160.NASZ CHORY CIERPLIWY
„BOBO. HISTORYJKI OBRAZKOWE DLA
NAJMŁODSZYCH DZIECI”
HOKUS-POKUS, WARSZAWA 2010
„BOBO POZNAJE ŚWIAT”
HOKUS-POKUS, WARSZAWA 2013
(TŁ. MARIA BORZĘCKA)
ILUSTROWAŁ MARKUS OSTERWALDER
Dziś Światowy Dzień Chorych (dla
mnie wciąż jeszcze 11 lutego, bo spać jeszcze nie poszłam, dnia
nie zakończyłam). A naszym chorym, którego trzeba uczcić
niewątpliwie, jest Bobo. Już kilka razy zapadał w Naszym domu na
grypę. Kilka razy witał go doktor i kilka razy dostawał czopek.
Bo Bobo już taki jest, że najmłodsze
dzieci zaprzyjaźniają się z nim równie łatwo, co z ulubionym
misiem, czy kolegą w piaskownicy. Bobo jest koszatką (jak w ogóle
wygląda koszatka???), ale jest też małym chłopcem. I dzień mu
się dni jak małemu chłopcu – bawi się, robi z mamą zakupy,
czasem idzie do zoo, a czasem na plac zabaw. I gdy tata siada w
ulubionym fotelu i chwyta gazetę, to Bobo koniecznie chce się
pobawić – nie ma zmiłuj i nie ma taryfy ulgowej! Jest Bobo, a
Bobo ma dwa lata i potrzebuje być w centrum uwagi, w źrenicy oka
swoich rodziców i w pępku świata. Więc tata odkłada gazetę,
tęsknie spoglądając w jej stronę i czyta swojemu małemu chłopcu.
Czyta mu dużo. Albo pomaga rozbierać lalkę, albo pozwala jeździć
na swoim brzuchu. Tata modelowy, ale tata sprzed lat 30tu (pierwsze
wydanie Bobo to 1984). I o tyle sprzed-wieczny, że na tle mamy,
która gotuje, prasuje, robi obiad, trzyma dyscyplinę i sprząta.
Ale podoba mi się, że celebrują czas
spędzony z Bobo, że robią zdjęcia i gdy wybierają się całą
rodziną do zoo, to tata ubiera garnitur, żeby wyróżnić ten
dzień, nadać mu rumieńców, podrasować.
W ogóle podoba mi się Bobo. Gdy
zaczyna mi się podobać trochę mniej, bo odwiedza nas zbyt często,
to kładkę książkę na ciut wyższej półce. Ale z chęcią
ściągam ją na niziny Majkowe. To łatwa lektura, obrazki w dwóch
kolorach (to ciekawe, że nie czarny i biały, tylko pomarańczowy i
granatowy) same tę książkę opowiadają. Kilka zdań to tylko
dodatek, to coś, od czego można wyjść, opowiadając dziecku o
Bobo, to frazy, które stanowią zaledwie fundament – można
tworzyć strzeliste wieże historyjek na nich. Albo niskie domki
rymów.
A dziś przyszła do nas paczuszka z
książkami. Otworzyłam, Majka zaglądała mi przez ramię i pośród
stosu innych wypatrzyła niepozorną okładkę, koszatkę unoszącą
dłoń - „Bobo!” - wykrzyknęła, wyszarpnęła tomik z kartonu,
usadowiła się na moich kolanach – to znaczy czytaj! Zadziwiła
mnie, bo Bobo, owszem, przez kilka (-naście) wieczorów był jej
ulubionym bohaterem, ale na okładce numer dwa wygląda nieco
inaczej. A ona poznała mimo to – niesamowita jest dziecięca
spostrzegawczość i zdolność faktów kojarzenia! Dopiero
zaczęłyśmy, więc Bobo 2 jest jeszcze dla mnie zagadką. To, co
rzuca się w oczy, to trochę inna szata graficzna, więcej kolorów,
bardziej opływowe kształty. I w tym wszystkim mama Bobo
zeszczuplała. I Bobo urósł – sam już wstaje z łóżeczka i nie
zasypia na koniec każdego rozdziału. I tylko mam nadzieję, że
nauczył się już czytać, bo Tata już tego nie robi...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...