145.AGATA JEST DOBRA
EWA KARWAN-JASTRZĘBSKA
„AGATA Z PLACU SŁONECZNEGO 2. AGATA
I JESZCZE KTOŚ”
MARGINESY, WARSZAWA 2013
ILUSTROWAŁA ANNA POL
Agatę poznałyśmy
na ulicy Fortecznej. Zajrzałyśmy tam ukwieconym majem. Miała rude
włosy, złoty rower, tajemniczą walizkę i została nianią piątki
dzieci – dziewięcioletnich bliźniaków Piotrusia i Matyldy oraz
trzyletnich trojaczków Adelajdy, Antoniego i Alberta. Ich rodzice
wyjechali bowiem w trzymiesięczną podróż do Papui Nowej Gwinei.
Teraz przychodzi stamtąd list, że niestety muszą zostać dłużej,
że Indianie, których zwyczaje mają badać, będą mieli w swoim
plemieniu ślub i mama została poproszona o pomoc w ślubnych
przygotowaniach – a to trwa pięć miesięcy. I ani chwili krócej.
I wrócą dopiero na wiosnę. Agata więc musi zostać na Fortecznej.
Zapewnia dzieciom zdrową dietę, dużo dyscypliny i niesamowite
przygody – są gwiazdy, spełniające życzenia, są koronkowe
drzewa, jest teatr, w którym pracuje wujek Agaty – dzieci mogą
zaglądnąć wszędzie tam, gdzie nikt inny nie patrzy, jest Chłopiec
Bez Domu, któremu trzeba Dom znaleźć, jest wyprawa do krainy
śniegu i urodzinowy lot balonem... I jak zwykle Agata milczy, gdy
ktoś pyta, jak oswaja czary. Przecież to wam się śniło, przecież
Chłopiec Bez Domu to zwyczajny nastolatek, przecież to niemożliwe,
żeby trojaczki widziały jakiegoś śnieżnego psa – na pewno im
się wydawało...
Cała magia mieści
się Agacie w małym palcu i dzięki temu jest podwójnie
pociągająca. Zdarzają się przygody, zdarza się nienazwane, a we
wszystko trzeba wierzyć dwa razy mocniej, gdy staje się naprzeciw
rudowłosej niani – ona wie, że świat jest niezwykły, że nie
tylko w bajce można spotkać Piotrusia Pana i że czasem schowek na
odkurzacz może być przejściem do innej krainy, ale jest przecież
nianią i odpowiedzialnie musi zaprzeczać, dorośle kręcić głową
na spadające gwiazdy, miniaturową Ofelię i Hamleta, tajemnicze
lornetki teatralne i mapy, prowadzące na drugą stronę wyobraźni.
Nie przeszkadza jej to w zaproszeniu na wigilijną kolacje Manu –
siedmiopalczastego stworka, którego niegdyś (w pierwszej części)
uratowała Matylda i który na wieczerzy pojawia się z kuzynem i
wielkim pudłem z prezentem.
Jakoś magicznej
się czyta tę część, niż poprzednią. Jakby Agata hojniej
sypnęła czarami z zamkniętej dotąd na cztery spusty walizki.
Jakby chciała upiec więcej ciast i nauczyć dzieci więcej zabaw.
Jakby śmiech po tych stronach niósł się donioślejszy. I
dzieciaki są wspaniałe – czytają Szekspira, choć mają dopiero
dziewięć lat (to bliźniaki), bawią się w teatr i w bohaterów
ulubionych książek („Hrabia Monte Christo”) i wiedzą dużo i
dużo więcej chcą jeszcze wiedzieć.
Nadal nie lubię
Agaty, bo nadal wydaje mi się lodowata. Pewnie, gdy dotyka czoła
któregoś dziecka, żeby sprawdzić, czy nie ma przypadkiem
gorączki, przez jego ciało biegnie dreszcz. Nie lubię jej, bo
czyta w myślach i dzięki temu unosi się kilka centymetrów nad
ziemią. Nie lubię jej, bo mimo iż daje w prezencie gwiazdy, to
nigdy nie przytula dzieci. Ale wiem, że ma jakąś ważną
tajemnicę, jakąś misję, która każe jej zachowywać dystans
wobec świata. I wiem, że jest dobra, bo tylko dobrzy ludzie
przynoszą śnieg. Jest dobra, bo gdy Piotruś choruje, ona darowuje
mu równoległy świat, w którym może odpocząć od zapalenia ucha.
Jest dobra, bo dzieci pod jej opieką zawsze całe i zdrowe wracają
do domu. I jeszcze dlatego, że żebraka potrafi okryć ostatnim
kocem. I dlatego, że w środku zimy potrafi przywołać wiosnę... A
bycie dobrym – to chyba najważniejsze.
Tę część przygód Agaty już znam. Chętnie poznam również najnowszą opowieść o Agacie i dzieciakach z Fortecznej. :)
OdpowiedzUsuń