425. SZARY JEST FAJNY
JAN
BRZECHWA
„PAN
KLEKS”
(ZAWIERA
UTWORY: „AKADEMIA PANA KLEKSA”, „PODRÓŻE PANA KLEKSA”,
„TRYUMF PANA KLEKSA”)
SERIA
BRZECHWA DZIECIOM DZIEŁA WSZYSTKIE
NASZA
KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁA:
MARIANNA SZTYMA
Ma
kolorowe piegi.
Zużytymi
piegami karmi szpaka Mateusza.
Ma
bujną czuprynę.
W
kuchni używa pędzelka i pompki.
Leczy
chore sprzęty.
Prowadzi
Akademię, na której uczą się tylko chłopcy z imionami na literkę
A.
Prosta
ta zagadka. Do odgadnięcia „po pierwszej nutce”. W naszej
świadomości Pan Kleks jest tak zakorzeniony, że te korzenie
sięgają do samego serca. A postaci ma dwie – albo Piotra
Fronczewskiego, albo tego, który wyszedł spod pędzelka Mistrza
Jana Marcina Szancera. Do tej pory zupełnie nie widziałam go
inaczej. A to dlatego, że nie brał go na swój portretowy warsztat
artysta* (co najwyżej zdarzyło się to jakiemuś grafikowi
komputerowemu, który do tego miana pretendował). Nic dziwnego –
kto by chciał konkurować z takim Mistrzem, jakim był Szancer?
Nasza
Księgarnia podjęła się zadania nie lada – zebrania WSZYSTKICH
utworów Brzechwy dla dzieci i wydania ich ponownie, w czterech
monumentalnych tomach (Bajki, Wiesze, Pan Kleks, Teatrzyki). Kleksa
nie mogło zabraknąć. Kleks musiał być. I pewnie z drżącym
sercem Sztyma przystępowała do swojego ilustrowania, bo nie dość,
że Szancer Mistrz, to jeszcze tak bardzo zakleksił kolejne
pokolenia… Ale Marianna Sztyma to z kolei Mistrzyni, więc w dobre
ręce oddano czarodzieja, który uczy kleksologii i wysyła w Kosmos
swoje trzecie oko.
W jednym z wywiadów przeczytałam, że Marianna Szytyma fascynuje się
różnymi kolorami, ale ta fascynacja przemija, zmieniają się te
ulubione, te których używa, którymi pracuje. Jedyny kolor, który
pozostaje z nią niezmiennie, to szary. I to widać w jej
ilustracjach – nawet, gdy jest kolor, to jest w nim coś
zgaszonego, stonowanego, wyciszonego. Taki też jest Kleks Sztymy –
trochę bardziej uważny i rozważny niż ten Szancera. Trochę
bardziej uczesany. I, paradoksalnie, dzięki temu wytrzymuje
porównanie. A właściwie – wymyka się temu porównaniu. Bytuje
osobno, osobno żyje, mogliby sobie z Szancerowym podać ręce i
poznać się po prostu, bo to dwie zupełnie inne osoby. I chwała za
to Sztymie! I tu widać jej mistrzostwo. Bo stworzyć Kleksa od
podstaw tak, jakby go w ogóle nie było, choć w istocie Kleks ma za
sobą doskonała historię – to jest dopiero osiągnięcie!
[Osobiście
zaś chciałam podziękować za ilustracje, dotyczące Króla Wilków.
Sztyma pokazała to, co jest dla mnie istotą tej historii – król
wilków, zraniony przez ludzkiego księcia, był dziką istotą,
należącą do natury, zwierzęciem, nieujarzmionym i wolnym, a
książę zabrał mu wolność. Natura podniosła głowę, chciała
się bronić. Tak widzę te ilustracje, tak je czytam – są
piękne...]
Cieszę
się też, że to wydanie jest wydaniem zbiorczym wszystkich trzech
części przygód Pana Kleksa – oprócz „Akademii Pana Kleksa”
są też „Podróże Pana Kleksa” i „Tryumf Pana Kleksa”. Z
racji tego, że tylko „Akademia” dostąpiła „zaszczytu”
bycia lekturą szkolną, to dwie kolejne nie są tak dobrze znane.
Rzekłabym nawet, że są trochę pominięte, zapomniane i nikt nie
zna ich na wyrywki. No! To jest właśnie szansa, żeby nadrobić
zaległości, dać się wciągnąć w ten zwariowany, absurdalny
świat, wyruszyć na wyprawę po atrament do spisywania bajek
(kierować się wyłącznie brodą pana Kleksa) i zahaczyć o wyspę
Alamakota… Opowieści o Kleksie to niezwykły tryumf wyobraźni nad
rzeczywistością (Brzechwo, jesteś jedyny!), a „Pan Kleks” w
nowym wydaniu to przerzucenie pomostu między wczoraj a dzisiaj,
oswojenie Brzechwy, odkurzenie (bo wbrew pozorom, trochę się
zastał, skoro dwie kolejne części przygód Kleksa nie są już tak
powszechnie znane) i danie mu doskonałej szansy, by znowu „się
czytał” (brawo, Sztyma!).
*był
co prawda Suren Vardanian, ale… nie przekonał mnie zupełnie swoją
wizją.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...