552. ZALAŁAM POCIĄG
KATHERINE APPLEGATE
„DRZEWO ŻYCZEŃ”
(TŁ. MAŁGORZATA
GLASENAPP)
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2018
ILUSTROWAŁA SARA
OLSZEWSKA
Jadę sobie
pociągiem relacji Warszawa-Gdańsk. Zwyczajna sobota. Tuż po 12 w
południe. Czytam sobie książkę. I im jestem dalej w tej książce,
tym niżej osuwam się na pociągowym fotelu. Tym szczelniej
przykrywam się szalikiem i zasłaniam książką. A potem jest już
tylko kap, kap, kap… Zastanawiam się, kiedy przyjdzie konduktor i
zapyta „No i kto to wszystko posprząta?”. Zastanawiam się, czy
w pociągu jest w ogóle sprzątaczka/sprzątacz z mopem, żeby
wytrzeć ten zalany kawałek pod moim siedzeniem. Bo poleciało ze
mnie jak z otwartego do oporu kranu. Wszystko – całe zło,
nienawiść, rasizm, krzywdzenie innych, podejrzliwość, nieufność,
niszczenie przyrody, nieżyczliwość, niemiłość… I razem z tym
płynie wszystko to, czego pragnę – szacunku do wszystkich istot
żywych, ocalenia od zapomnienia, tolerancji, pielęgnowania pamięci
o przeszłości i przodkach, miłości… Tak, owszem, to wszystko
jest w książce dla dzieci. W wyjątkowej książce, której nie
można czytać ot tak, bez emocji, w biegu, opychając się bułką.
W książce, po lekturze której trzeba na pewno porozmawiać z
dzieckiem, któremu się ją czytało. Szczerze. Co może być
trudne. Bo jak wyjaśnić jednemu człowiekowi dlaczego drugi
człowiek potrafi być tak okrutny? W książce o pewnym drzewie.
Drzewie o imieniu Dąb, które ma 216 słojów (czyli 216 lat) i
które już bardzo niedługo, za kilkanaście stron, ktoś będzie
chciał ściąć.
„Trudno się
rozmawia z drzewami. Pogawędki to nie nasza specjalność.
Co nie znaczy, że
nie umiemy robić różnych rzeczy, których wy nie potraficie.
Umiemy na przykład
kołysać do snu puchate sowięta. Utrzymywać koślawe domki na
drzewie. Fotosyntezować.
Ale rozmawiać z
ludźmi? Nie bardzo.” [s.11]
Pewnie, też nie
chciałabym gadać z człowiekami, gdybym była drzewem. Bo ludzie
nie zdają sobie sprawy, czym jest drzewo. Że jest życiem. Że jest
schronieniem. Że jest domem. Że jest istotą. Że czuje. A TO
drzewo jest wyjątkowe. Bo nie dość, że postanowiło porozmawiać
z ludźmi, nie dość, że przekazało pewną wzruszająco historię,
to jeszcze stanęło w obronie człowieka. Ile ludzi robi to samo dla
drzew?
A było to tak…
Dawno, dawno temu ktoś na gałęzi tego Dębu powiesił swoje
życzenie. A że się spełniło, co roku coraz więcej osób
zawieszało tam swłasne. Na kartkach. Lub na materiale. Zdarzało
się, że nawet na bieliźnie. Marzenia są różne, bo o nowym
komputerze, o zdrowiu, o miłości. A jedno marzenie powiesiła na
gałęzi Dębu Samar, dziewczynka z sąsiedniego domu. Napisała je
na skrawku materiału – różowego w kropeczki. Marzenie było niby
proste – chcę mieć przyjaciela. Ale w rzeczywistości do
najłatwiejszych nie należało – mama Samar nosiła chustkę na
włosach, Samar miała ciemniejszy kolor skóry, jej rodzina jadła
inne potrawy niż reszta. Wprowadzili się kilka miesięcy wcześniej
i Dębowi wydawało się, że ubogacą dzielnicę, bo byli tak bardzo
różni od pozostałych, nowi, kolorowi… Stało się inaczej. Nie
znaleźli zrozumienia, ludzie nie mówili im „dzień dobry”,
dzieci śmiały się z Samar, a ich rodzice odwracali głowy od jej
rodziców. Coś złego zaczęło się dziać i wybuchło, gdy na pniu
Dębu jakiś chłopak wyrył śrubokrętem z żółtą rękojeścią
słowo: „Wynocha!”. To dlatego Samar nie miała przyjaciół –
Muzułmanie w angielskiej dzielnicy nie miewają przyjaciół. A
drzewa z napisem „Wynocha!” trzeba ściąć. Nawet jeśli mają
216 lat i jeśli mieszka w nich bardzo dużo zwierząt i ptaków. Ze
swoją krzywdą Dąb się pogodził, ale z krzywdą Samar nie
potrafił. Dlatego złamał wszelkie niepisane prawa przyrody i
odezwał się do człowieka.
A co z tego wynikło?
Czy to dobrze czy
źle, że naruszył odwieczne prawo?
Po zamknięciu
książki wystukuję drżącymi dłońmi maila do Dwóch Sióstr, że
pięknie jest, że niesamowite wrażenia, że doskonała książka.
Wszystkie te banały, które nie oddają moich uczuć, a które mają
sprawić, że odbiorca zrozumie, że doceniam. Mam nadzieję, że
ktoś tam zrozumiał i wybaczy wszystkie mokre od łez literówki...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...