448. STRACH MA OCZY PIERWSZOKLASISTY
MIRA JAWORCZAKOWA
„COŚ CI POWIEM,
STOKROTKO...”
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2017
(NA PODSTAWIE
WYDANIA PIERWSZEGO 1996)
ILUSTROWAŁA HANNA
KRAJNIK
Małe dziewczynki (i
duże też) w obliczu nowych sytuacji czasami bardzo się boją. Za
dużo myślą, roztrząsają i próbują sobie wyobrazić „co to
będzie, co to będzie?”. Strach rośnie, a one tracą humor. Bo
może nie są dość dobre? Bo może ktoś się będzie z nich śmiał?
Zamykają się w swoim pokoju i nie chcą wyjść. Nawet, jak
przychodzi ciocia, która tak naprawdę jest najlepszą ciocią na
świecie. I wcale a wcale nie chce się jej powiedzieć wierszyka o
złotej łące i złotym pawiu. To nie dlatego, że się cioci nie
lubi. To dlatego, że coś ścisnęło za gardło i nie chce puścić.
I owszem, chce się siedzieć tam z ciocią, z rodzicami, z siostrą,
ale siedzi się tu – samemu… I podsłuchuje przez szparę w
drzwiach, jak starsza siostra ślicznie mówi wiersz. Stokrotka nigdy
by tak nie potrafiła… Ale Krysia idzie do trzeciej klasy, a
Stokrotka dopiero do pierwszej… I właśnie dlatego siedzi tu teraz
sama. Przestraszona. Bo o niczym innym myśleć nie można, tylko o
tych okropnych dzieciach, których jeszcze nie zna, a które na pewno
będą na nią wołać „gapa!”…
Ale nagle z pokoju słychać głos cioci i zaproszenie – chodź tu do nas, mam coś dla ciebie. A to coś jest podobno (tak słyszy Stokrotka przez szparę w drzwiach) „śmieszne, śliczne i bardzo miłe”. Nie wytrzymuje i idzie. I to rzeczywiście jest śmieszne, śliczne i bardzo miłe. Bo to jest malutki niedźwiadek, Misiaczek, taki, który się mieści do kieszonki stokrotkowego sweterka. I nagle jest jej trochę lepiej, bo nie pójdzie do szkoły sama, pójdzie z Misiaczkiem…
Ale nagle z pokoju słychać głos cioci i zaproszenie – chodź tu do nas, mam coś dla ciebie. A to coś jest podobno (tak słyszy Stokrotka przez szparę w drzwiach) „śmieszne, śliczne i bardzo miłe”. Nie wytrzymuje i idzie. I to rzeczywiście jest śmieszne, śliczne i bardzo miłe. Bo to jest malutki niedźwiadek, Misiaczek, taki, który się mieści do kieszonki stokrotkowego sweterka. I nagle jest jej trochę lepiej, bo nie pójdzie do szkoły sama, pójdzie z Misiaczkiem…
A Misiaczek, to taka
dobra duszyczka. I wszystko, wszystko rozumie! Każdą łezkę, która
chce wypłynąć ze stokrotkowego oka, gdy mama zostawia ją w szkole
samą (jak to? nie zostanie tutaj z nią?) i ten strach przed obcymi
dziećmi, i tę wielką chęć, by się z nimi wszystkimi razem
bawić, i tą nieśmiałość ogromną, bo „przecież ich nie
znamy”. „Coś ci powiem, Stokrotko...” szepcze Misiaczek do
stokrotkowego ucha i… wszystko jest dużo lepiej, niż przed
chwilą. I jest doskonały do przełamywania pierwszych lodów: „Co
tam masz? O, jaki śmieszny, śliczny i bardzo miły!”A potem
rozmowa już się toczy, już przyspiesza, już biegnie i okazuje
się, że szybciutko ma się nową przyjaciółkę. Albo kolegę.
Nie pamiętam tej
książki ze swojego dzieciństwa. Być może dlatego, że wyszła w
1996 roku, a ja już wtedy nie chodziłam do pierwszej klasy. Ale z
nostalgicznym uśmiechem przeczytałam ją teraz po raz pierwszy. Nic
dziwnego, że Misiaczek przyjaźni się z Plastusiem (jest taki
rozdział, w którym szkołę Stokrotki odwiedza Maria Kownacka. A
Stokrotka zna Plastusia na pamięć, tak często go czyta!). Bo to
taka sama dobra duszyczka, taki sam przyjaciel małej,
przestraszonej, niepewnej siebie dziewczynki.
Zmieniły się
dzieci bardzo od tamtego czasu. Mają więcej, wiedzą więcej, byli
w tylu miejscach, tyle widzieli! Jest internet, smartfony, komputery,
są gry elektroniczne i telewizory. Ale myślę, że ten strach i
niepewność wobec nieznanego jest w nich taki sam. I ta dziecięca
niewinność, naiwność, ta ciekawość świata i łatwość
dziwowania się. Wciąż takie same, jak u Stokrotki. Odnajdą w niej
siebie, pomimo różnic w ubiorze (kto teraz nosi do szkoły
fartuszki? kto przyszywa tarcze szkoły na rękawach kurtek?), w
poziomie samodzielności (czy siedmiolatki zostają same w domu, gdy
mama na godzinę wychodzi? czy potrafią pokonać same drogę ze
szkoły do domu?) czy w ulubionych zajęciach (Stokrotka lubi na
przykład szyć ubranka dla Misiaczka, a dzisiejszy siedmiolatek
pewnie jeszcze nie trzymał igły w dłoni). Ale wyobrażam sobie
początkowe lekcje w pierwszych klasach. Gdy nauczycielka czyta
dzisiejszym sześcio- siedmiolatkom „Coś ci powiem, Stokrotko...”,
gdy prosi, żeby dzieci przyniosły swoje misiaczki, a potem
opowiedziały o nich innym dzieciom i gdy nagle zaczyna działać
magia tej książki i okazuje się, że dziewczynka, która siedzi
obok w ławce, może stać się najlepszą przyjaciółką...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...