503.TRUDNA TO MIŁOŚĆ…

RENATA KIJOWSKA
„KUBA NIEDŹWIEDŹ. HISTORIE Z GAWRY”
ZNAK EMOTIKON, KRAKÓW 2018
ILUSTROWAŁA ANNA ŁAZOWSKA

„Opowiedz mi coś ze swojego życia” - prosi mnie czasem moja Córka, gdy już leży w łóżku, przytulona do ulubionej poduszki, pachnąca nadchodzącym snem. Opowiadam. Zupełnie tak samo prosili Bruno i Tytus, w jakimś domu na Starym Mieście w Krakowie. W moich opowiadaniach jest dużo zwierząt – psy, koty, świnki morskie, chomiki. Ale w opowiadaniu Renaty Kijowskiej jest dużo większe zwierzę i to właśnie je upodobali sobie Tytus i Bruno. To zwierzę jest ogromne, ma miękkie futro, czasem zjada mrówki, czochra się o drzewa i jest królem polskiego lasu… Niedźwiedź… Ech, nie mam w swoim życiu doświadczenie z niedźwiedziami, dlatego posiłkuję się „Historiami z gawry”.
Wiele razy Renata Kijowska, autorka tej książki, zbierała dla TVN historie z tatrzańskiego parku narodowego. Niejeden raz ich bohaterami były niedźwiedzie. To właśnie te zwierzęta jej chłopcy sobie upodobali i chcieli o nich słuchać wciąż i wciąż i wciąż… Oczywiście wraz z wiedzą pod rękę musiała pójść wyobraźnia. Bo czy małym chłopcom można opowiadać encyklopedię? Nie! Trzeba im opowiadać przygody! A jeszcze lepiej, jeśli pozwolić im choć przez chwilkę poczuć się jak niedźwiedź. I tak powstał Kuba Niedźwiedź. Poznajemy go, gdy właśnie ćwiczy wspinanie się na drzewa. Idzie mu znacznie gorzej niż jego o rok młodszemu bratu. A przecież to on ma niedługo zostać królem puszczy! Na razie jednak patrzy z zazdrością na swoją mamę, która wielka jak głaz, wspina się wysoko po pniu, jakby ważyła tyle, co motyl. No najwyżej mały domowy kot. Mama Marynia jest cierpliwa, opiekuńcza, uczy swoich synów wszystkiego o tym, jak mają przetrwać (a przy okazji i nam daje prześledzić ten fascynujący proces) – na przykład tego, z którego mrowiska zajadać mrówki, żeby przy ich konsumpcji nie zostać ugryzionym w język. Niedługo obydwaj synowie ją opuszczą i zaczną własne życie. Spieszy się więc, by przekazać im całą swoją wiedzę, żeby poradziły sobie w każdej sytuacji. A przede wszystkim, żeby nie wpadły w ręce człowieka. Bo człowiek jest właściwie jedynym wrogiem niedźwiedzia na jego terenie. Szczególnie taki człowiek, który ma serce z lodu i który w futrze niedźwiedzia czy lisa widzi pieniądze, a nie ochronę przed zimnem i gorącem. Właśnie tacy dwaj ludzie, kłusownicy, złapali mamę Staszka. Staszek jest młodym liskiem – dobrze, że chociaż on zdołał się uratować. Tylko co teraz? Jak poradzi sobie bez mamy? Jest taki smutny... Hej, przecież może zostać częścią naszej rodziny, prawda? - wymyślają Benio i Kuba, a mama się zgadza. I odtąd po lesie chadza rodzina patchworkowa: mama niedźwiedzica z dwoma synami, młody lis i od czasu do czasu wiewiórka zwana Wiórą, która lubi jeździć na misiowym grzbiecie, gdy już zmęczą jej się łapy.
„Historie z gawry” są prawdziwe. Są pozszywane ze strzępków opowiadań, które Renata Kijowska usłyszała od badaczy niedźwiedzi. To historie wesołe i smutne, wzruszające i śmieszne, zawsze ciekawe, ale czasem trudne do czytania. Przyznam, że nie jeden raz odkładałam książkę, bo zabrakło mi głosu i nie mogłam już czytać dalej. Wzruszenie sprawiało, że moje struny głosowe przestawały działać. Bo to po części historie związku niedźwiedzia z człowiekiem. A tam, gdzie pojawia się człowiek, zwierzę bardzo często cierpi. Tak było w przypadku rodziny Kuby, która pierwowzór ma w prawdziwych niedźwiedziach. Nie wszystkie przeżyły, a los każdego z nich potoczył się niezupełnie tak, jak chciała Matka Natura. Dobrze, że są tu wymienione też takie osoby, jak strażnicy leśni, którzy z narażeniem życia ratują dzikie zwierzęta, albo jak pan Jakub Pyrek z krakowskiego zoo, który został mamą zastępczą dla małego kangurka, który stracił tę prawdziwą. Gdzieś przewija się też Fundacja VIVA, która ratuje zwierzęta i weterynarze z klinki Ada w Przemyślu, którzy pomagają chorym zwierzętom. Chociaż tak ludzkość może odkupić winę za to, co od zarania dziejów czyni zwierzętom. W nostalgiczny nastrój wprowadziła mnie ta książka, choć nie tylko smutek w niej gości. Jest też humor, jest ekscytacja, są w końcu dwa małe niedźwiadki, które uczą się świata i praw nim rządzących. Zupełnie jak dwaj niesforni mali chłopcy, którzy spuszczeni z oka choć na chwilę, idą własną drogą i nierzadko pakują się w kłopoty. Ale to, czego jest tu mnóstwo, a co przemycone jest w gęstym niedźwiedzim futrze, to wiedza. Mnóstwo ciekawostek (jaki kolor kupy ma niedźwiedź wiosną i dlaczego zielony?), dobrych rad (gdy przyjdziesz w góry, zachowuj się tak, jakbyś przyszedł do niedźwiedzi w gości! I nie wyjadaj im jagód! To tak, jakbyś wszedł do czyjegoś domu i opróżnił mu lodówkę…), opowieści na faktach (na przykład o tym, jak niedźwiedzie wyjmują uszczelkę w szybie samochodu, żeby szyba sama wypadła i żeby mogły wejść do środka i dobrać się do zapasów).  
W podziękowaniach Renata Kijowska wymieniła same tęgie głowy od przyrody, m. in. Adama Wajraka, jego żonę Nurię, Katarzynę Bojarską (to z tych szeroko znanych nazwisk) oraz Pawła Skawińskiego (byłego dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego) i Filipa Ziębę (superniedźwiedziologa!). A! jest też Grażyna Naczyk z gdańskiego zoo. I wielu innych obserwatorów, miłośników, ochroniarzy przyrody. Cały sztab ludzi czuwał, żeby merytorycznie książka byłą na tip top. Mogę więc po jej lekturze z całym przekonaniem odpowiedzieć na pytanie zadane na okładce – tak, niedźwiedzie jedzą śledzie. Ale tylko w pewnym warunkach. Jakich? Po pełną odpowiedź odsyłam do „Kuby Niedźwiedzia”… Tylko ostrzegam, proszę się zaopatrzyć w pudełko chusteczek. Duże pudełko.










Komentarze

  1. Piekna recenzja - serdecznie dziekuje za inspiracje!

    OdpowiedzUsuń
  2. To jedna z książek dla dzieci i dorosłych do ktorej warto wracać?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...