374.ZAMIAST CZYLI „PISZĘ MELJA”
ARTUR
JANICKI
„SKĄD
SIĘ WZIĘŁY MAŁPY W INTERNECIE?”
WIDNOKRĄG,
PIASECZNO 2015
ILUSTROWAŁ
PRZEMYSŁAW SURMA
Bombki.
Renifery. Mikołaje. Śnieg. Bałwanki. Kolorowe lampki. Porozkładane
w strategicznych miejscach na sklepowych półkach. To ten czas, gdy
tracimy głowy i wcielając się w Mikołajów, chcielibyśmy zasypać
Dzieci prezentami. Tylko jak zobaczyć spod nich cokolwiek? Jak w tej
górze prezentów oddychać??? Pokutuje przekonanie, że prezent musi
być drogi. I najlepiej elektroniczny, bo tylko wtedy ma wartość.
Komputer, tablet, laptop, ajfon – coś z dostępem do wi-fi byłoby
najlepsze…
A ja
proponuję coś zamiast. A może nie do końca zamiast. Może
najpierw. Może obok. Może dodatkowo.
Pamiętam
swoje pierwsze zetknięcie z internetem. To było w pierwszej klasie
szkoły średniej na lekcji informatyki. Wiem, że dla niektórych
brzmi to niewiarygodnie, ale jestem z pokolenia, którego pierwsza
komórka była wielkości cegłówki i miała jeden zakres i które w
dzieciństwie biegało, skakało, robiło ogniska, spało pod
namiotem, zbierało butelki na sprzedaż, puszki i papierki po
czekoladach do kolekcji i marzyło o piórniku z wyposażeniem, w
którym w miejscu pióra była tekturka z piórem namalowanym.
Wracając do lekcji… Nauczyciel posadził nas przed ekranem i
powiedział coś w stylu „Pogrzebcie sobie w sieci”. Moja
przyjaciółka, która miała dużo starszego brata, w dodatku
zafascynowanego nowymi technologiami, chyba już miała w domu
internet. Więc pokazała mi jakąś stronę z Lennym Kravitzem, w
którym wtedy się kochałyśmy. „Możesz tu znaleźć wszystko”
- rzekła i poszła do swojego komputera, chyba ściągać testy z
angielskiego, albo tłumaczenie jakiejś piosenki. A ja siedziałam
45 minut przed tą jedną stroną, nie bardzo wiedząc, co z nią
począć. Miałam w głowie pustkę – taki ogrom wiedzy,
informacji, możliwości, że zupełnie, ale to zupełnie nie
wiedziałam od czego zacząć i czego właściwie mam szukać.
Teraz
jest inaczej, wiem. Teraz moja czteroletnia Córka mówi do mnie:
„Mamo, piszę melja!” i „Mamo, wysyłam Babci zdjęcie na
mesendżerze”.
A
skąd w ogóle te „melje”? A skąd te mesendżery i inne? Skąd
małpy, bez których żaden „melj” do „meljobiorcy” nie
dotrze? Dla mnie to wciąż niewyobrażalne, fascynujące i
ocierające się o magię – ta cała technologia, ta cała
informatyka, to że przepisuję moje myśli, a ktoś, do kogo mam
bardzo dużo kilometrów, może odczytać je już sekundę później.
Czy nie warto się nad tym zastanowić ZANIM zaczniemy klepać w
klawiaturę? Nie warto popić ze źródełka wiedzy? A może to być
łyk orzeźwiający, lekkostrawny, o smaku pomiędzy oranżadą a
sokiem malinowym.
Oto
przed nami laptop. W wersji mini. Idealny do szkolnego plecaka (albo
do damskiej torebki). Jest tu wszystko, co potrzeba – ekran,
ikonki, zapis liczb w systemie dwójkowym („Dlaczego Internet lubi
zera i jedynki?”)… I jest maaasaaa wiedzy! O najstarszej stronie
internetowej, która wciąż działa, o wirusach komputerowych, o
serwerach, o rozmowie przez internet, o emotikonach, o domenach, o
filmach oglądanych online (nawet o tym, dlaczego się czasem
zacinają i co to jest to całe „buforowanie” - wiecie???), o
ruchu pakietów w światłowodzie, no i o tym, skąd się wzięły
małpy w internecie (albo psy, jeśli jesteś z Rosji, albo ślimaki,
jeśli z Włoch, albo słoniowe uszy, jeśli pochodzisz z
Islandii...)! A wszystko świetnie zilustrowane przez Przemka Surmę
– skomentowane zabawnymi, jednookienkowymi komiksami.
Podoba
mi się, że po tym zagmatwanym, zawiłym świecie łączącym
miliony komputerów, wymieniających wciąż setki milionów danych,
oprowadza nas dziewczynka i jej tata. Banał może, ale warto, żeby
nasze dziecko uczyło się ważnych rzeczy od nas, a nie „na
podwórku”. A już na pewno rzeczy, które mogą być zagrożeniem
– tu jest to liźnięte, maźnięte, zaznaczone, ale nie
podkreślone. To, że trzeba być czujnym, sceptycznym i krytycznym
wobec treści, jakie w internecie znajdujemy. Że trzeba umieć
dzielić przez dwa, a czasem nawet przed sto dwa. I to, że nie można
podawać swoich danych adresowych, bo nie wiadomo, kto siedzi po
drugiej stronie. I to, że Internet może uzależniać. Że to
marudzenie? Że to tylko bla, bla, bla? Nic z tych rzeczy – to
podstawy, to pierwsza sprawa, o której powinno się mówić,
wprowadzając temat komputerów, internetu, sieci i „this whole
thing”… Co nie zmienia faktu, że nie ma co popadać w obsesję i
co nie zmienia faktu, że ostatni rozdział ma tytuł „Czy Internet
może być piękny?”, a odpowiedź jest zdecydowanie twierdząca.
Więc
jeśli już ktoś kupił elektroniczne coś i zamierza to wrzucić
pod drzewko; jeśli to coś będzie miało dostęp do neta (a będzie,
bo inaczej nie będzie cieszyć),to naprawdę warto dołożyć do
tego Internetu instrukcję!
Ale fajny pomysł!
OdpowiedzUsuń