430. DOBRZE, ŻE ZNAM ZAKOŃCZENIE
ADAM WAJRAK
„LOLEK”
AGORA, WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁ MARIUSZ
ANDRYSZCZYK
Tuż przed
spotkaniem z Adamem Wajrakiem jedna z kilkuletnich dziewczynek kupiła
książkę. Obserwowałam ją ukradkiem, gdy w oczekiwaniu na gościa
zaczęła czytać . Widziałam, że pochłania tekst, że coraz
bardziej tonie w tej historii.
Zadała Wajrakowi
pytanie: Skąd wiadomo, co przeszedł w swoim życiu Lolek?
Wajrak odpowiedział
to samo, o czym napisał w posłowiu tej książki. A odpowiedź była
dla mnie wstrząsem. Że tak do końca nie wiadomo, ale że można to
sobie wyobrazić, oglądając jego rany i blizny. Przełknęłam
nerwowo ślinę. Już nie byłam taka pewna, czy chcę czytać tę
książkę, czy dam radę przebrnąć przez te wszystkie litery,
które układają się w okrucieństwo, w przemoc, w bicie, w
upokarzanie… Odważyłam się tylko dlatego, że już znam
zakończenie…
Początek jest
wesoły – psia mama, obdarzająca miłością, rodzeństwo do
zabawy, codziennie miska pełna kaszy z tłuszczem, radość
spokojnego, psiego, ustabilizowanego życia. A potem nowy „dom”.
Ta ogromna psia radość, gdy ktoś chce zostać psim panem! To
oddanie aż po koniuszki psich łap! To ogonem merdanie! To siusianie
z radości… Siusianie, gryzienie, skomlenie, obłażąca sierść…
No właśnie… Czasem nawet nie musiało być powodu. Raz za razem,
spadały na psi grzbiet razy… Marzenie o dobrym domu prysło, może
nie pierwszego dnia, bo pierwszego było jeszcze niedowierzanie…
Którego? Wtedy, gdy pies pierwszy raz nie dostał jeść? Wtedy, gdy
pierwszy raz ktoś go kopnął? Wtedy, gdy przypiął go łańcuchem
do budy? A w tej budzie Lolek, który nie był jeszcze wtedy Lolkiem,
nie chciał spać – wyczuwał tam złe zapachy, opowieści, które
zostawili poprzednicy – psie łzy, psie zawodzenie… Psy są
wierne, czasem zbyt wierne, więc nie mógł tak po prostu uciec. Ale
pewnego dnia… gdy nad psią głową uniosła się siekiera (może
wcale tak nie było… może to był nóż, albo pałka, albo
tasak…), instynkt samozachowawczy wziął górę. Łańcuch pękł
pod naporem żądzy życia. Pies uciekł. Choć mógł przecież
rzucić się na człowieka i zagryźć go. Ale psy tak nie robią. Są
przecież dobre z natury...
Nie wiadomo ile
czasu pies błąkał się po polach i lasach. Ostatkiem sił dotarł
na zaplecze warsztatu samochodowego. Co przywiodło tam Adama Wajraka
z żoną? Czy naprawdę tylko przegląd samochodu?
Gdy w cieniu budynku
ukazał się jakiś duch, który kiedyś był psem, Wajrak się
przeraził. Nie dlatego, że bał się duchów! Przeraził się
ludzi, bo w wychudzonym, skołtunionym ciele ledwo żywego psa,
dostrzegł ludzkie okrucieństwo…
Nie było innej
możliwości – trzeba było uratować to zwierzę. Za wszelką
cenę!
To piękna,
wzruszająca historia! Przepięknie zilustrowana – subtelnymi,
wymownymi obrazami, stonowaną kolorystyką. Mariusz Andryszczyk
wyłapał zupełnie nieprawdopodobne kadry, niecodziennie,
nietuzinkowo spojrzał na Lolka. To z jednej strony ilustracje pełne
rozpaczy, ale tej podskórnej, tej, która już pewnie nigdy z tego
psa nie wyjdzie, bo z drugiej jest w nich jednak szaleńcza psia
radość. Patrzę na nie i w gardle rośnie mi wielka gula –
przemieszanie strachu, złości i radości, bo znam już
zakończenie...
To dobrze, że ta
książka jest szczera, że nie ukrywa przed Dziećmi prawdy. Że
Lolek to nie jest pies w różowej obróżce i z gumką na włosach.
Że to pies żywy, z krwi i poobijanych kości. To dobrze, że
świadczy o ludzkim okrucieństwie – trzeba świadczyć, żeby je
wytępić, inaczej nie ma na to szansy. Poza tym dziecięce serce
zawsze otwiera się na takie zwierzęta automatycznie. W moim ciągle,
od kilkudziesięciu lat jest Lampo i Biały Bim Czarne Ucho. Nigdy
nie przestałam o nich myśleć. Dzieci mają w sobie naturalną
empatię. Nie szukają winnych, nie chcą ich karać – to należy
do dorosłych. Nie pytają w pierwszej kolejności „Kto to
zrobił?”, ale „Czy wszystko będzie dobrze?”. I przytulają!
Dla nich jest ta książka, żeby odpowiedzieć: „Tak, wszystko
będzie dobrze!”.
Zakończenie jest
piękne… kupka nieszczęścia stała się pięknym, kudłatym psem,
który mieszka sobie w Teremiskach razem z Adamem i Nurią. Co prawda
wciąż boi się wejść do domu i nie śpi nigdzie poza werandą, co
prawda do snu układa się z gumowym kurczakiem, co prawda, gdy ktoś
wkłada go do samochodu, to zapomina jak się oddycha, ale żyje…
ma na imię Lolo, zdrobniale Lolek, a to andaluzyjskie słowo pełne
radości. I zaufał! Podziwiam Lolka – ja bym już chyba nie dała
rady. Wielkie jest psie serce!
Piękna i wzruszająca opowieść. Po lekturze zakupiliśmy naszemu kotu małego, gumowego kurczaka, z którym się zaprzyjaźnił :-)
OdpowiedzUsuń