500.RETRO W CENIE


ELIZA PIOTROWSKA
„OGÓRAS. ALE JAZDA!”
WILGA, GRUPA WYDAWNICZA FOKASL, WARSZAWA 2018
ILUSTROWAŁA JOANNA GĘBAL

Polna dróżka. Żar z nieba. Komary i muchy. Gdzieniegdzie motyl. Zielona soczysta trawa. Na środku piaszczystej drogi wielka głęboka kałuża. Nad kałużą pochyla się dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Jedno z nich trzyma w ręce długi kij. Zanurza go w kałuży, wyjmuje i coś oblicza. Inni kiwają głowami. Jeszcze przez chwilę wystawiają twarze do słońca, zamieniają kilka słów i rozchodzą się do dwóch aut. Ja siedzę w jednym z tych samochodów. Przednie siedzenie właśnie zajmują mama i tata. „Przejedzie!” - mówi on. I jedziemy.
Co się właśnie stało?
Jest początek lat 90. A my jedziemy na wakacje na Mazury. I mamy Fiata 126p. Tata właśnie sprawdzał, czy przejedziemy naszym „maluchem” przez kałużę. Razem z nim nad kałużą stała mama. I ciocia z wujkiem, którzy jadą swoim „maluchem” tuż przed nami.
Był pojemny. To niewyobrażalne, ile się w nim mieściło! Oprócz dmuchanego koła, plecaków, kuchenki turystycznej i materacy to na przykład z tyłu czwórka dzieci (ja, brat i nasi najlepsi przyjaciele). I czasem Babcia na dokładkę. Był trochę jak namiot na kółkach. A trochę jak członek rodziny. Zjeździł z nami Polskę wzdłuż i z powrotem. Miał cudowną rejestrację, którą łatwo było zapamiętać (1333) i kolor kawy z bardzo, bardzo dużą ilością mleka. Zbożówki.
I kojarzę z nim jeszcze śpiewanie. Bo nie miał odtwarzacza kaset. Więc musieliśmy śpiewać.
Gdy miałam jakieś 15 lat Tata kupił inny. Na białego golfa nigdy nie patrzyłam z taką miłością. Mimo że miał odtwarzacz płyt CD i że, owszem, to mi imponowało. Ale szybsze bicie serca to tylko jeden raz, dla jednego samochodu.
Bo to był samochód z duszą.
O takim właśnie samochodzie – autobusie! - z duszą jest „Ogóras”. Jelcz 043. Najbardziej uśmiechnięty wśród autobusów. Dlaczego ogórek? Podobno dlatego, że kształtem przypomina to warzywo. Hmmm, nie wiem… Może niekoniecznie. Tym bardziej, że akurat ten konkretny, Ogóras Pana Tomka, niekoniecznie lubi, jak się go tak nazywa. Owszem, z czasem przywykł. Tak, jak do wszelkich innych zaczepek i wyśmiewania. Kto wyśmiewa? Inne samochody! BMW czy mercedes, które Ogórek spotyka na swojej drodze. Bo on ciągle jeździ! Razem z Panem Tomkiem robią wycieczki turystyczne po mieście. A Pan Tomek, jego żona Pani Hania i ich syn Jaś, uwielbiają swój autobus, który Pan Tomek odziedziczył po ojcu i traktuje jak pamiątkę rodzinną. Inni ludzie zresztą też uwielbiają Ogórasa. Pokazują go sobie, gdy jedzie ulicą, uśmiechają się na jego widok, robią z nim zdjęcia. Ale głównie starsi, bo wywołuje w nich tęsknotę za młodością, dobre wspomnienia i kojarzy się z niezawodnością. Ogóras pewnego dnia spotyka swojego sobowtóra, Tygrysa, pewnego siebie, przekonanego o własnej wartości, identycznego Jelcza 043. To właśnie on uświadomi Ogórasowi ich przewagę nad nowymi modelami: „Nikt ci nie powiedział, że jesteś tysiąc razy wytrzymalszy od nich!? Przecież to tylko plastikowe pudełka na kółkach! Nie wspominając o elektronice, która co chwilę się psuje. Bajer na bajerze, a jak nawali jedna dioda, to siada cały system...” [s.9-10]
Ech, coś w tym jest. W tej niegdysiejszej precyzji, dbaniu o szczegóły, przykładaniu wagi do marki… To dlatego Ogóras jest tak dobrze wychowany, taki miły, taki układny. I dlatego jest nieszczęśliwy! Nie dość, że się z niego wyśmiewają, to jeszcze jest tak bardzo samotny! Na ulicach co prawda dużo aut, o wiele więcej, niż kiedyś, ale nie ma tam już jego dawnych znajomych – trabantów, warszaw, tarpanów, żuków, nys… I nie ma śnieżnobiałej syrenki z roku 1960… A to do niej Ogóras pisze nocami wiersze! Bo ten Ogóras to jest niezwykły pojazd! Umie bowiem pisać i czytać. I całe szczęście, że pewnego dnia na jego drodze staje Pani Lena, która nie tylko podsuwa mu fantastyczne lektury, ale do tego rozumie mowę samochodów!
Ta książka jest tak urocza i ciepła! Jest też trochę nostalgiczna. W mojej głowie wywołała obrazy sprzed kilkudziesięciu lat, poczułam się trochę tak, jakbym znów była małą dziewczynką i siedziała na tylnym siedzeniu mojego „malucha”, jakbym patrzyła na świat z jego perspektywy. Czyta się ją doskonale, bo łączy pokolenia. Dla mojej Córki była magiczną opowieścią o mówiącym samochodzie, a dla mnie kawałkiem mojego świata – co prawda tego, którego już nie ma i nie wróci, ale tego, który jest wciąż częścią mojego jestestwa. A może to po prostu tęsknota za beztroską dzieciństwa? Nie wiem… Wiem, że nie spodziewałam się aż takich emocji! Ujęła mnie swoją prostotą, ale i niesztampowością (to książka o „starym” autobusie w końcu! I do tego zakochanym. I takim, co czyta. I rozmawia z człowiekiem. Nie znam drugiej takiej!). Akcja toczy się swoim rytmem, trochę tak, jak zabytkowe samochody. I to jest w niej piękne!
No i te ilustracje…! Idealne, doskonałe, oddające ducha tej historii, nawiązujące kolorystyką, stylem, do czasów, gdy po ulicach jeździły Jelcze i syrenki. Joanna Gębal trafiła w sedno (choć sądząc po jej metryczce nie jeździła Fiatem 126 p przez pół Polski).
Ale jeśli sięgnąć głębiej, pogrzebać mocniej, zajrzeć pod maskę, to także piękna historia o miłości, o przyjaźni, o potrzebie bliskości i potrzebie akceptacji. I o przemijaniu, o nastawaniu nowego, o niedocenianiu tego, co odchodzi. O nadmiernej konsumpcji. O fast w miejsce slow. O najwyższych wartościach, które niesłusznie wychodzą z mody. O zatrzymaniu się, słuchaniu i zrozumieniu. Już nie mówiąc o tym, że to książka o wartości czytania!
Podsumowując: retro w modzie, retro w cenie, a ja płacę każde pieniądze (najchętniej wygrane w totolotka) i kupuję tego Ogórasa!











Komentarze