491. DWADZIEŚCIA JEDEN
GUSTI
„MALLKO I TATA”
(TŁ. TOMASZ PINDEL)
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2018
ILUSTROWAŁ AUTOR
Ludzie pytają
ciężarne kobiety zawsze o to samo: „jak się czujesz?”, „kiedy
termin”, „co byś wolała – dziewczynkę czy chłopca?”. Ja
zwykle odpowiadałam, że „obojętnie, byle było zdrowe”. To nie
są moje słowa. To słowa dyżurne, wyuczone, słowa podręczne,
które ma się zawsze w kieszeni i wyciąga w takiej sytuacji,
słowa-mantra, słowa-zaklęcie, słowa jedyne właściwe, które nie
wyrażają uczuć, a mają za zadanie zaczarować rzeczywistość.
Nie tylko ja tak mówiłam, właściwie nie myśląc o prawdziwej
odpowiedzi. Mówi tak miliony kobiet i mężczyzn na świecie –
pewnie nawet w tej chwili wiele ust wypowiada dokładnie te słowa.
No więc… byle było zdrowe. Tylko, że czasami nie jest.
No więc… byle było zdrowe. Tylko, że czasami nie jest.
Czasami ma dodatkowy
chromosom – chromosom 21. Co się wtedy dzieje? Migdałowate oczy,
prosta, pojedyncza bruzda na dłoni, krótkie kończyny, osłabione
napięcie mięśniowe, podatność na choroby serca i płuc,
niepełnosprawność intelektualna, oczopląs, zez, zaburzenia
słuchu, wady przewodu pokarmowego, wady kośćca… można tak
wymieniać i wymieniać. Gdzieś tam jest koniec, ale nim się do
niego dotrze, jest tyle do pokonania, że właściwie to jakby go nie
było…
Gusti prosił w
swoim życiu o pewną ważną rzecz – chciał doświadczyć
bezwarunkowej miłości – nie letniej, nie zimnej, nie takiej
„może, nie jestem pewien, chyba”. Tylko z perspektywy czasu
mówi: „trzeba uważać, o co się prosi”. Bo chciał to dostał.
Ale „miłość bezwarunkowa” nie znaczy „miłość łatwa”.
Wydaje się, że skoro nie stawia warunków, to musi być oczywista i
przychodzi bez wysiłku. Ale potem na Twojej drodze staje Twoje
dziecko. I okazuje się, że ma charakterystyczną płaską twarz. I
już wiesz – to zespół Downa…
Co się wtedy dzieje
w człowieku? Wzdrygam się, przypominając sobie to swoje
desperackie, błagalne, proszalne „byle było zdrowe”… Wzdrygam
się, bo moje było… Wzdrygam się, bo czasem nie jest…
Mallko nie był.
Malko, gdy się
urodził „zaatakował mój zamek ze wszystkich sił, cała swoją
armią!” - opowiada Gusti, autor przepięknego, poruszającego
picturebooka.
To książka o jego
synu, o nim i o Downie. O jego żonie, o jej synu i o Downie. O jego
drugim, starszym dziecku, jego bracie i o Downie. O czymś, o czym
ludzie wolą milczeć, a o czym przecież milczeć się nie da. Bo
jest, bo widać, bo trzeba nauczyć się jak patrzeć na osoby z
zespołem Downa, jak z nimi rozmawiać, jak ich słuchać, jak z nimi
być, żyć, pracować, jak je kochać…
Ta książka jest
mocna. Jak uderzenie pięścią w splot słoneczny. Przez chwilę
brakuje ci tchu, potem ryczysz, potem zastanawiasz się dlaczego
dostałeś taki cios, jeszcze potem czujesz złość, a na końcu
przechodzi. Gusti mówi całą prawdę i tylko prawdę. Bez
szeleszczącego złotego papierka, który jest ładny, ładnie
błyszczy i ładnie ukrywa wstydliwe oczywistości.
Gdy Mallko się
urodził Gusti go nie zaakceptował! Tak zwyczajnie, po ludzku.
Przeszedł te wszystkie etapy – dlaczego ja? dlaczego on? co teraz
będzie? nie chcę go! chcę go wymienić! Oburzające? Okrutne? Nie…
ludzkie. Tylko jesteśmy zbyt „dobrze wychowani”, żeby przyznać
się, że takie myśli mogą pojawić się w głowie świeżo
upieczonego ojca. Masz kochać i już! - tak rozkazujemy, stojąc z
boku i głaszcząc foremne główki naszych zdrowych dzieci. Tylko
jak pokochać Downa w swoim dziecku?
Gusti bronił się
przed tym, aż jego starszy syn, lat osiem, powiedział: „A co mnie
obchodzi, czy jest zielony, czerwony czy niebieski, posrebrzany i
kudłaty czy niski i grubiutki. Dla mnie zawsze będzie moim
najlepszym braciszkiem”. Teraz ma lat 14 i zdania nie zmienił.
Ojciec zmienił je tylko raz – na lepsze. Właśnie wtedy, gdy
usłyszał te ważne słowa od Theo. Być może, żeby zacząć
kochać swojego młodszego syna całą miłością, jaką posiadał,
potrzebował wiedzieć, że ktoś inny już go akceptuje takim, jakim
jest?
Ta książka to
pamiętnik – wiele tu haseł, przemyśleń, oczywiście wiele
grafik (Gusti jest artystą grafikiem) – wymownych, symbolicznych,
ważnych. Czasem są zapisy rozmów, innym razem zabaw. Jest strach,
ból, nuda, irytacja, podwójny(!), potrójny(!!), poczwórny(!!!)
wysiłek, który trzeba włożyć w wychowanie dziecka z zespołem
Downa (w porównaniu z wychowaniem dziecka zdrowego). Ale jest też
przeogromna, bezgraniczna, fascynująca radość. Taka z
codzienności. Z tego, że Mallko lubi rysować i narysował samochód
z czterema kołami, że chodzi do szkoły (gdzie co prawda ciągnie
czasem kogoś za włosy…), że lubi się przytulać, że pomaga
woźnemu myć podwórko, że uwielbia być blisko (genialna scena w
toalecie!!!)… „Chciałem mieć zdrowe, normalne dziecko.
Normalne? Co to właściwie znaczy?” - zastanawia się Gusti. I ja
też, razem z nim. Bo czytam/oglądam ten niezwyczajny duet i widzę
w Mallku zachowania każdego pięcio-, sześciolatka. Takiego, który
chromosomów ma prawidłową ilość. To samo „nie!” - pozornie
bez powodu, to samo ganianie za gołębiami do upadłego, to samo
ustalanie własnych zasad w każdej grze i zabawie (niekoniecznie
wytłumaczalnych dla innych), to samo pragnienie nieustannej zabawy.
I ta sama potrzeba miłości. BEZWARUNKOWEJ.
Podziwiam Gustiego
za to, że odważył się narysować, napisać, a potem pokazać
światu taki pamiętnik. Że nie powiedział: „jest pięknie, niech
każdy sprawi sobie dziecko z zespołem Downa, bo opieka nad nim to
nic trudnego i od razu zakochujesz się w tych oczach z opadającymi
powiekami!”. Nie mówi bzdur – wali prawdą między oczy! Ale
jednocześnie pokazuje jak pięknie może wyglądać relacja
ojciec-syn. Nie dziwię się, że ta książka dostała Nagrodę
główną BolognaRagazzi Award 2016 w kategorii książek o
niepełnosprawności. Nie wyobrażam sobie piękniejszej, bardziej
szczerej, bardziej wzruszającej książki na ten temat. Gusti –
kłaniam Ci się nisko…
[Ważna informacja –
w Polsce dochód ze sprzedaży książki zostanie przekazany na rzecz
podopiecznych Stowarzyszenia Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem
Downa „Bardziej Kochani”.]
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...