550.KOMIKSOWY WEEKEND: DZIEWCZYNA O NIEBIESKICH WŁOSACH


SCENARIUSZ I RYSUNKI LUKE PEARSON
„HILDA I KAMIENNY LAS”
(TŁ. HUBERT BRYCHCZYŃSKI)
CENTRALA-MĄDRE KOMIKSY, POZNAŃ 2018

Obawiałam się, że się nie doczekam. Że włosy mi posiwieją (szkoda, że na starość nie robią się niebieskie), a Ona nie przyjdzie, nie zapuka do drzwi, nie usiądzie w moim fotelu, nie da się zaprosić na herbatę (nie błotną, nie z patyków). Ale jest, po dwóch latach jest, a ja nie mogę uwierzyć w swoje szczęście! Znam bowiem tylko jedną większą fankę Hildy niż ja (Aniu, pozdrawiam!). I jeśli miałabym wskazać swój ulubiony komiks, to nie wahałabym się ani chwili…
Piąty tom przynosi wszystko to, co w „Hildzie” uwielbiam. Realizm magiczny, dziwne stwory wałęsające się po ulicach miasta, między zwykłymi domami i zwykłymi mieszkańcami Trolberg. Obawiałam się, tak samo jak Hilda, że gdy ona, mama i Rożek przeprowadzą się z Pustkowia do miasta, to nie będzie już o czym robić komiksów z Hildą w roli głównej. Ale nie, wszystko jest tak, jak było. Hilda udowodniła już we wcześniejszych tomach, że wytropi niezwykłość w każdym miejscu na świecie. Pewnie gdyby przeszła się moją ulicą, także okazałoby się, że mieszka tu dużo stworów, o których nie miałam pojęcia, że egzystuję w jednym domu z Tontu (wszystkie domowe duchy mają na imię Tontu), a obok hipermarketu pół kilometra dalej żyje jakiś troll. Odkąd się okazało, że Trolberg nie jest pozbawione fantastycznych istot (a tym samym przygód), Hilda praktycznie przestała bywać w domu. Wciąż pakuje się w kłopoty (i tym samym przygody), poznaje nowe istoty, żyje prawie tak jak wtedy, gdy mieszkała na Pustkowiu. Z tą różnicą, że od czasu do czasu w swoje zabawy wciąga też Fridę – najlepszą przyjaciółkę. I z tą różnicą, że mamie zaczyna to przeszkadzać. I z tą różnicą, że Hilda zaczyna mamę okłamywać. „Będę u kolegi”, „oglądaliśmy film”, „tego swetra nie zmoczył mi wcale duch wody, tylko wpadłam do kałuży”… To z jednej strony chęć pozostawienia wszystkiego tak, jak było kiedyś – Hilda kochała Pustkowie ponad wszystko, kochała swobodę, wolność, wędrówki, przyrodę i otwartą przestrzeń. Ale z drugiej strony mała Hilda chyba już po trochu, po troszeczku zaczyna dorastać. Zawsze miała swoje sprawy, zawsze była samodzielna, samowystarczalna, uzależniona jedynie od swojej wyobraźni. I o ile na Pustkowu mama jakoś to znosiła, o tyle w Trolberg dostrzega więcej niebezpieczeństw, które czyhają na córkę. Zaczyna się o nią bać, zaczyna być troskliwa, opiekuńcza (może trochę nad…) i rodzi się między nimi konflikt… A konflikty nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Tym razem na przykład prowadzą do tego, ze Hilda z mamą przenoszą się do dziwnej krainy, w której trolle najwyraźniej czują się jak w domu. A trolle nie należą do istot, które lubią ludzi. No chyba, że jadać na przekąskę…
Będzie niebezpiecznie, ekscytująco, emocjonująco. Będzie tak, jak zawsze jest w „Hildzie”. Będzie kilka dziwnych stworów, których jeszcze nie było, ale będą też te (co mi się bardzo, bardzo podobało), które znamy z poprzednich części. No i będą zupełnie ludzkie emocje, przyziemne i całkiem banalne, z którymi mama i córka muszą sobie poradzić. Tak po ludzku, przyziemnie, całkiem banalnie. Bo oprócz tego, że Hilda ma jeleniolisa (albo lisojelenia), że mieszka z nią duch domu i elf, że przyjaźni się z Drewniakiem i że od czasu do czasu lata na wielkich puchatych stworach, to jest zwykłą dziewczynką, o którą mama boi się tak samo jak każda inna mama o każdą inną córkę. Pięknie jest pokazana ta relacja i mądra miłość między nimi.
I tylko jedna prośba, jeden apel do Pearsona i do Centrali – nie zostawiajcie nas na kolejne dwa lata z głuchym sygnałem w słuchawce! Piąty tom skończył się bowiem w takim momencie...















Komentarze