462. OJ BĘDĘ JESZCZE PŁAKAĆ NAD TĄ KSIĄŻKĄ…
PRZEMYSŁAW
WECHTEROWICZ
„GWIAZDKA Z NIEBA”
TADAM, WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁ MARCIN
MINOR
Czasem jest tak, że
spotykamy na swojej drodze kogoś zupełnie różnego od nas. Kogoś
z nieba, z kosmosu, z innej planety. Kogoś z kim nie mamy prawa
znaleźć wspólnego języka i powodów do wspólnego śmiechu. I
nagle okazuje się, że to największa miłość naszego życia. Że
razem jesteśmy najszczęśliwsi, a rozstanie łamie serce na pół –
połowa zostaje, do oddychania i chodzenia po ziemi, połowa idzie w
kieszeni tej miłości wszędzie tam, gdzie ona podąża. Nasze życie
już nigdy nie będzie takie samo, bo z połową serca świat wygląda
inaczej.
Dokładnie to
wydarza się w „Gwiazdce z nieba”.
Pewnej nocy mała
Orzesznica, która nie lubi spać, bo woli bawić się ze
świetlikami, znalazła na polanie Gwiazdkę. Prawdziwą, z nieba.
Taką, która jeszcze spaść nie powinna. Jaśniejącą i
rozświetloną. Najpiękniejszą. Zaczyna się z nią bawić i
okazuje się, że w jednej chwili stają się dla siebie
najważniejsze. To przyjaźń niemożliwa – Orzesznica i Gwiazda?
Ziemia i Niebo? Góra i Dół? Przecież nawet nie mają wspólnego
języka, bo Gwiazdka nie umie mówić! I nie umie wspinać się tak,
jak Orzesznica. Ale ani jednej, ani drugiej to nie przeszkadza. To w
końcu nie chodzi o język, który mówi, nie chodzi o stopy, które
biegają. Chodzi o serce, które bije w tym samym rytmie.
Tylko, że Gwiazdka
tęskni za swoim niebem. I Orzesznica po prostu musi pozwolić jej
odejść. Więcej nawet – musi jej pomóc, bo bez jej pomocy
Gwiazda nie trafi z powrotem na niebo…
Tu właśnie słychać
dźwięk pękającego na pół serca… I tu jest ta miłość, która
okazuje się bezgraniczna – bo mimo bólu, gdy w klatce piersiowej
zieje wyrwa po połowie organu, trzeba zrobić to, czego Gwiazda
pragnie najbardziej – pozwolić jej odejść…
Piękna, wzruszająca
historia. Choć ja wciąż czuję smutek i nie potrafię do końca
pogodzić się z tym bólem Orzesznicy, nie potrafię przyjąć go
naturalnie… To pewnie może być także książka o miłości
rodzic-dziecko. O tym, jak trzeba pozwolić odejść w odpowiednim
momencie. Z uśmiechem na twarzy, bo przecież spełnia się
powinność, marzenie i dobry uczynek naraz… Oj, będę ja kiedyś
płakać nad tą książką zupełnie innymi łzami!
Ale niemal
niewiarygodne jest to, że tekst nie jest dla mnie w tej książce
najważniejszy! Najważniejsze są przepiękne ilustracje Marcina
Minora! Coś wspaniałego! Dopieszcza oko, głaszcze źrenice! W las
wprowadza – aż pachnący i tajemniczy, bo przecież jest noc. I
światło rozświetla tylko niewielkie fragmenty kartek. Tyle tam
liści, gałązek, że aż słyszę szelesty, o moje palce ocierają
się zwinięte na końcach liście paproci! Pióra puchacza furkoczą
w powietrzu. Jestem pod wrażeniem! Kartkuję wciąż na nowo!
Dotykam i niemal czuję pod palcami trawę – muszę uważać, żeby
się nią nie zaciąć! Tym razem tekst – choć mądry i ważny –
przegrał z obrazem. Ilustratorze Marcinie – dokonałeś cudu!
Wszak autor Przemysław znany jest z pisania doskonałych historii.
Zabrałeś mu cała moją uwagę! I nauczyłam się stopniować słowo
„doskonałe”...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...