135. BEZ UŚMIECHU
JAN WRIGHT
„THE LONELY MATADOR”
(TŁ.ZUZANNA NECZYŃSKA)
CENTRALA
-MĄDRE KOMIKSY, POZNAŃ 2013
Wczoraj
w Czwórce słuchałam audycji o tym kogo/co wskrzesilibyście, gdyby
była taka możliwość?
A
gdyby troszkę pytanie zmodyfikować – brzmiałoby ono – co by
było, gdyby nie umarł? I tu prostą drogą dochodzimy do
„Matadora”.
Tytułowy
matador to Juan Belmonte – podobno jeden z największych matadorów
wszech czasów. Podobno miał zniekształcone nogi. I podobno pokonał
ich krzywiznę i wypracował taki styl, żeby mu nie przeszkadzały w
walce z bykami. I podobno to dość widowiskowa metoda bo rogi byka
mijają ciało człowieka na milimetry. I podobno z tej swojej metody
oprócz zwycięstw czerpał też wszystkie te cukiereczki i
ciasteczka, które wiążą się ze sławą – wino, kobiety,
śpiew... I podobno gdy lekarz zalecił mu zmianę stylu życia,
strzelił sobie w głowę.
Piszę
podobno, bo jestem zdecydowaną przeciwniczką corridy. Bo jestem po
stronie byków. Bo odwracam wzrok. Nie mniej jednak „Matadora”
obejrzałam (tekstu tu tylko ciutkę, ociupinkę). Bo to ciekawy
eksperyment, coś jak „co by było gdyby...”.
Belmonte
nie umiera.
Jest
tylko na emeryturze.
W
pokoju obwieszonym plakatami, medalami, pucharami, porusza się już
z zamkniętymi oczami. Sam. Jedynie z psem, któremu przymocował do
głowy bycze rogi. Co rano po kąpieli ubiera się w strój matadora
i w nim spaceruje od świtu do schyłku dnia. Po drodze czasem wstąpi
na siłownię, ze skrzynki wyjmuje reklamę domu spokojnej starości,
a wieczorami zasypia przez telewizorem.
I
raz jeden porywa się na wielki czyn – w świetle swojej sławy,
która rozbłyska już tylko w jego pokoju, ale tak słabo jak z
maleńkiej latareczki, dokonuje czegoś wielkiego. Tylko to wielkie
jest trochę śmieszne. To wielkie to chyba taki akt desperacji, to
takie udowadnianie sobie, że nic się nie zmieniło,mimo że z
lustra patrzy już inna, starsza twarz. Może nawet nikt tego
„wielkiego” nie zauważy, tylko sam Belmonte z okien swojego
pokoju...
Udowadnia
sobie samemu. I żałosne to udowodnienie.
To
komiks zdecydowanie nie dla Dzieci – jest przepełniony bólem,
rozczarowaniem, nudą i tęsknotą za czymś, co minęło i nigdy nie
wróci. To nie uczucia, którymi chcemy otulać Dzieci do snu. To te
uczucia, jakie, mamy nadzieję, ominą tych, których kochamy, jakie,
mamy nadzieję, ominą Nasze Dzieci, gdy będą dorastać. To te
uczucia, które chcemy ukrywać i o których, cyt, cyt, milczymy, jak
zaklęci. Bo to uczucia ze „złego świat dorosłych”, z miejsca,
do którego Dzieci ze swej dziecięcości tęsknią, a którego
dorośli chcą im jak najdłużej oszczędzić. I nie pokazują
drogi.
Mam
takie przeświadczenie, że Jay Wright w pewien sposób potwierdza,
że decyzja Belmonte o samobójstwie była słuszna. To takie
myślenie „gdy nie mogę być tym kim chcę, lepiej, żeby nie było
mnie w ogóle...”.
Po
części taka postawa jest spektakularna – pasja, jaką ma w sobie
Belmonte żarzy się wielkim ogniem, zagarnia cały świat, pali
wszystko na swojej drodze. To wielka odwaga, żeby tak się w czymś
zatracać, nie patrząc na konsekwencje. Ale dla mnie tak naprawdę
to też postawa tchórza, który nawet nie chce spróbować żyć w
innych warunkach, nie chce brać udziału w survivalu, jakim jest
życie. Nie chce unurzać stóp w codzienności, zdjąć pięknego
stroju i rogów z głowy swojego psa. Nie chce być zwykły.
I
w moim odczuciu Wright potwierdza tezę, że życie Belmonte bez
blichtru, przepychu i byczej krwi nie ma sensu – na żadnej planszy
Juan się nie uśmiecha... A jeśli nie ma uśmiechu nie ma tak
naprawdę życia...
A
komiks do kupienia w autoryzowanym sklepie Centrali PictureBook.pl
świetne ilustracje!
OdpowiedzUsuńFakt, ilustracje bezbłędne!
UsuńWszystko cudownie, ale cena tego komiksu jest chyba niedostosowana do możliwości przeciętnego czytelnika. Chyba że chodziło wyłącznie o kolportaż wśród wąskiego kręgu osób, to przepraszam.
OdpowiedzUsuńA przecena w firmowym sklepie o ponad połowę budzi mój sprzeciw. Ok, miło że można kupić taniej, ale co ja mam w takiej sytuacji myśleć o cenie wyjściowej i jej składowych? Bo rozumiem, że także przy przecenie ktoś na tym zarabia, prawda? Wrr! (i nie bierz tego warczenia do siebie:))
No niestety mądre, pięknie wydane komiksy są strasznie drogie! Pewnie to kwestia wydań właśnie, tego, ze przygotowuje się je inaczej, niż książki "tylko pisane", że (kolokwialnie rzecz ujmując) więcej atramentu idzie ;-) W "Matadorze" są różne w środku cuda - typu pergamin, gdy Belomnte śni i trzeba to pokazać, albo koperta z jego fotografiami, albo plakacik... Takie "Szmery bajery" podnoszą cenę książki. Tak jak w przypadku cudnego komiksu o Hildzie - w drugim tomie na przykład brokacik jest na grzbiecie książki - a żeby brokacikiem sypnąć, ktoś kasą musi sypnąć... A piękniej jest niewątpliwie...
UsuńA co do przecen - gdzieś ostatnio czytałam, że wydawnictwa narzucają czasem wyższą cenę okładkową po to, by potem móc zaproponować rabat... Czy tak jest - nie wiem, ale na pewno COŚ w tym jest...
Pozostaje mi życzyć na święta ALBO grubego portfela, ALBO niskich cen :-(