432.744 KILOMETRY WEDŁUG MAPY GOOGLE
PIOTR KARSKI
„W GÓRY!”
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2016
PIOTR KARSKI
„W MORZE!”
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2017
Od Tatrzańskiego
Parku Narodowego do Rozewia jest 744 km według mapy Google.
Te dwa punkty łączą
dwie „książki do robienia*” wydane przez Wydawnictwo Dwie
Siostry. W 2016 roku Piotr Karski zapraszał „W góry!”.
Partnerem wydania książki był Tatrzański Park Narodowy. Stąd
jeden koniec mojego wyszukiwania. Po drugiej stronie jest morze –
czyli my! Co prawda na co dzień mieszkamy w Gdańsku, ale –
niespodzianka! - w Gdańsku nie ma morza! Jest tylko Zatoka Gdańska,
a to niezupełnie to samo… Rozewie zaś jest umowną granicą
Zatoki Gdańskiej – tam to już naprawdę jest morze! Stąd drugi
kraniec mojego wyszukiwania. Bo w tym roku Karski wybiera się
dokładnie tam – „W morze!”
To bardzo grube
knigi, można więc zabrać je jako jedyne „książki do robienia”
(nie wyobrażam sobie bowiem żadnego wojażu bez choćby jednej
takiej pozycji w plecaku) na przeciętny wyjazd rodzinny, który
trwać ma dwa tygodnie i nie polegać tylko i wyłącznie na
„robieniu książki”, ale na przykład dodatkowo na zwiedzaniu,
spacerowaniu, robieniu rodzinnych fotografii, wypisywaniu kartek
pocztowych do krewnych i znajomych, odpoczywaniu, spaniu, czytaniu
książek, kupowaniu pamiątek i jedzeniu pysznych regionalnych dań.
A robić te wszystkie inne rzeczy będzie naprawdę ciężko, bo od
tych książek bardzo trudno się oderwać! Są zjawiskowe!!! Nie nie
dość, że są grube, nie dość, że są naprawdę piękne
(minimalizm kolorystyczny pozwala poszaleć z kolorami, które my,
własnoręcznie wprowadzimy na karty tych książek), to jeszcze
mają prze-fantastyczne zadania do wykonania, wymagają kreatywności,
ruszenia mięśniem wyobraźni i poszerzają wiedzę o górach/morzu.
No bo na przykład
jest sobie strona o świstaku (którego można pokolorować). Zawiera
kilka ciekawostek, a wśród nich informacja, że dziennie to małe
zwierzę zjada nawet 1,5 kg roślin, co stanowi 1/3 masy jego ciała.
Zadanie – zważ się, podziel wynik przez trzy, zapisz go i narysuj
swój obiad – jakby wyglądał, gdyby ważył 1/3 ciebie?
Albo narysuj kwiaty
dwulistnika muszego, jednej z najrzadszych roślin w Polsce (autor
już narysował łodygę). Czego to wymaga? – znalezienia
informacji, jak właściwie ten dwulistnik wygląda.
Albo na przykład
można zagrać w dzięcioły i chodniki – autor przygotował
specjalne zasady gry oraz plansze do grania (to coś jak statki, ale
dzieje się w górach i nawiązuje do osoby dzięcioła
trójpalczastego…).
Albo zaprojektuj
ambifię – to pojazd, który i jeździ po lądzie i pływa.
Albo dorysuj
wodorosty, które otaczają pławikonika i które mają za zadanie go
zamaskować – pławikoniki to mistrzowie kamuflażu (ach ,jakież
to fantastyczne ćwiczenie dla ręki!!! Takie samo jak przy zadaniu
„stwórz ławicę” albo „narysuj plankton” - to typowe
„odrabianie szlaczków” bez nazywania ich szlaczkami i bez
wyznaczonych linijek i kratek).
Albo trzeba
narysować człowieka, który wraca do oceanu – jak będzie
wyglądała jego przemiana?
Albo – trzeba
zamknąć oczy i narysować rafę koralową – ale, ale… na
czarnym tle, czyli białą kredką… a to oznacza, że – biała
kredka, która jest w każdym dużym zestawie kredek, w końcu będzie
potrzebna! (wszystkie białe kredki, na co dzień zapomniane,
niechciane, wręcz wyszydzane w swojej nieprzydatności, na ręce
Piotra Karskiego składają w tym miejscu serdeczne podziękowania za
ich rehabilitację, a wręcz udowodnienie nieodzowności ich bytu!).
Jest też na
przykład instrukcja, jak zrobić DIY meduzę albo wyjaśniony
eksperyment, badający ciśnienie wody.
I jest nawet gra
planszowa „Żółwie morskie”, w której możesz zostać zjedzony
przez lisa lub mewę, albo poszatkowany przez kraba, utknąć w
plastikowym pojemniku (i stracić kolejkę), zaplątać się w żyłkę
albo może cię oślepić światło plażowego baru, a wtedy mylisz
kierunki, zamiast do oceanu wchodzisz na deptak, a tam… wiadomo…
– a ta gra ma zwrócić uwagę na to, że wskutek działalności
człowieka żółwiom morskim grozi wyginięcie. Jeszcze nie
graliśmy, ale na pierwszy rzut oka nie wiem, czy w ogóle da się
dojść do mety. A jeśli się da, to z duszą na ramieniu… Mocne!
Na góry patrzy się
poziomo, wysoko trzeba zadrzeć wzrok, aż do samego nieba. Dlatego
„W góry!” jest w poziomym formacie. A morze? Zapewniam, wymaga
patrzenia zupełnie prosto przed siebie, jak najdalej da się sięgnąć
wzrokiem, bez ćwiczeń gałek ocznych góra-dół, tylko za
horyzont. Dlatego „W morze!” ma format poziomy. Pozwala mi to
sądzić, że wszystko jest tu dopracowane, przemyślane,
nieprzypadkowe. „W góry” Dwie Siostry jechały rok temu, „W
morze” zapraszają w 2017. I widać, że przez ten rok pracownicy
linii technologicznej zgłaszali wnioski racjonalizatorskie, bo „W
morze!” jest szyta! A co za tym idzie – można ją rozłożyć na
płask. Ułatwia to robienie zadań. Ułatwia do nich powracanie –
można zacząć na przykład rysować co ma w torbie pelikan,
przerwać ilustrowanie, pobiec zrobić zamek z piasku, pomoczyć
nogi, przyjrzeć się meduzie, zebrać garść muszelek, wrócić i
zabrać się do roboty dokładnie w tym miejscu, w którym się
zaczęło. Bo książka pozostaje otwarta dokładnie tak, jak ją
zostawiliśmy. Wystarczy przycisnąć strony kamykiem, bo z
doświadczenia wiem – morski wiatr bardzo lubi przewracać kartki w
pozostawionych samotnie książkach i sypać piasek między strony.
Takie uzupełnione
książki, mogą być doskonałą pamiątką z podróży – fajnie
opisać je datą, przybić pieczątkę na miejscowej poczcie,
odrysować dłonie wszystkich tych osób, które maczały palce w jej
uzupełnianiu, pomiędzy kartki włożyć zasuszony kwiat, znaleziony
na którymś z wakacyjnych spacerów, albo bilet na pociąg, którym
się przyjechało w morze/w góry.
*nazywamy tak
książki, których się nie czyta (albo przynajmniej nie tylko), po
których można (trzeba!) mazać, które zawierają zadania,
łamigłówki, labirynty, krzyżówki, polecenia i miejsce na
narysowanie czegoś.
Ładnie to wygląda.
OdpowiedzUsuńŁadnie to wygląda.
OdpowiedzUsuń