123.SYMPATYCZNA PODRÓŻ W CZASIE
ROMAN WILKANOWICZ
„BURY MIŚ. UCIESZNE PRZYGODY MAŁEGO
NIEDŹWIADKA”
ZYSK I S-KA,
ILUSTROWAŁA ALEKSANDRA
MICHALSKA-SZWAGIERCZAK NA PODSTAWIE ORYGINALNYCH ILUSTRACJI LUDWIKA
MOE
[Zysk
i S-ka sięga w przeszłość dla czytelnika
niepełnoletniego]
Nie wiem ile lat tak naprawdę ma Bury
miś. Jego ojciec, Roman Wilkanowicz, co wyrzeźbił go ze słów,
żył w latach 1886-1933. W przepastnych internetu kufrach znalazłam
informację o wydaniu tego wiersza z 1924 roku. Nie wiem, czy wtedy
pierwszy raz chwalił się niesfornym niedźwiedzim synkiem?
A niedźwiadek istny indywidualista!
Mądry, wykształcony, pochodzący z dobrej, szacownej rodziny (i
chyba bogatej, bo na ilustracjach widać, że w jego domu rodzinnym
zamiata kura, gotuje kaczka, a pranie robi pani borsuczyca). I
rezolutny. I własne zdanie ma. I właśnie, gdy kończy szósty
miesiąc swego niedźwiedziego życia, postanawia się ożenić. Wie
dokładnie, kto zostanie jego żoną – wybrał sobie córkę
hiszpańskiego Granda. Ni mniej ni więcej, tylko dziewczynę.
Człowieka.
„Bowiem taki głupi czas
Był już ongiś, jak i dziś,
że być Misiem nie chciał Miś,
Co ma zresztą każdy z nas...”
W głowie mu bale, korale, wyższe
progi i czapka z piórkiem na łepku.
A że Miś miał szyk, ogładę i dobre
maniery, że miał dyplom Smorgońskiej Akademii*, szybciutko podbił
serca całego dworu i w mig rękę królewny dostał na wyłączność.
Ślub miał się odbyć już za chwileczkę, już za momencik...
Zewsząd przybywają świetni gości, muzycy stroją instrumenty...
cisza przed burzą...
Ale w końcu maleńka, płynna, złota
rzecz staje między Misiem a królewną...
Ciężko się czyta tę książeczkę –
zwłaszcza na głos. Potykam się na „koperczakach”, „Imci”,
„blamażu” i „strugach”, co są jednostkami miary, na troszkę
innym szyku zdania, na rytmie, w którym brakuje czasem paru taktów,
na tym roku 1924... Nie, żebym nie rozumiała wiersza! Każde słowo
znajome, ale jakoś obco to wszystko poskładane, jakoś grudowato mi
z gardła te słowa wychodzą...
Ale jednocześnie ma ta książeczka
swój czar. I to, paradoksalnie, też tkwi w tym 1924 roku – to
morał, którego nie można bajce odmówić, to urok całej historii,
gdy Miś zawitał na dwór, bo chciał być kimś lepszym, niż
zwykły Niedźwiedź, to w końcu magia ilustracji. Z radością
zobaczyłabym oryginały, bo pewnie mniej kanciaste, mniej
„graficzne”, bardziej w kształtach opływowe. Nie zmienia to
jednak mojego zafascynowania – kojarzą mi się ze starymi
książkami z bajkami, wyciąganymi z jakichś sekretnych szuflad
babci, ze starymi pocztówkami, które wysyłało się dzieciom „w
powinszowaniu urodzin” i bajkami puszczanymi na ścianie z
projektora...
Miła rzecz, ciekawostka, powrót do
czasów, w których nigdy nas nie było...
*żartobliwe określenie sławnego
w Europie ośrodka, w którym Cyganie tresowali niedźwiedzie
(op.cit.)
[Dziękujemy Zyskowi
i S-ce za zyskowne prezenty do spółki z uśmiechem]
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...