć świąteczny nastrój. Z mozołem więc przygotowują kolejną
porcję ciasta na ciasteczka, albo zapalają uparte świece. Ale Tina
wie doskonale, że dzieje się coś, czemu nikt nie potrafi zapobiec.
Ktoś chce zniszczyć przygotowanie do Świąt! I na dodatek
obserwuje Tinę i jej rodziców przez lustro, zawieszone w
przedpokoju!
To historia o dzisiejszych czasach. O
lampkach zapalanych w marketach tuż po tym, jak zgasną listopadowe
znicze. O bałwanach, których nikt nie chce lepić. O Mikołajach,
które przyjmują maile w miejsce ręcznie pisanych listów. O
długiej liście zakupów w miejsce listy pragnień. O tym, że „masz
synku stówkę, kup sobie coś, zapakuj,a potem włożymy pod
choinkę”. O tym, że nikt już nie ma umączonych ciastem na
pierogi dłoni. O tym, że talerz dla niespodziewanego gościa ląduje
co roku w szafce bez zmywania. O tym, że dwanaście potraw i sianko
pod obrusem jest tylko w telewizji. O mięsie na Wigilię...O tym, że
właściwie nie ma co napisać do Świętego, bo przecież wszystko
już jest na półkach. A w ogóle to przecież Świętego nie ma...
To tylko sąsiad, wynajęty przez rodziców do odegrania scenki z
„grzecznymi dziećmi”...
To dla mnie książka o tym wszystkim,
choć tylko o tym, że ludzie przestali wierzyć w Mikołaja.
Wracając do czasów kalendarza
adwentowego z wyrobami czekoladopodobnymi w środku... Może nie
smakowały najlepiej czekolady w paczkach pod choinką. Może
dostawało się tylko jedną rzecz z listy pragnień, którą
układało się w głowie jeszcze w wakacje – długo i mozolnie.
Ale najważniejsze było to, żeby czuć w powietrzu magię. Girlandy
i światełka na fasadach domów zawisały tuż przed Wigilią.
Bombki z pudełek po butach wyjmowane były z najwyższą
ostrożnością. I każda miała swoją historię. Kolęd nie było
na płytach, śpiewało się samemu. Albo ewentualnie włączało się
telewizor na uroczysty koncert.
I wierzyłam bez mrugnięcia okiem, że Święty zagląda mi przez ramię i patrzy wciąż, czy nie biję się z Bratem, czy pomagam Mamie, czy sprzątam swój pokój i czy grzecznie odnoszę się do starszych. Bo od tego zależało, czy coś będzie czekać pod choinką. I co roku robiłam rachunek sumienia i bałam się rózgi, która po trosze zawsze należy się każdemu dziecku...
I wierzyłam bez mrugnięcia okiem, że Święty zagląda mi przez ramię i patrzy wciąż, czy nie biję się z Bratem, czy pomagam Mamie, czy sprzątam swój pokój i czy grzecznie odnoszę się do starszych. Bo od tego zależało, czy coś będzie czekać pod choinką. I co roku robiłam rachunek sumienia i bałam się rózgi, która po trosze zawsze należy się każdemu dziecku...
Piękna, przepiękna książka, która
poruszyła we mnie czułe struny, która zmusza do refleksji, do
zastanowienia się nad sensem Świąt. I przygotowuje do tego
magicznego czasu – krok po kroczku w 24 rozdziałach, z których
każdy przybliża do rozwiązania zagadki – czy Święta w tym roku
w ogóle się odbędą?
Mogę tylko obiecać, że drugie
czytanie będzie prawdziwsze, bo z Majką – tak jak należy, co
dzień tylko jeden malutki kąsek, jedna smakowita ociupinka. I nie
dam się – będę odkładać na najwyższą półkę!
[za zamkniętymi drzwiami śpi moja córka, a ja potajemnie podczytuję książkę adwentową...] |
[Dziękujemy Zakamarkom,
że wpuściły nas w swoje bez-ogonkowe ;-) królestwo]
Wczoraj pierwszy śnieg za oknem, kilka
dni temu napisany list do Mikołaja, powolne zastanawianie się, w
jakim kolorze choinka będzie miała ubranko...
Zaczynamy:
We mnie też poruszyła wiele strun. Cieszę się, że i Tobie się spodobała.
OdpowiedzUsuń