394. KRÓLOWA
ASTRID LINDGREN
„PRZYGODY DZIECI Z
ULICY AWANTURNIKÓW”
(TŁ. ANNA WĘGLEŃSKA
- „DZIECI Z ULICY AWANTURNIKÓW”
TŁ. MARIA OLSZAŃSKA
- „LOTTA Z ULICY AWANTURNIKÓW”)
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁA ILON
WIKLAND
Nie chcę. Bronię
się przed tym. Zapieram rękami i nogami. Pot spływa z czoła, a ja
walczę. Stawiam wewnętrzny opór. Zagryzam wargi i gryzę palce.
Stękam, jęczę i wyję.
...ale gdybym
musiała, gdybym naprawdę musiała wybierać…
...gdyby ktoś
kazał, nakazał, groził…
...to wskazałabym
Astrid…
No bo nasze półki
uginają się pod ciężarem papieru. Kilogramy książek stoją
poupychane na regałach (i porozrzucane po całym domu), a my nie
przestajemy kupować. A wydawcy nie przestają wydawać, autorzy
pisać, a ilustratorzy ilustrować. Więc wybrać jedną książkę w
tym przerażającym quizie o bezludnej wyspie – nie da rady! Tyle
dobrych liter, poskładanych w dobre historie, tyle dobrych maźnięć
pędzlem, czy ołówkiem, które je ilustrują…
...ale gdyby już
naprawdę, gdyby nie było innego wyjścia, gdybym wisiała nad
przepaścią…
...to wskazałabym
Astrid…
Dlaczego?
Bo szanowała
dzieci. Bo dawała im prawo do śmiechu, błędów, złości,
samodzielności i poczucia humoru. Bo pisała dla wszystkich dzieci –
dla starszych Ronję i braci Lwie Serce, dla młodszych Dzieci z
Bullerbyn i Emila, a dla absolutnie każdego stworzyła Pippi
Pończoszankę. Bo jej książki są pełne ciepła i humoru. Bo jej
książki są o rzeczach zwykłych. Bo jej książki są o rzeczach
najważniejszych.
Bo jak nikt inny
potrafiła stać się kilkuletnią dziewczynką i opowiadać o sobie,
swoim starszym braciszku Jonasie i czteroletniej Lotcie, która „mówi
prawie przekleństwa”, czasami ma „echowy dzień”, a od czasu
do czasu bywa niewolnikiem…
„Tatuś mówi, że
w naszym domu było całkiem spokojnie, zanim pojawiły się dzieci.
(…) Mieszamy w żółtym domu przy małej uliczce, która nazywa
się ulicą Garncarzy.
- Może kiedyś, dawno temu, mieszkali tu ludzie, którzy robili garnki, ale teraz mieszkają tu tacy, co robią tylko awantury – mówi tatuś.” [s.5-6]
- Może kiedyś, dawno temu, mieszkali tu ludzie, którzy robili garnki, ale teraz mieszkają tu tacy, co robią tylko awantury – mówi tatuś.” [s.5-6]
I stąd ulica
Awanturników.
A ileż na tej ulicy
śmiechów, ile chichów! Większość z nich to sprawka małej
Lotty. Lotta jest zadziorna, jest niesforna, pomysłowa, rezolutna,
zawsze, ale to zawsze mówi dokładnie to, co akurat myśli, czasem
przeklina („fuj, faraon!”), ma własne zdanie, małego
niedźwiedzia świnkowego Niśka, którego w dawnych czasach uszyła
mama i który chodzi z nią teraz wszędzie, ma dwójkę starszego
rodzeństwa, które czasem nie chce się z nią bawić i ma dobre
serce oraz zwariowane pomysły. Na przykład taki, żeby w deszczu
stanąć na kupie gnoju, bo od tego się rośnie, a ona chciałaby
już być taka jak Jonas i Mia Maria. Albo taki, żeby powiesić
naleśniki na drzewie i udawać, że to liście. Albo taki, żeby nie
wziąć syropu na kaszel, bo nie. Albo taki, żeby wyprowadzić się
z domu – przecież nikt jej tam nie kocha i nie potrzebuje! Jak to
nikt? Lotto, bez ciebie dom na ulicy Awanturników nie byłby taki
sam! Bez ciebie Jonas i Mia Maria nie mieliby kogo leczyć, gdy bawią
się w doktora i nie mieliby kogo chronić, gdy bawią się w anioły!
Bez ciebie swetry cioci Berg nigdy nie byłyby poprute, a podłoga w
kuchni nigdy nie byłaby zalana! Bez ciebie ulica Awanturników nie
byłaby już ulicą Awanturników! Co najwyżej może Leciutko
Zabawną… I na pewno Dużo Nudniejszą!
Przygody Lotty znamy
na wyrywki i mimo wielkiego szacunku, jakim darzymy książki,
zaczytały się trochę nasze wydania w miękkiej oprawie. Dlatego
tak się ucieszyłam, że Nasza Księgarnia wznowiła po latach
wydanie zbiorcze dwóch tomów („Dzieci z ulicy Awanturników” i
„Lotta z ulicy Awanturników”) w jednej książce, w twardej
oprawie, z kolorowymi ilustracjami. Zadziwiające są te ilustracje –
wszystkie: czarno-białe z wydań miękkich i te kolorowe, stworzyła
Ilon Wikland. A na każdych Lotta wygląda zupełnie inaczej! Nie
mniej jednak, kocham je wszystkie! I nie wyobrażam sobie dzieciństwa
(i dorosłości!) bez wizyt na ulicy Awanturników!
Zatem Królowo
Astrid, tak, jestem Twoją poddaną, składam Ci hołd, cześć i
wszystkie te inne historie i dzięki Tobie, wciąż jestem dzieckiem.
I jeśli już musiałabym wybierać to tak, Ty i tylko Ty.
Piękny tekst! I podpisuję się pod każdym słowem, bo Astrid jest również moją ukochaną pisarką (już o uginających się półkach nie wspomnę). Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń