494.POJEDYNEK EMOCJI CZYLI STUDIUM DOJRZEWANIA W UJĘCIU HARD I SOFT
No bo to jest tak,
jakby nagle ktoś walnął Cię obuchem w głowę. Albo z całej siły
uderzył w brzuch, tak, że na kilka sekund tracisz oddech i jesteś
pewien, że już nigdy nie wróci. Albo jak wyrwanie z najgłębszego
snu, gdy nagle ktoś zrywa z ciebie kołdrę. I do tego pyta o
tabliczkę mnożenia.
Gdzie jestem, kim
jestem, jak tu się dostałem? Co teraz? Co właściwie mam robić
dalej? Dużo myśli, pytań, żadnych odpowiedzi. Straszliwy ból.
Czasem boli w duszy i nie pomaga ibuprom. A jeszcze trzeba chodzić
do szkoły, zdrowo się odżywiać, samodoskonalić, rozwijać swoje
pasje i zainteresowania oraz dbać o kondycję fizyczną…
Całe dojrzewanie!
A tu tyle problemów,
dziwności, inności – jakby każdego dnia ktoś przemalowywał
świat na inny kolor i trzeba było przywykać do niego na nowo. I
nie ma próbnika kolorów. Jak się nie pogubić?
Można świat brać
na wesoło, można na poważnie. Zależy, czy jest się Agnieszką
Tyszką czy Joanną Jagiełło…
Na poważnie...
JOANNA JAGIEŁŁO
„JAK ZIARNKA
PIASKU”
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2018
PROJEKT OKŁADKI
ASIA GWIS
Były jednakowe.
Nieodróżnialne. Zawsze razem. Scalone ze sobą, zjednoczone,
stopione. Nie bardzo wiedziały, gdzie zaczyna się jedna, a kończy
druga. I tak od pierwszej klasy szkoły podstawowej, od momentu, gdy
się rozpoznały. Anna i Nina. Dwie zwykłe dziewczynki w pierwszym
dniu szkoły. Obydwie przestraszone i niepewne, obydwie wyobcowane.
Ale tylko do momentu, gdy patrzą sobie w oczy, bo potem już wiedzą
– mam ją, mam drugą połówkę, już nigdy nie będę samotna!
I tak właśnie
było. Nawet, gdy Nina dostała się do liceum plastycznego, a Anna
była tuż pod kreską i nie miała szans na odwołanie. Nawet wtedy,
gdy ostatnie wakacje przed szkołą średnią się skończyły, a one
miały zupełnie inny plan lekcji, inne zajęcia, inny program
nauczania, innych kolegów w klasie, a ich drogi do szkoły biegły w
przeciwnych kierunkach. To nic nie znaczy, prawda, Nino? Wciąż
jesteśmy jednym i tym samym bijącym sercem. Wciąż znam Twoje
myśli i wiem, co powiesz za chwilę.
Skoro tak, to
dlaczego ja wciąż oddycham, a Ty już nie?
Dlaczego założyłaś
na szyję sznur, narysowałaś sobie na policzku łezkę Arlekina i
tak po prostu, całkiem zwyczajnie i brutalnie się powiesiłaś?
Co jest w Annie?
Oprócz tego, co we wszystkich nastolatkach, oprócz tej banalnej
burzy hormonów, która sprawia, że stają się mniej sobą niż
powinni? Jest w niej tęsknota. Ktoś wyrwał jej pół ciała, pół
serca, pół świata. Jest jej na świecie tylko część. I to
bardzo boli, bo serce nigdy nie odrasta. No włosy mogą odrosnąć,
skóra się zabliźnić, paznokcie pojawią się zupełnie nowe, ale
to miejsce po drugim człowieku, to już zawsze będzie wyrwa. A
oprócz tego Anna czuje złość i zawód. Bo jak to, Nino, do dnia
naszych siedemnastych urodzin (tak, obie urodziły się dokładnie
tego samego dnia), wierzyłam, że nic się nie zmieniło i nadal
wiem, co masz w głowie. A okazuje się, że była naiwna, że
wierzyła w jednorożce i wróżki, że najwidoczniej Nina już się
przyjaźniła się z nią tak bardzo, jak ona z Niną.
Zawód, szok,
tęsknota, złość, histeria, smutek, niedowierzanie, ból i
poczucie winy, że nie zauważyła w porę, co się dzieje z
najbliższą jej osobą – jak to wszystko pomieścić w jednej,
siedemnastoletniej dziewczynie? I to takiej, której mama jest
zasadnicza, zimna, oschła, nie wierząca w uczucia i twierdząca, że
żałobę najlepiej potraktować dużą dawką pracy –
jakiejkolwiek, byle pożytecznej, bo przestanie się myśleć o
głupotach?
Anna nie odpuszcza.
Musi dowiedzieć się, co się właściwie stało, dlaczego Nina w
stroju Arlekina poszła do lasu, starannie wybrała drzewo i
zarzuciła pętlę.
Anna przenosi się
do plastyka i zaczyna śledztwo. Idzie po śladach Niny, staje się
poniekąd nią… To dwie wersje tej samej historii. Nieprzypadkowo
dziewczyny urodziły się tego samego dnia, obydwie mają talent
plastyczny i myślą podobnie. Są jakby jedną osobą, tylko
rozdzieloną na dwa losy. Jednej Joanna Jagiełło dała przeżyć,
jedną ocaliła, żeby niosła świadectwo…
To książka, którą
czytałam długo w noc, struchlała ze strachu, przerażona,
zapłakana. Jest tu nienawiść, przemoc, wykorzystywanie seksualne,
narkotyki. Jest ta typowa niepewność siebie nastoletnich dziewczyn,
które tak rozpaczliwie szukają akceptacji, że przestają widzieć
świat takim, jakim jest naprawdę. Mam do tej książki przerażający
soundtrack: „Na ucho” śpiewa mi Kasia Nosowska. I wciąż, jak
pętlę słyszę te wersy:
„znam
ich córki
które dla ciepłego słowa
pozwalają rozpruwać swą
niewinność na parapetach
nocnych klubów”
które dla ciepłego słowa
pozwalają rozpruwać swą
niewinność na parapetach
nocnych klubów”
Nina
i Anna nie są z patologicznych rodzin. Przyzwyczailiśmy się
myśleć, że tylko takie spotykają nieszczęścia. One po prostu są
zwykłymi nastolatkami, między dziecięcością a dorosłością,
jedną nogą w ogromnym świecie odpowiedzialności za siebie i
innych, a drugą jeszcze w tym, gdy ktoś zawsze łapał je, gdy
upadały, odsuwał rękę od ognia, wyjmował z dłoni ostry nóż.
Drżę cała i myślę o swojej córce, która będzie w tym samym
punkcie szybciej, niż się spodziewam. Bardzo, bardzo potrzebne są
takie książki! Mocne, dosadne, prawdziwe… Może jest szansa, że
któraś z nastolatek takiej książki się uchwyci i nie pójdzie ze
sznurem do lasu?
Trochę mniej...
AGNIESZKA TYSZKA
„SIOSTRY PANCERNE
I PIES”
AKAPIT PRESS, ŁÓDŹ
2018
PROJEKT OKŁADKI
AGATA DUDEK
Ile może być
sióstr pancernych? Głupia zagadka, bo zbyt prosta. Oczywiście, że
cztery! Jak inaczej?! Georginia, Róża, Jaśmina i Hortensja.
Pancerne oczywiście. I oczywiście, że pies. Bo jak inaczej?! Pies
Paproch, zwany też Paprociem. Jest niezbyt duży, troszkę
zaniedbany dom, który trzeba czyścić wyłącznie naturalnymi
środkami, nie mającymi negatywnego wpływu na środowisko,
eko-żarcie w lodówce, mama i tata, którego właściwie to bardziej
nie ma niż jest, bo zarabia na swoje pięć kobiet (i psa!) grając
w orkiestrze na statku dalekomorskim. No i dwie babcie – jedna
wiecznie zajęta, bo robi karierę, a druga wiecznie zajęta, bo
pobożna i zamiast pomóc czasem przy dzieciach, woli się za nie
pomodlić. Istny, totalny, absolutny bałagan, biorąc pod uwagę
także to, że siostry są reprezentantkami wieku od przedszkolnego
do średnioszkolnego, że Róża chce iść na artystyczną uczelnię,
interesuje się teatrem, sztukami plastycznymi i Jeremim, że Teśka
jest totalną, absolutną gapą z „dziurawymi rękami”, wszystko
gui i o wszystkim zapomina, że Gienia ma dopiero kilka lat i szósty
zmysł (czasem aż dreszcz przechodzi, gdy okazuje się, że wie
wszystko to, co ktoś sobie pomyśli), a Jaśka jest właśnie w
chwili, gdy „wszystko jest beznadziejne!”. I do tego Paporch
właśnie zachorował. Poważnie. I wymiotuje i ma biegunkę I
śmierdzi. I oczywiście na nic nie ma pieniędzy. A teraz jeszcze
bardziej nie ma, skoro trzeba wydawać kasę na leczenie tego
głupiego, starego kundla! A jeszcze tego dnia Paproch zeżarł
korektor Jaśminy do twarzy, więc nie ma nawet czym zamaskować
pryszczy! Naj-go-rzej! I jeszcze matma! I nauczycielka, co się
uwzięła. I tanie kalosze, które kupiła jej mama, a w których
przecież nie można pokazać się światu (a koleżankom w
szczególności). Więc trzeba iść do szkoły w starych trampkach –
mimo że mają dziurę i chociaż jest deszcz. I najlepsza
przyjaciółka, która ma kupę kasy i uwielbia shopping, ma
najpiękniejsza torbę (z Barcelony!) chyba właśnie znalazła sobie
nową najlepszą przyjaciółkę… Jak żyć? Jak w ogóle można
żyć? Jaśka co chwilę wybucha. Czasem płaczem, rzadko, bardzo
rzadko śmiechem, najczęściej złością. Rani wszystkich dookoła
i wkurza się jeszcze bardziej, gdy wszyscy są dla niej tacy
wyrozumiali. Świat jest do de! Wszystko jest do de! Chciałoby się
położyć w ciemnym pokoju i przestać być. A trzeba przypilnować
młodszych sióstr i posprzątać kupę psa!
Co jest siłą tej
książki? Prawda i uśmiech. We wszystkich czterech siostrach widać
stadium rozwoju człowieka – od poczwarki (Gienka) do pięknego
motyla (Róża). Widać problemy poszczególnych etapów, choć
oczywiście Jaśka przoduje, bo jest w wieku, gdy problemów jest
najwięcej – wręcz cała masa! Te problemy rozbłyskają,
wybuchają, a potem spalają się i znikają. Ale zanim znikną to
sieją spustoszenie. A Jaśka – jak to nastolatka, nie umie
poradzić sobie z tymi wybuchami i co rusz się parzy, lawirując
dość niezgrabnie między odłamkami.
Ale ma coś, czego
może nie docenia, ale co jest jej największym darem od losu. Ma
coś, co wydaje się oczywiste, ale gdy pojawia się wizja, że tego
zabraknie, nagle już tak oczywiste być przestaje. Coś, o co chce
walczyć, jak czterej pancerni i pies, choć przeważnie sobie tego
nie uświadamia. To coś to jej rodzina! Z rozlicznymi wadami,
nieidealna, hałaśliwa, bałaganiarska, czasem tak męcząca, że
chciałoby się ją wystrzelić w kosmos (albo siebie!), wtykająca
wszędzie nos (trzy nosy sióstr, jeden mamy i mokry nos psa na
dodatek!), wymagająca, stawiająca warunki, powierzająca obowiązki
(posprzątać tę straszną, okropną łazienkę, której absolutnie
nie da się domyć octem i sodą oczyszczoną!), ale najkochańsza,
jedyna w swoim rodzaju, słuchająca, uważna, zawsze z otwartymi
ramionami, pobłażającą, tolerancyjna wobec obelg, krzyków, łez
i wszystkich tych słów, które się mówi, choć tak naprawdę
absolutnie nie chciało się ich powiedzieć, wybaczająca, szczera,
po prostu pancerna!
I owszem, rodzina
Borejków ma się dobrze, wciąż przeżywa nowe przygody,
przekształca się, przeobraża i wciąż jest najbardziej znaną
książkową rodziną w Polsce, ale rodzina Pancernych na pewno by
się z Borejkami zaprzyjaźniła, wymieniła przepisami na
ekologiczne, zdrowe dania, opiniami na temat „Cierpień młodego
Wertera”, adresami najlepszych ciucholandów w mieście, żarcikami
słownymi i upodobaniem do słownych gier i tą niesamowitą
pozytywną energią, która jest w obydwu tych rodzinach. To się
chyba nazywa miłość po prostu…?
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...