105.O CZYM MÓWI KWIAT, CZYLI „ŚWIĘTO ZMARŁYCH” TYPOWO
SAROLTA SZULYOVSZKY
„WDZIĘCZNY KWIAT”
WIERSZ LUCA MORANDINI
(TŁ. SEBASTIAN STACHOWSKI)
NAMAS, POZNAŃ 2011
ILUSTROWAŁA SAROLTA SZULYOVSZKY
A kwiat mówi same
piękne baśnie...
A kwiat szepcze do
ucha...
A kwiat opowiada o
jednej osobie, która kiedyś była, a teraz jej nie ma...
Sarolta Szulyovszky na początku zapewnia, że to prawdziwa historia jej
prababci Kato (Katalin Vidi), która ostatnie 20 lat swojego życia
spędziła w domku z ogródkiem. A tam hodowała kwiaty. Tam kwiatom
oddawała siebie, żeby kwiaty w zamian niosły piękno. Pośród
pąków, liści, łodyg i płatków biegała wnuczka Kato, Hajnalka.
Po wytyczonych grządkach spacerował zmęczony pracą dziadek Geza.
Ogród szalał barwami. I nagle, w samym jego środku wyrósł
niezwykły kwiat. Może nie tak piękny, może nie tak okazały. Miał
drucianą łodygę. I sztuczne liście. I plastikowe płatki. Ale
babcia Kato, która nie widziała już tak dobrze oczami, ale wciąż
widziała sercem i była mądra wielce i obdarzała szacunkiem
wszystko to, co zechciało zakwitnąć w jej ogrodzie, zachwyciła
się kwiatem. I chwaliła go każdego dnia. Także u schyłku lata,
gdy pozostałe kwiaty wybuchały pięknem w ostatnim krzyku przed
zwiędnięciem, także jesienią, gdy inne kwiaty już dawno zaczęły
gubić ostatnie płatki, także zimą, gdy obok tego jednego,
jedynego, nie było już nic więcej. I odwiedzała go codziennie.
Mimo bólu w nogach. Mimo bólu w każdej części ciała. Bo musiała
podziękować. I musiała docenić wolę życia, wolę walki, wolę
zachwycania świata. I jednego dnia nie wyszła już do ogrodu. I
tego dnia kwiat zniknął. Tak, jak zniknęła babcia Kato.
A potem, na tym
miejscu pojawił się nowy, całkiem mały kwiat...
To historia
idealna na ten czas, na chwilę, gdy listopad wchodzi w bramy świata.
Na ten czas, gdy przywołuje się osoby, których już nie ma. Czasem
wystawia się im mleko z czekoladowymi ciasteczkami u drzwi, czasem
zapala lampkę na grobie, a czasem tylko wyciąga się stare
fotografie. To książka, którą można czytać także od tyłu, od
tego momentu, gdy pojawiła się prawniczka – w pięknym ogrodzie
nigdy nie poznanej prababci Kato. Usłyszała historię wdzięcznego
kwiatu. I zachowała ją w sercu i na papierze. I opowiedziała od
początku. Krok po kroku. Bo to książka o tym, jak czas rozciąga
się między ludźmi – jak łączy niewidzialnymi dłońmi –
prababcię Kato, poprzez babcię, mamę Hajnalkę, aż po wnuczkę
Saroltę. I można wstawić w te twarze swoją własną i kogoś
ukochanego, kogo już nie ma, a kto też tak pięknie umiałby
zachwycać się plastikowym kwiatem. I dać mu życie.
[Namas to
w sanskrycie „pełne szacunku pozdrowienie” - gorące namas dla
wydawnictwa, za paczuszkę z książeczkami]
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...