146. ŚWIĘTA, ŚWIĘTA...
JULITA GRODEK, SONIA ANNA GRODEK
„DRZEWO SPEŁNIAJĄCE ŻYCZENIA.
OPOWIEŚCI MAMY I CÓRKI”
ALEGORIA, WARSZAWA 2012
ILUSTROWAŁA HALINA SIEMASZKO
Pierwszy
raz Majka ubierała choinkę. Pierwszy raz piekłyśmy razem
pierniczki (choć lepiej wychodziło jej wyjadanie surowego ciasta,
więc została wyproszona z kuchni). Pierwszy raz, w za dużej
mikołajowej czapce, rozdawała prezenty kryjące się pod choinką
(obok imion sprytne elfy przykleiły zdjęcie osoby, która miała
zostać obdarowana).
To
małe kroczki, które robimy po to, by w kolejnych latach święta
pachniały domem. Żeby nigdy nie zapominała która droga do niego
prowadzi.
Ja
nie zapomniałam.
Pojechałam
na święta do swojego domu. Tam, gdzie moja mama. Dzień przed
Wigilią, gdy położyłyśmy już Majkę spać, w skąpo oświetlonej
kuchni robiłyśmy gołąbki – te specjalne, jednorazowe – na
jeden raz w roku – z kaszą gryczaną i grzybami. Nie musiałyśmy
nawet mówić, bo mówiło się samo. Albo milczało – też dobrze.
Wcześniej,
przed świętami, przez kilka wieczorów czytałyśmy z Majką
„Drzewo spełniające życzenia”. Bo chciałam już być w domu
rodzinnym, chciałam czuć zapach choinki. Chciałam mieszać
drewnianą łyżką w czerwonym barszczu. I wieszać światełka,
które zawsze splątują się w pudełku – to chyba z tęsknoty za
tym, żeby już wyjść, żeby świecić.
Tam,
w tym domu z opowieści, też zaczyna się od zapachu choinki. I od 9
rano, gdy mama zabiegana i zatrwożona mówi „Nie zdążę, nie dam
rady, nie zdążę”. I od Tosi, która patrzy z boku, z pobłażliwym
uśmiechem i wie, że jak co roku te słowa padają i jak co roku
wszystko jest pięknie. Bo razem. Bo jeśli nawet makowiec nie
wygląda pięknie, to na pewno jest pyszny, bo jeśli kot zbije
bombkę choinkową, to można powiesić w jej miejsce cukierka, albo
sam papierek wypełniony gazetą, jeśli czekolada zbyt kusi.
„Kroisz?”
- pyta mama i podsuwa śledzie na sałatkę.
„Kroję”
- odpowiada Tosia - „Ale tylko za bajkę”. Bo to też rytuał.
Wymiana historii, wymiana opowieści. Wymyślanie i mówienie, żeby
myśli były tylko dobre. Gadanie dla kogoś, kogo się kocha.
Tradycja bajania, żeby czas leciał szybciej, żeby praca w rękach
się paliła.
Piękne
to historie. O tym, jak zaprzyjaźnili się ze sobą dzik i lis –
wbrew naturze i wbrew rodzinie. O madame Sziszy, która zachorowała
na straszną chorobę. O królestwie Murmuncji, którego król był
brutalem i chciał uczyć synów walki w miejsce mądrości. O
księgozbiorze ze „Spisem wszystkich rzeczy świata”, „Białym
krukiem” i „Najcenniejszą książką”. O Billu Bajbaku, co
wymyślił maszynę do rysowania słońc na czole. O Karolu, który
był dobrym murarzem, ale koniecznie chciał być kimś innym.
No
i ta o drzewie, które spełnia życzenia i które dla każdego
wygląda zupełnie inaczej.
Nie
trzeba czytać tych bajek tylko zimą. Nie trzeba zaglądać od nich
tylko przed świętami, albo w wigilijną noc. Można cały czas, bo
bajkowa mądrość nie przemija z żadną z pór roku. Trwa w tych
historiach zastygnięta do kolejnego czytania, do kolejnego
opowiadania.
A
pomiędzy nimi coraz odświętniej. Bo po sałatce pierogi. A potem
stanie przed lustrem i nakładanie kolczyków. Rozkładanie stołu,
który okazuje się za mały dla gości, biel opłatka w dłoniach
wyciągniętych do siebie i w końcu, już po wszystkim, spacer.
I
jeśli nawet ktoś nie wierzy w Mikołaja, to nagle słyszy dzwonki
sanek, unoszące się nad głową. To noc magiczna, ale też czas,
gdy czerpie się magii na cały rok.
U
nas dwie matki i dwie córki. U nas historie, choć nie takie z
morałem. Ale też z życia. I inne kolędy, niż zwykle, bo ulubiona
płyta gdzieś się zapodziała. Ale nie szkodzi, bo te w rytmie
reggae pięknie bujają. Niby święta, święta i po świętach -
jeszcze jedne ułożyłam już wczoraj, po powrocie do własnego
domu, do kuferka ze wspomnieniami. Jeszcze jedne na kluczyk
zamknęłam. Ale wciąż jeszcze mam w pudełku kilka pierników.
Wciąż jeszcze w powietrzu czuję zapach choinki, mimo że u nas nie
stoi. I myślę już o tym, co w przyszłym roku, jaka kolejna
cegiełka do budowania rytuałów, do tradycji, do świętowania...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...