370. TRADYCYJNA KOLACJA WIGILIJNA
MALINA PRZEŚLUGA
„BOMBKA Z
GWIAZDKĄ”
TASHKA, WARSZAWA
2016
ILUSTROWAŁA JAGA
SŁOWIŃSKA I MOSS PAPERS
TYPOGRAFIA I SKŁAD
ANNA KUKUŁA I UNCO
Uczesani. W mgiełce
najlepszych perfum. Z czystymi paznokciami. Odświętnie ubrani. W
wyprasowanych koszulach. W rajstopach, które cisną i krawatach,
które duszą. Albo w gryzącym swetrze w renifery. Ale uśmiechnięci.
Trochę niecierpliwi. Trochę zawstydzeni, choć przecież to nie
pierwszyzna. Podekscytowani. W powietrzu unosi się zapach barszczu.
Głodni, choć z tego podekscytowania mamy ściśnięte żołądki.
Czekamy, bo na niebie jeszcze nie widać gwiazd. Wypatrujemy. Co
chwile okno przecieramy. I nagle… jest! Pierwsza Gwiazdka!
Uśmiechamy się. Słychać trzask przełamywanego opłatka…
Zaczęła się najpiękniejsza kolacja w roku.
Tak wygląda to od
naszej strony. A jak kolacja wigilijna wygląda z perspektywy nieba?
Co czuje pierwsza gwiazdka? Niepokój debiutu, strach, że się zgubi
i tremę. Ale też wielką radość, że to ona będzie pierwsza, że
ludzie czekają, że od niej, od tej malutkiej dziurki w niebie
zależy teraz tak wiele. „To idę” - „Nie potknij się o
Księżyc” - „PIERWSZA!!!”.
I jest.
Siadamy do stołu.
Prześluga zrobiła
rzecz, która do tej pory wydawała mi się niemożliwa – zszyła
tradycję z nowoczesnością. Tak, że nie widać szwów i
wystających nitek. Zrosło się. Wygląda, jakby było tak od
zawsze. Pokazała Wigilię nietuzinkowo. Pokazała Wigilię od strony
przedmiotów, od strony symboli, od strony bombki, choinki (która
akurat w tym przypadku jest nieco… hmmm… osobliwa), od strony
karpia (ha! Ten egzemplarz akurat zostanie oszczędzony i żywy aż
do końca kolacji, ba! dłużej nawet!), od strony brody Mikołaja
(skrywa wiele tajemnic…) i Mikołajowej, która na co dzień
pozostaje w cieniu, a niektóre dzieci nawet nie wiedzą, że
istnieje ktoś taki (a kto dbałby o Mikołaja przez cały rok?!), od
strony płatka śniegu i sianka pod obrusem. I od strony prezentu…
Nawet najwięksi sceptycy (prezent ma bardzo niskie poczucie własnej
wartości…) ulegają niezwykłej magii, która dzieje się tylko
raz w roku. Dzięki takiemu sprytnemu zabiegowi, Prześluga
podkreśliła wagę symboli, przypomniała, po co są Święta. Dała
nawet instrukcje - „Jak się bawić”, „Jak śpiewać kolędy”
i najważniejsze - „Jak przetrwać do następnych Świąt”. Bo to
„most wonderful time of the year” przecież. Nawet dziś. W tym
zabieganiu, materializmie, usilnym Świąt odczarowywaniu i
odzieraniu z dodatkowych znaczeń, w tym pragnieniu by zamiast
wełnianych ręcznie robionych skarpet z bałwanem znaleźć pod
choinką albo PlayStation, albo iPada, albo fajną bluzę z kapturem,
reklamowaną w telewizji (albo najlepiej wszystkie te rzeczy naraz).
No bo w końcu robimy kolację z dwunastu dań, kupujemy osiem
kilogramów mandarynek, jedziemy czterysta kilometrów do rodziny w
Koluszkach i zasiadamy razem przy stole. Narzekamy, ale robimy. A to
przecież coś znaczy.
A w tej niezwykłej
książce pięknie znaczy! Nic dziwnego, skoro odpowiedzialna za
stronę graficzną jest Jaga Słowińska i Moss Papers (przy okazji
wspomnę tu o Annie Kukule i UNCO – przepiękną typografię i
skład zrobili… w klimacie, magiczną i cały ten „pada śnieg,
dzwonią dzwonki sań!”). Subtelne, stonowane grafiki, dużo
zawijasów, maleńkich szczególików, złota, ornamentów i
dekoracji. Ale bez przeładowania, bez przegadania. Perfekcyjna
choinka! Wszystko co najważniejsze. I z humorem, z jajem,
współcześnie bardzo. Kolejna mistrzyni igły w tej książce –
też szyła tak, że szwów nie widać...
Kolacja wigilijna o
coś więcej, niż zwykły posiłek. Nie chodzi o zaspokojenie głodu,
choć tyle smakołyków na stole. Chodzi o symbole, o punkty, według
których poruszamy się tego dnia, a które stanowią o jej
wyjątkowości. To jak drogowskazy – gdy docieramy do kolęd,
wiadomo, że wszystko idzie zgodnie z planem, gdy mijamy sianko, to
wciąż jesteśmy na dobrej drodze, gdy dobijamy do prezentów,
wiadomo, pięknie się udało. Możemy odetchnąć. Zdawałoby się,
że w tym celebrowaniu jest nuda niezmienności, że jest
skostniałość wieków, ale to ta powtarzalność rytuałów stanowi
o pięknie Świąt. To, że wyciągamy z wielkiego pudła wciąż tę
samą bombkę, która wisiała na drzewku naszej babci trzydzieści
lat temu. I wieszamy ją. Mimo że jest ukruszona. Chowamy ją z
tyłu, „od ściany”, ale jest…
„Tradycja. Nie
rozumiem tej całej tradycji. Dlaczego na przykład mam siedzieć
prawie rok w jakimś pudle i wychodzić z niego tylko na parę dni, w
dodatku zimą, gdy dzień taki krótki i wszystko ma dwa kolory –
czarny i biały? Bo to tradycja. Dlaczego muszę bimbać na kłującym
świerku, a nie na przykład na huśtawce?” - pyta choinkowa
bombka. Uśmiecham się. Ja też pytam czasami. Po co? Po co sianko
pod obrusem, po co choinka, po co kilometry światełek, które co
roku trzeba godzinami rozplątywać, a potem szukać tej jednej
lampki, która akurat się przepaliła, po co jakieś puste miejsce
przy stole, po co rozmowa ze zwierzakami o północy i po co
dwanaście wigilijnych potraw… „Podłączyli nam lampki. Odbijają
się we mnie miliony maleńkich światełek. Cała świecę! I cztery
uśmiechy… Kot pacnął mnie łapką. Chyba mu się podobam. Zima
już nie jest czarna i biała.”…
Właśnie po to,
właśnie dlatego...
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...