398. TROCHĘ STARSZY TYDZIEŃ PO RAZ DRUGI CZYLI WSZYSCY W JEDNYM WORKU

SHARON M. DRAPER
„TYLKO W MOJEJ GŁOWIE”
(TŁ. ROBERT PUCEK)
BIAŁA PLAMA, WARSZAWA 2016

Idę ulicą i widzę kogoś z Zespołem Downa. Idę ulicą i widzę kogoś uderzającego się po głowie. Idę ulicą i widzę mamę, która pcha wózek z chłopcem o powykręcanych nogach i cieknącej z ust ślinie.
Zupełnie nie wiem, jak się zachować. Czy odwrócić wzrok, żeby nie pomyśleli, że się gapię. Czy patrzeć, żeby nie pomyśleli, że odwracam wzrok… Nie mam takiego dylematu z blondynką z telefonem przy uchu, przystojnym chłopakiem w kapturze na głowie, dziewczynką w różowej spódniczce. To naturalne – raz patrzę, raz nie, prześlizguję się po nich wzrokiem, nie myśląc, ile czasu zajmują mi te oględziny. Tymczasem tych „innych” nie potrafię traktować tak samo. Nie odróżniam symptomów chorób, nie wiem, które to porażenie mózgowe, a które autyzm. No może jedynie Zespólł Downa. Wszystkich innych wrzucam do jednego worka, pewnie mówiłabym do nich głośno i wyraźnie i zastanawiała się, czy w ogóle mnie słyszą. I na pewno nie dałabym im do czytania poezji, bo przecież nie zrozumieją…
A gdyby tak wejść na chwilę w skórę kogoś, kto siedzi na tym wózku i ślini się, kto patrzy na mnie spod lekko przymkniętych powiek i będzie patrzył całą drogę, jaką wspólnie pokonamy autobusem, bo po prostu nie może odwrócić głowy? Co, gdyby oddać komuś na przechowanie swoje mięśnie i utracić władzę w nogach, rękach i szyi? Co, gdyby przy tym zachować wszystko to, co myślę, co czuję, co wiem, co słyszałam, co widziałam? Jak potwornym miejscem byłby dla mnie świat?
A co, gdybym miała do tego fotograficzną pamięć? Gdybym była doskonale mądra, zachwycająco inteligentna, bezsprzecznie genialna, a w swojej szkole musiałabym co dzień uczyć się od nowa alfabetu? Tak właśnie jest z jedenastoletnią Melody. Jej ciało nie należy do niej, jest balastem, jest ciężarem, jest ograniczeniem. Nie umie się nim posługiwać. Nic w nim nie działa tak, jak trzeba. Urodziła się z porażeniem mózgowym, porusza się na wózku, nie może sama iść do toalety, zjeść śniadania i nigdy w życiu nie wypowiedziała żadnego słowa. Choć zna ich tysiące. Do jej głowy wpada wszystko, ale nic z niej nie ucieka. Zostaje tam na zawsze. Numery telefonów, adresy, smaki, zapachy, teksty piosenek, urywki rozmów, trudne wyrazy i instrukcje obsługi. Wszystko. Melody gromadzi świat, przywłaszcza go sobie na jedyny sposób, jaki jest jej dany. Tyle tylko, że wszyscy w jej obecności zachowują się, jakby była nie tylko głucha i ślepa, ale także głupia. Świat, system, szkoła, państwo, nie jest przygotowany na osoby takie, jak ona. Na wybitne jednostki w mało wybitnym i mało reprezentatywnym ciele. Sprowadzają ją do roli mięsa, z którym trzeba coś zrobić, żeby się nie zepsuło. Jedynymi osobami, które widzą w niej człowieka, które widzą w niej kogoś, kim jest naprawdę, są jej rodzice i niania. A pozostali… „Te dzieci potrzebują nieustannego powtarzania, bo nie zapamiętują informacji tak samo jak my”...
Nie ma dla niej miejsca w normalnej szkole, tylko w „przechowalni”, gdzie trafiają dzieci z różnymi schorzeniami, wszystkie te, które się „nie nadają”: jedne mądre, inne nie, jedne ciche, inne nie, jedne zainteresowane nauką, inne nie, jedne potrafiące mówić, inne nie – wszyscy w tej samej klasie, codziennie, każdego dnia wysłuchują płyty z piosenką „Old MacDonald Had a Farm” i codziennie powtarzają alfabet…
Pewnego dnia, nowa nauczycielka chce coś zmienić – wprowadza grupy mieszane i Melody po raz pierwszy ma okazję uczestniczyć w lekcji w prawdziwej szkole. W tej „normalnej”, gdzie uczniowie mogą naprawdę się uczyć. Przed dziewczynką otwierają się nowe drzwi – może za nimi będzie przyjaźń, może wygrana w międzyszkolnym turnieju Whiz Kids, a może absolutnie nic się nie zmieni i Melody będzie tylko pragnęła wrócić tam, gdzie była i zamknąć te drzwi z hukiem?
Przejmująca książka o tym, jak ludzie chcieliby być tacy sami. O tym, że nie są przygotowani na inność. Że tylko udają różnice, a gdy zderzają się z kimś naprawdę innym, recytują alfabet, bo nie potrafią nic innego. O tolerancji, akceptacji, o tym, jak jest trudna. O stereotypach. O ucieczkach, nad którymi nie panujemy. O brutalności – czasem niezamierzonej, wobec kogoś, kto ma inne odbicie w lustrze. O strachu i nerwowym myciu rąk po spotkaniu z taką osobą. O tym, jak silna musi być osoba niepełnosprawna, żeby wstać rano z łóżka – i nie chodzi tu o siłę fizyczną, ale o zmaganie się z codziennością, trudniejszą, niż nasze smarowanie rano masłem chleba, pójście do pracy i zrobienie wieczornych zakupów. Napisana pięknym językiem historia o braku słów. O braku słów na to, jak bardzo człowiek jest istotą słabą i tchórzliwą. I jeszcze o tym, że są tacy, co z tym walczą.






Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...