376.KSIĄŻKI NA „O”
Książki na "o". Bo wszystkie trzy
obrazkowe. I obowiązkowe. Wszystkie trzy bez słów. Wszystkie trzy duże, choć dla
tych najmniejszych. Na pewno nie do trzymania w małych rękach, ale
do wodzenia palcem jak najbardziej. Muszą być duże, bo oparte na
prostym pomyśle – znajdź ulubionego bohatera na każdej ze stron
– nie mieściłyby inaczej ogromu szczegółów. Niby nic nowego,
ale czy musi być zawsze nowe? Jeśli coś działa doskonale, to po
co to udoskonalać? Ja lubię, ty lubisz, oni, one lubią… Jest coś
wciągającego w tej zabawie. Zaczniesz i już nie możesz przestać.
Szukasz, badasz, głowę przekręcasz, bo może pod innym kątem
lepiej widać… I znajdujesz coraz to nowe szczegóły, a na twarzy
uśmiech rośnie, rośnie…
GERMANO ZULLO&
ALBERTINE
„W GÓRACH”
„NAD MORZEM”
BABARYBA, WARSZAWA
2016
Germano Zullo &
Albertine otrzymali w tym roku Bologna Ragazzi Award, a taka nagroda
nie dostaje się każdemu… Więc „hip, hip, hura”, że książki
wydał polski wydawca, że mamy na wyciągnięcie ręki kawałek
uznanego świata. Nie można nie skorzystać, grzech nawet! Tym
bardziej, że książki są naprawdę oryginalne. Niepodrabialna
kreska! I pomieszanie światów – tego rzeczywistego, codziennego,
ze zwierzęcym i z fantastycznym – nad morzem zagubił się jakiś
ufok, a w górach dziwne niebieskie coś, z wyglądu przypominające
trochę muminkową Bukę… Ale poza tym jest jak na każdych
wakacjach/feriach. Kąpiele w morzu, pływanie na materacu, lody,
sklepy z dmuchanymi wodnymi zabawkami, wysyłanie kartek pocztowych,
wakacyjne fotografie i ogromna żyrafa… No dobrze, to może nie
jest najczęstszy widok na plażach, ale u Zullo & Albertine to
właśnie jest norma – nienormowalność… A zimą? Normalnie –
wyciąg, sanki, łyżwy, śnieg, bałwan, igloo, przerębel, choinka
i dziecięcy wózek na płozach – takie wyposażenie zimowego
turysty. Moimi ulubionymi bohaterami są Czytający Gość i Mama z
synkiem. Czytający gość czyta, by poznać. Gdy brodzi w morzu
czyta „Tajemnice wody”, gdy odwiedza wesołe miasteczko -
„Tajemnicę lunaparków”, gdy jeździ na nartach też nie
wypuszcza z rąk książki – oczywiście „Tajemnice wyciągów
narciarskich”. Och, jaką moją bratnią duszą jest on z tym
czytaniem tu i tam! A Mama z synkiem? Latem się szukają – mama
krzyczy, woła, niepokoi się, a Adaś zwiedza świat, by na końcu
książki zupełnie zwyczajnie, z naturalnością i spokojem,
właściwym tylko dzieciom, oznajmić „Mamo, tu jestem”… A w
zimie chłopiec PYTA. Bez przerwy, o wszystko, zawsze, ciągle,
nieprzerwanie. Ale mistrzostwem świata jest mamina odpowiedź na
KAŻDE pytanie:
„A jak ty
myślisz?”. Uwielbiam tę mamę za to! I humor, humor, humor! To
coś, czego te książki są pełne. Zdecydowanie „moje” poczucie
humoru, nieco odrealnione, czasem absurdalne, nietuzinkowe… I tak,
to może być prezent także dla dorosłego!
PAWEŁ KŁUDKIEWICZ
„ROBOTY”
BABARYBA, WARSZAWA
2016
Na ziemi wylądowały
właśnie dziwne stworzenia – trochę roboty, a trochę kosmici. I
robią tu niezłe zamieszanie! Ale to dobrze. Jest co oglądać,
śledzić, komentować. W samej książce nie ma słów, ale polecam
zacząć od słów kilku, które jednak są – na tylnej okładce.
To coś jak napisy końcowe i „w rolach głównych”. A tu –
same gwiazdy: Akumulator Janusz („zapewnia dobrą energię”),
Literobot(y) („ciekawe jaki zbudują wyraz?”), Kraftwercik
(„robotyczny talent muzyczny”), Fotobot czy Elektrożyraf. Nie ma
nudy, nie ma sztampy. I co te roboty robią na ziemi. Zwyczajnie –
rżną w pokera, pływają pontonem, robią babki z piasku, grają na
bębnach albo na butelkach napełnionych wodą, malują Mona Lizę i…
czytają „Bajki robotów”!!!
Autor zadedykował
„Roboty” swojemu synkowi. Ale, jestem pewna, nie tylko Wojtek się
ucieszy!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...