554. GENDER W NOKTURNII
LAURA ELLEN ANDERSON
„AMELKA KIEŁ I
BAL BARBARZYŃCÓW”
(TŁ. MARIA
JASZCZUROWSKA)
WYDAWNICTWO
LITERACKIE, KRAKÓW 2018
ILUSTROWAŁA AUTORKA
Świeżo wyciskany
sok spod pachy? Podsmażane noski nadziewane kozami? Panierowane
strupy? Spleśniałe ptysie z woskowiną z uszu? Bleeee… Buuu…
Ależ tak, Buuu też tu jest. To właśnie on podaje do stołu te
wszystkie przysmaki. Jest bowiem kamerdynerem w rezydencji Państwa
Kłów (a przy okazji duchem, który nie cierpi braku kultury).
Państwo Kieł to nikt inny jak rodzina wampirów – Hrabia Kieł
Trzeci (czyli inaczej tato Drak, który uwielbia hawajskie koszule i
krzyżówki), Hrabina Frywolita Kieł (mama) i córka Amelka Kieł.
Jest jeszcze Dyńka – Dyńka to zwierzątko domowe Amelki i jedna z
jej najlepszych przyjaciółek. „Dyńka lubi podskakiwać i się
przytulać, a nie lubi, jak się ją podnosi za ogonek. I nie znosi
być z dala od Amelki.”
Wszystko w
Nokturnii, mieście, w którym mieszkają Państwo Kieł, toczy się
swoim pięknym ustalonym rytmem. Poprawka: obrzydliwym ustalonym
rytmem. Mieszkańcy Nokturnii śpią w dzień (bo boją się
Świetlistych Istot, które w dzień się budzą), a w nocy chodzą
do szkoły i pracują. Amelka jest w klasie ze swoimi przyjaciółmi
– Florką Kudłacz, rzadko spotykanym gatunkiem Yeti, która nie
lubi, jak się o do niej mówi per „bestio” (i zawsze mówi
WIELKIMI LITERAMI, bo jest po prostu ogromna i nie umie mówić
cicho) oraz Kostkiem Ponurakiem – jego mama to znana powszechnie
Kostucha. On póki co uśmierca swoją kosą tylko rozgniecione żaby.
I ma śmierćfona.
W rezydencji Państwa
Kłów właśnie panuje nieco gorączkowa atmosfera, ponieważ Pani
Kieł, jak co roku, wydaje Bal Barbarzyńców i, delikatnie mówiąc,
niepokoi się przygotowaniami. Amelka jest nieszczęśliwa, ponieważ
na bal nie mają wstępu żadne dzieci, a ona musi tam być, żeby
mama mogła się nią pochwalić. Nuuuuuda! Okazuje się jednak, że
w tym roku zaproszenie przyjął w końcu Król Vladimir, który od
śmierci swojej żony (10 lat temu pożarła ją wróżka) nie
wychodził ze swojego zamku. Nikt też nie miał okazji do tej pory
poznać syna króla, księcia Tadżina. Drak i Vladimir kiedyś byli
kiedyś najlepszymi przyjaciółmi i grali razem w gałę oczną, ale
od tej straszliwej tragedii…
Amelka nieszczęśliwa
zamienia się w Amelkę szczęśliwą, bo w końcu na balu zjawi się
ktoś w jej wieku. Tylko, że Tadżin jest najbardziej rozpuszczonym,
najbezczelniejszym, najohydniejszym chłopcem, jakiego widziała
Nokturnia. I nie, to nie jest w tym wypadku komplement. Dość
powiedzieć, że ukradł Amelce jej ukochaną Dyńkę. Ale jak do
tego doszło? To już trzeba przeczytać w tej obrzydliwej książce,
pełnej obciętych palców, rąk, nosów, uszu, „Trumiennych
rewolucji” i obślizgłych klamek...
Nie przepadam za tym
sposobem kupowania uwagi młodego czytelnika – za epatowaniem
obrzydlistwem. Ale muszę przyznać, że w tej książce wszystko to
było po prostu… urocze! I zabawne. Nie przypuszczałam, że będę
się tak dobrze bawić i że będę tak ciekawa, co będzie dalej.
Oczywiście w pewnym stopniu ta książka jest schematyczna –
wiadomo, że znajdzie się w niej wszystko co nieapetyczne,
odrażające i wstrętne. Wiadomo też, co kieruje Tadżinem – chęć
zdobycia przyjaciół i przeogromna nieumiejętność zabierania się
do rzeczy w tym temacie. Wiadomo też, że na końcu Dyńka trafi z
powrotem do Amelki, a paczka przyjaciół będzie liczyła już nie
trzech członków, a czterech. Zapytałam Majkę – potwierdziła,
wiedziała, że wszystko skończy się dobrze. Nie przeszkadzało nam
to jednak uśmiechać się od ucha do ucha podczas lektury.
Przepiękna jest scena, gdy zmęczona kłótniami dzieci nauczycielka
(Pani Szkieletor), odkręca sobie głowę i wsadza ją do szafki, bo
potrzebuje chwili spokoju. Praktyczne? Praktyczne! Zazdroszczę! A
już szczególnie podobało mi się, że brokat, róż, jednorożce i
wróżki okazują się śmiertelnym zagrożeniem! „Amelka i jej
przyjaciele uwielbiali czytać książki o Świetlistych Istotach: o
potwornych lśniących jednorożcach (Nokturnijczycy nade wszystko
obawiali się brokatu i wszystkiego, co błyszczące), o bezlitosnych
migoczących wróżkach i puchatych, mięciutkich, straszliwych
aniołkociakach.” No jakbym znalazła się w pokoju jakiejś małej
dziewczynki! (albo w którejś z sal zabaw w hipermarkecie). Fuj!
Och, zdecydowanie lepiej czułabym się w Nokturnii niż w Królestwie
Światła i w Brokatowicach. Odczytuję tę książkę jak maleńki
(być może nieuświadomiony) proteścik przeciwko generalizowaniu –
nie wszystkie małe istoty rodzaju żeńskiego lubią brokat i
wróżki. Gender w świecie wampirów? Czemu by nie?
Więc tym razem
kupuję tę konwencję „oswajania obrzydliwości”, która rośnie
w siłę co roku w okolicach 31 października. A Majka dorzuca się
ze swojej skarbonki i płaci za nią razem ze mną. Powiem więcej,
czekamy na drugi tom, bo bardzo chcemy wiedzieć, czy uda się
odnaleźć matkę Tadżina.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...