428.TROCHĘ TAK, TROCHĘ NIE
GABRIELA MISTRAL
„KOPCIUSZEK”
(TŁ. KRYSTYNA
RODOWSKA)
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁA
BERNADITA OJEDA
GABRIELA MISTRAL
„KRÓLEWNA ŚNIEŻKA
U KRASNOLUDKÓW”
(TŁ. KRYSTYNA
RODOWSKA)
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁ CARLES
BALLESTEROS
Na naszych półkach
stoi kolka tomów z baśniami. Są wśród nich te najpopularniejsze
– Kopciuszek, Królewna Śnieżka, Czerwony Kapturek, Śpiąca
królewna. Są w różnych zestawieniach, w różnych formatach, z
różnymi ilustracjami, każdy z autorów/adaptatorów opowiada je
swoimi słowami. Czasem te słowa się rymują, czasem są staromodne
i nieczytelne, czasem zbyt współczesne, jak na długie suknie,
krynoliny i zaczarowane dynie. Ale w przypadku interpretacji Gabrieli
Mistral kolejny raz zafascynowana jestem możliwościami, polem do
podpisu, traktowaniem tekstu baśni, jak inspiracji, jak szkieletu,
który oblecze się własnym ze słów ciałem.
Pomna sytuacji, gdy czytałam na głos „Czerwonego Kapturka”, teraz od razu
przeczytałam te książki sobie. I raz się zachwyciłam, a raz nie.
Mam dwie wiadomości
– dobrą i złą, którą chcesz najpierw?
Ja zawsze wybieram najpierw złą, żeby już mieć z głowy…
Ja zawsze wybieram najpierw złą, żeby już mieć z głowy…
Tekst „Kopciuszka”
nie podobał mi się wcale. Otworzyłam książkę, pożarłam
pierwsze litery i co? Zaczęłam się zastanawiać, czy podczas
czytania nie skleiły mi się przypadkiem kartki i nie ominęłam
kilku pierwszych. Bo zaczyna się od razu – bach! - i Kopciuszek
siedzi, umazany w sadzy, z nadpalonymi rzęsami, myje posadzki i
gotuje. A kto zacz, ten Kopciuszek? A gdzie szczęśliwe chwile, gdy
wychowywała ja kochająca mama? A gdzie tata, który został wdowcem
i poślubił złą macochę, która do ich domu sprowadziła się z
dwoma wrednymi córkami? Nie ma, jest tylko w domyśle, w nawiasie, w
pamięci – przecież wszyscy wiedzą, że tak właśnie było, to
po co się powtarzać? Dość powiedzieć, że Kopciuszek jest sam i
musi pracować ponad siły, bo „macocha tylko miłuje dwoje dwie
córki rodzone”… Można się tylko domyślać tych okropieństw,
jakie musiał przejść dotychczas… Dalej jest mniej więcej tak
samo – bal, szukanie żony, matka chrzestna, która jest wróżką,
karoca z dyni, pantofelek i za duże stopy wszystkich innych
dziewcząt we wsi. No i happy end, wyrażony w sześciu linijkach,
tuż po tym, jak Kopciuszek przymierzył swój własny bucik, a ten
pasował jak ulał. Oj, niezadowolone będą dziewczynki, które
chciałyby poczytać o weselnej sukni Kopciuszka, o makijażu,
fryzurze i kolorze paznokci! No nie chwycił mnie za serce ten
Kopciuszek! Kanciasty, toporny, źle mi się czytało polskie
tłumaczenie – nie płynął ten tekst, nie mówił się, co chwilę
potykałam się o jakieś dziury między słowami i rymami,
kanciastość skojarzeń, wystające z tekstu metafory. Tylko kolana
obiłam! Dobrze, że choć ilustracje są śliczne – tak, to dobre
słowo – typowo bajkowe, od razu widać na nich kto jest dobry, a
kto zły, komu trzeba kibicować, a komu nie. Mistral za bardzo ten
tekst naszpikowała sobą – niezjadliwy był dla mnie, nie
zrozumiałam zamysłu...
A potem jest ta
dobra wiadomość, która cukrzy tę złą. Śnieżka!
Paradoksalnie to, co
było jedną ze słabości „Kopciuszka” - wyrywkowość tekstu,
jego naderwanie i poszarpanie, odrzucenie tony liter, które moim
zdaniem miały znaczenie – stało się dla mnie najważniejszym
atutem w przypadku „Królewny Śnieżki u krasnoludków”. To
wielka niespodzianka, zaskoczenie, ale na wielki plus, na uśmiech od
ucha do ucha. Kluczowym słóweczkiem w tytule jest „u” - bo to
faktycznie tylko maleńki fragmencik tej wersji, którą znamy -
„lustereczko powiedz przecie”, zła macocha, wygnanie, domek
krasnoludków, jabłko, sen, a potem królewicz, pocałunek i ślub.
Nie ma żadnego królewicza, żadnego ślubu, żadnego pocałunku!
Jest królewna, owszem, Śnieżka, owszem myśliwy, który chce ją
zabić, ale w ostatniej chwili puszcza ją wolno, jest ucieczka przez
las i mała chatka. A w tej chatce – siedem nakryć do stołu,
siedem krzesełek, siedem łóżeczek. Śnieżka musi odpocząć,
więc odpoczywa u krasnoludków, rozgaszczając się niczym
Złotowłosa, podczas ich nieobecności. Ale gdy już wracają, gdy
już wypowiadają te wszystkie „ktoś pił z mojego kubeczka”/”ktoś
spał w moim łóżeczku”, wzruszają się losem Śnieżki i
pozwalają jej zostać ze sobą. I jest muzyka, kołysanka i
zapewnienie, że będą stać na straży i że Śnieżce nic więcej
złego się nie przydarzy. I to już, szczęśliwy THE END. Dla mnie
to jedna z piękniejszych wersji tej bajki. Feministki się ucieszą,
bo Śnieżka nie musi całować żadnego faceta, żeby zapewnić
sobie godziwą przyszłość, a na utrzymanie zapracuje własnymi
rękoma (będzie pomagać krasnoludkom w ich codziennym znoju,
gotować będzie na przykład). To taka ładna historia o małych
ludzikach, którzy zamieszkują las, mają poukładane życie, nagle
w to życie ktoś się wdziera, ale oni, otwarci, mili, czuli na los
innych, postanawiają poukładać je sobie na nowo, z miejscem na
Śnieżkę. Kończy się niestandardowo, jak na opowieść o Śnieżce,
ale jakże szczęśliwie – planem na nowe życie i śliczną
kołysanką, która chroni i zaklina rzeczywistość. Bardzo, bardzo
przypadła mi do gustu. No i ilustracje – znów niesamowite!
Niesamowite razy siedem, jak siedem jest łóżeczek, kaftaników,
lamp naftowych czy kubeczków z parującą kawą!!!
Zatem „Królewnę
Śnieżkę u krasnoludków” kupuję w całości: będę czytać i
oglądać, „Kopciuszka” tylko trochę – zostaje oglądanie
ilustracji.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...