458. DZIEWCZYŃSKI TYDZIEŃ: PIRATKO! PIĘŚCIARKO! WOJOWNICZKO!
ELENA
FAVILLI I FRANCESCA CAVALLO
„OPOWIEŚCI
NA DOBRANOC DLA MŁODYCH BUNTOWNICZEK. 100 HISTORII NIEZWYKŁYCH
KOBIET”
(TŁ.
EWA BORÓWKA)
DEBIT,
KATOWICE 2017
ILUSTROWAŁO
60 ARTYSTEK Z CAŁEGO ŚWIATA
Układa
się w ciepłym łóżku. Pachnie migdałowym szamponem do włosów.
Pół łóżka zajmują maskotki – aktualnie jest ich siedem. Wtula
policzek w poduszkę i władczym głosem rozkazuje: „Czytaj!”.
Uśmiecham się przebiegle. I wyciągam zza pleców „Opowieści na
dobranoc dla młodych buntowniczek”. Zaczynam proces perswazji. Nic
mnie nie powstrzyma! W tych pozornie łagodnych i nastrojowych
okolicznościach ja zaczynam tworzyć buntowniczkę!
Jaka jest pierwsza (stereotypowa!) myśl, gdy ktoś ośmieli się rzucić słowo „buntowniczka”? Łobuziara! Z kolczykiem w nosie i pokryta tatuażami (od stóp do głów). Z rękami w kieszeni. Z wydętymi wargami. A czy buntowniczka może wyglądać zwyczajnie? Czy może mieć włosy upięte w kok? Albo baletki? Czy może nosić rękawiczki i kapelusz? Albo… mundur wojskowy? Czy może jeździć na rowerze? Pisać wiersze? Grać na bębnach? Prowadzić samochód?
Jaka jest pierwsza (stereotypowa!) myśl, gdy ktoś ośmieli się rzucić słowo „buntowniczka”? Łobuziara! Z kolczykiem w nosie i pokryta tatuażami (od stóp do głów). Z rękami w kieszeni. Z wydętymi wargami. A czy buntowniczka może wyglądać zwyczajnie? Czy może mieć włosy upięte w kok? Albo baletki? Czy może nosić rękawiczki i kapelusz? Albo… mundur wojskowy? Czy może jeździć na rowerze? Pisać wiersze? Grać na bębnach? Prowadzić samochód?
Może!
Bo buntować się można przeciwko różnym rzeczom. Na przykład
przeciwko wojnie. Albo przeciwko temu, że w ojczystym kraju kobiety
nie mają prawa prowadzić samochodu. Albo przeciwko ograniczeniom,
które narzuca ciało. Gdy niewidomej dziewczynie, która kocha
balet, mówią, że nigdy nie będzie tańczyć, to jej buntem jest
tytuł baleriny. Gdy głuchej dziewczynce odradzają jazdę na
motocyklu, bo nie będzie potrafiła usłyszeć, kiedy zmieniać
biegi, ona w odpowiedzi mówi: „Teraz motor i ja, to jedno”. Bunt
tych kobiet to walka – o prawo kobiet (człowieka!) do szczęścia.
Każda prowadzi ją inaczej – jedna na wybiegach dla modelek, inna
z fotela prezydenta, jeszcze inna z serca dżungli, a kolejna z kart
książek. Jest ich tu sto, a każda ma swój pomysł na bunt. To
kobiety sprzed wieków (Hatszepsut żyła przed naszą erą) i takie,
które wczoraj widziało się w telewizji (Michelle Obama). Są
takie, których nazwiska potrafi się przeliterować nawet, gdy ktoś
wyrwie nas z głębokiego snu w środku nocy (Astrid Lindgren) i
takie, których nazwiska nie potrafi się nawet przeczytać (Aung San
Suu Kyi). Są te czarnoskóre (Nina Simone) i białe (Margaret
Thatcher). Te z daleka (Michaela Deprince ze Sierra Leone) i z bliska
(Irena Sendlerowa). Są malarki, pisarki, perkusistki, królowe,
aktywistki, lekarki, przyrodniczki, badaczki, sportsmenki,
programistki, wojowniczki i piratki. Łączy je to, że każda o coś
walczyła – o siebie, o innych, o pokój, o zwierzęta, o rozwój
nauki, o możliwość śpiewu, tańca, jeżdżenia na rowerze…
Każdy
z tych buntów zaczyna się od marzenia. A ta książka jest o tym,
że po każde marzenie warto sięgnąć i je spełnić. Nawet po to,
które wydaje się być tak wysoko, że nie da rady tak wysoko
wyciągnąć ręki. Ale to w nas samych jest siła, żeby robić to,
na co mamy ochotę. To w nas samych jest siła, by obalać mury,
przeskakiwać płoty, rozbrajać bomby.
Ta
książka jest niezwykła tak, jak niezwykła jest każda kobieta i
dziewczynka w niej opisana i tak, jak niezwykła jest każda kobieta
i dziewczynka, która będzie ją czytać. Powstała dzięki ludziom,
którzy uwierzyli w siłę kobiet (dwadzieścia pięć tysięcy
dwadzieścia pięć osób wsparło projekt!). Autorki zebrały w
zbiórce internetowej ponad milion dolarów. Do projektu dorzucili
się ludzie z siedemdziesięciu krajów, pisząc często o tym, jak
bardzo ta książka jest im potrzebna, jak jest ważna. Podobno pewna
mama napisała, że jest matką trzech chłopców i wreszcie będzie
miała narzędzie, które pozwoli jej edukować ich także z
kobiecego punktu widzenia.
Autorki
zaprosiły do współpracy sześćdziesiąt artystek z całego
świata, żeby książkę zilustrowały. Polskę reprezentuje Zosia
Dzierżawska, a mnie rozpiera duma, że jesteśmy tam, wymienieni na
stronie z ilustratorkami. Powstała przepiękna książka! Mnogość
stylów, kolorów, kresek, spojrzeń na świat i technik
odzwierciedla tę różnorodność kobiet, jakie trafiły do zbioru.
Brak mi słów na te obrazy. Z chęcią zobaczyłabym wystawę
oryginałów w którejś z ważnych galerii sztuki.
Gdy
czytam tę książkę (zwykle na wyrywki, jak mantrę na dobre sny i
na dobre rano), mam gulę w gardle. Tyle tu bólu, łez, ran, krwi,
zła, niepewności, wyzwisk, nietolerancji, wojen i bezsensu. Ale
dzięki tym kobietom, tyle tu też siły, odwagi, determinacji,
skromności, motywacji, piękna, pomysłowości, kreatywności,
inteligencji, mądrości - aż się może zakręcić w głowie! To
zdecydowanie książka, która powinna znaleźć się w każdym domu
– absolutny must have i to nie tylko dla dziewczynek. One będą
się z niej uczyć odwagi i pewności siebie. Chłopcy poszanowania i
podziwu dla płci pięknej.
I do
głowy przychodzi mi jedno – zamiast wołać do swoich córek
„księżniczko, królewno, laleczko”, może zaczęlibyśmy wołać
„piratko, pięściarko, wojowniczko”? Niech tym właśnie chcą
być, łamiąc wszelkie stereotypy. I koniecznie z żeńskimi
końcówkami, bo język też trzeba odczarować, żeby nie brzmiał
dziwnie, gdy kobiety za coś się zabierają!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...