365. ODWAGA TWORZENIA
FRANK VIVA
„MŁODY FRANK ARCHITEKT”
(TŁ. BARBARA SŁOMKA)
KOCUR BURY, ŁÓDŹ 2016
ILUSTROWAŁ AUTOR
FRANK VIVA
„MŁODA CHARLOTTE FILMOWIEC”
(TŁ. BARBARA SŁOMKA)
KOCUR BURY, ŁÓDŹ 2016
ILUSTROWAŁ AUTOR
Jest taki budynek w Nowym Jorku - na 53rd Street, pomiędzy Fifth Avenue a Sixth Avenue. Powstał w głowie Abby Aldrich Rockefeller, żony najbogatszego człowieka świata, blisko dziewięćdziesiąt lat temu. Wzięła do pomocy dwie koleżanki i jako „śmiałe panie”, dokonały śmiałego czynu. Dziewięć dni po wybuchu Wielkiego Kryzysu na Wall Street, otworzyły Muzeum Sztuki Nowoczesnej – znane jako MoMA. Ot, kaprys nawiedzonej miłośniczki sztuki! Ot, taka sobie zachcianka! Ale stoi do dziś. Ba! Rozrasta się, pulchnieje, pączkuje! Założenie było takie: muzeum miało prezentować sztukę nowoczesną. Fascynujące jest to pojęcie nowoczesności! Bo MoMA prezentuje na przykład prace Picassa czy Van Gogha, którym dziś bliżej do klasyki, niż awangardy. W zbiorach MoMA są obrazy, filmy, grafiki, rysunki, rzeźby, zdjęcia, instalacje i nowe media, a biblioteka liczy ponad trzysta tysięcy tytułów, dotyczących przede wszystkim historii sztuki nowoczesnej. Potężne przedsięwzięcie, genialna idea, nierealny pomysł, który zmaterializował się na ulicach Nowego Jorku!
Jak jednak wiadomo, odbiór sztuki współczesnej może być trudny. Dlatego odbiorcę, bywalca MoMA, trzeba sobie wychować, wykształcić w nim głód poznania. MoMA wpadło na świetny pomysł – trzeba napisać książki dla dzieci, pokazać w nich, o co chodzi z tą sztuką nowoczesną.
I oto mamy Franka i Charlotte – dwójkę młodych ludzi, już sztuką zainfekowanych: Frank jest architektem, a Charlotte filmowcem.
Frank buduje, projektuje, stwarza. Ciągle. Coś z niczego. Krzesło z rolek papieru toaletowego czy drapacz chmur z książek. Młody Frank mieszka jze swoim dziadkiem – Starym Frankiem. Stary Frank też jest architektem. Z niepokojem patrzy na to, co tworzy wnuk, na krzywizny, na płyciny, na nieprzydatność, na niepraktyczność… Stara szkoła inne wytyczne wtłoczyła do głowy Starego Franka. Inaczej wyjaśniali pojęcie piękna i funkcjonalności. Zderza się więc twórczy szał z ostudzoną, wyuczoną praktyką. Stary Frank chce dowieść swoich racji, utemperować Młodego Franka, przyciąć go trochę, by nie wystawał poza ramy „stąd-dotąd”. Idą do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Będą oglądać dzieła PRAWDZIWYCH (już słyszę ten sarkazm w głosie Starego Franka...) architektów. Stary Frank zaciera ręce, bo sądzi, że – gdzie jak gdzie – ale w muzeum, znajdzie poparcie dla swoich teorii i racji. I natykają się na miękkie krzywe krzesło i powykręcaną wieżę*. Młody Frank się dowartościowuje, Stary Frank przewartościowuje to, co miał w głowie od tylu lat… Dopuszcza odstępstwa od funkcjonalności i nieprostackie krzywizny…
Charlotte zaś wszędzie chodzi z kamerą. Filmuje świat, ale świat z trochę innej perspektywy – wyłapuje tylko to, co jest czarno-białe. Męczy się innymi kolorami, są dla niej zbyt krzykliwe. Broni przed nauczycielem prawa czarnego i białego do tytułu kolorów, które ten chce im odebrać. Broni, bo widzi w nich potencjał, bo postrzega je zupełnie inaczej, niż reszta świata. Bardzo szybko okazuje się, że na tym polega geniusz artystyczny. A okazuje się w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, gdzie rodzice zabierają Charlotte co niedzielę. Charlotte poznaje tam Scarlet, która również jest zafascynowana dwukolorowym postrzeganiem rzeczywistości. To Scarlet, pracownica MoMA, wyjaśnia dziewczynce, że nie zawsze trzeba iść za głosem aktualnych trendów w sztuce, że jej darem jest wyłuskiwanie ze świata dwu-kolorowości, że w sztuce udaje się tylko to, co się czuje całym sobą.
Na początku roku szkolnego, na pierwszym zebraniu w przedszkolu, panie poprosiły, żeby przynosić dzieciakom „odpadki” - kartony, kubeczki, kawałki folii, patyczki, słoiczki… „Klej mamy, blok mamy, ale niekonwencjonalnych rzeczy nie”. Zbierałam wszelkie rolki po papierze toaletowym, nauczyłam się myć pojemniczki po jogurtach, zamiast je wyrzucać, gromadziłam ścinki materiałów. Majka otworzyła się na to, by we wszystkim dostrzegać sztukę. Skleja, maluje, rozcina. I tworzy. „Najważniejsze to im pozwolić działać” – przekazujemy sobie z ust do ust z nauczycielkami w przedszkolu. Ciągle otwieram oczy ze zdziwienia widząc, co kryje się w folii bąbelkowej, co małe ręce i twórcze umysły wydobywają z buteleczki po soku! Sztuka nowoczesna – to właśnie tworzenie czegoś z niczego, czegoś nowego, czegoś innego, czegoś „po prąd” i czegoś po raz pierwszy. O tym są te książki! O prawie dzieci – ludzi! - do tworzenia! Tak, jak się czuje, tak jak się postrzega świat! Dalego też nie rozumieli, a teraz wisi w MoMA, Basquiata też nie doceniali, a teraz wisi w MoMA „Puszki z zupą Campbella” Warhola też wyśmiewali, a teraz wiszą w MoMA. Dlatego te książki, oprócz tego, że są piękne, są też mądre i są ważne. W polskiej rzeczywistości, gdzie MoMA jest tylko dziwnym słowem, a ulice mają nazwy, a nie numery, są równie potrzebne, co w Nowym Jorku! Wyłuskałam z nich bowiem apel do młodego architekta, młodego filmowca, młodego rysownika, grafika, malarza, rzeźbiarza, twórcy, artysty!, apel nie podlegający podziałowi na narodowość, kolor skóry, czy miejsce zamieszkania, apel do każdego dziecka, które tworzy: nie daj sobie wmówić, że nie robisz sztuki!
*fascynuje mnie ta dbałość o szczegóły! Każdy zaprezentowany w książce eksponat, istnieje naprawdę! I to krzesło i ta wieża i helikopter, który mijają przy wejściu...
„MŁODY FRANK ARCHITEKT”
(TŁ. BARBARA SŁOMKA)
KOCUR BURY, ŁÓDŹ 2016
ILUSTROWAŁ AUTOR
FRANK VIVA
„MŁODA CHARLOTTE FILMOWIEC”
(TŁ. BARBARA SŁOMKA)
KOCUR BURY, ŁÓDŹ 2016
ILUSTROWAŁ AUTOR
Jest taki budynek w Nowym Jorku - na 53rd Street, pomiędzy Fifth Avenue a Sixth Avenue. Powstał w głowie Abby Aldrich Rockefeller, żony najbogatszego człowieka świata, blisko dziewięćdziesiąt lat temu. Wzięła do pomocy dwie koleżanki i jako „śmiałe panie”, dokonały śmiałego czynu. Dziewięć dni po wybuchu Wielkiego Kryzysu na Wall Street, otworzyły Muzeum Sztuki Nowoczesnej – znane jako MoMA. Ot, kaprys nawiedzonej miłośniczki sztuki! Ot, taka sobie zachcianka! Ale stoi do dziś. Ba! Rozrasta się, pulchnieje, pączkuje! Założenie było takie: muzeum miało prezentować sztukę nowoczesną. Fascynujące jest to pojęcie nowoczesności! Bo MoMA prezentuje na przykład prace Picassa czy Van Gogha, którym dziś bliżej do klasyki, niż awangardy. W zbiorach MoMA są obrazy, filmy, grafiki, rysunki, rzeźby, zdjęcia, instalacje i nowe media, a biblioteka liczy ponad trzysta tysięcy tytułów, dotyczących przede wszystkim historii sztuki nowoczesnej. Potężne przedsięwzięcie, genialna idea, nierealny pomysł, który zmaterializował się na ulicach Nowego Jorku!
Jak jednak wiadomo, odbiór sztuki współczesnej może być trudny. Dlatego odbiorcę, bywalca MoMA, trzeba sobie wychować, wykształcić w nim głód poznania. MoMA wpadło na świetny pomysł – trzeba napisać książki dla dzieci, pokazać w nich, o co chodzi z tą sztuką nowoczesną.
I oto mamy Franka i Charlotte – dwójkę młodych ludzi, już sztuką zainfekowanych: Frank jest architektem, a Charlotte filmowcem.
Frank buduje, projektuje, stwarza. Ciągle. Coś z niczego. Krzesło z rolek papieru toaletowego czy drapacz chmur z książek. Młody Frank mieszka jze swoim dziadkiem – Starym Frankiem. Stary Frank też jest architektem. Z niepokojem patrzy na to, co tworzy wnuk, na krzywizny, na płyciny, na nieprzydatność, na niepraktyczność… Stara szkoła inne wytyczne wtłoczyła do głowy Starego Franka. Inaczej wyjaśniali pojęcie piękna i funkcjonalności. Zderza się więc twórczy szał z ostudzoną, wyuczoną praktyką. Stary Frank chce dowieść swoich racji, utemperować Młodego Franka, przyciąć go trochę, by nie wystawał poza ramy „stąd-dotąd”. Idą do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Będą oglądać dzieła PRAWDZIWYCH (już słyszę ten sarkazm w głosie Starego Franka...) architektów. Stary Frank zaciera ręce, bo sądzi, że – gdzie jak gdzie – ale w muzeum, znajdzie poparcie dla swoich teorii i racji. I natykają się na miękkie krzywe krzesło i powykręcaną wieżę*. Młody Frank się dowartościowuje, Stary Frank przewartościowuje to, co miał w głowie od tylu lat… Dopuszcza odstępstwa od funkcjonalności i nieprostackie krzywizny…
Charlotte zaś wszędzie chodzi z kamerą. Filmuje świat, ale świat z trochę innej perspektywy – wyłapuje tylko to, co jest czarno-białe. Męczy się innymi kolorami, są dla niej zbyt krzykliwe. Broni przed nauczycielem prawa czarnego i białego do tytułu kolorów, które ten chce im odebrać. Broni, bo widzi w nich potencjał, bo postrzega je zupełnie inaczej, niż reszta świata. Bardzo szybko okazuje się, że na tym polega geniusz artystyczny. A okazuje się w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, gdzie rodzice zabierają Charlotte co niedzielę. Charlotte poznaje tam Scarlet, która również jest zafascynowana dwukolorowym postrzeganiem rzeczywistości. To Scarlet, pracownica MoMA, wyjaśnia dziewczynce, że nie zawsze trzeba iść za głosem aktualnych trendów w sztuce, że jej darem jest wyłuskiwanie ze świata dwu-kolorowości, że w sztuce udaje się tylko to, co się czuje całym sobą.
Na początku roku szkolnego, na pierwszym zebraniu w przedszkolu, panie poprosiły, żeby przynosić dzieciakom „odpadki” - kartony, kubeczki, kawałki folii, patyczki, słoiczki… „Klej mamy, blok mamy, ale niekonwencjonalnych rzeczy nie”. Zbierałam wszelkie rolki po papierze toaletowym, nauczyłam się myć pojemniczki po jogurtach, zamiast je wyrzucać, gromadziłam ścinki materiałów. Majka otworzyła się na to, by we wszystkim dostrzegać sztukę. Skleja, maluje, rozcina. I tworzy. „Najważniejsze to im pozwolić działać” – przekazujemy sobie z ust do ust z nauczycielkami w przedszkolu. Ciągle otwieram oczy ze zdziwienia widząc, co kryje się w folii bąbelkowej, co małe ręce i twórcze umysły wydobywają z buteleczki po soku! Sztuka nowoczesna – to właśnie tworzenie czegoś z niczego, czegoś nowego, czegoś innego, czegoś „po prąd” i czegoś po raz pierwszy. O tym są te książki! O prawie dzieci – ludzi! - do tworzenia! Tak, jak się czuje, tak jak się postrzega świat! Dalego też nie rozumieli, a teraz wisi w MoMA, Basquiata też nie doceniali, a teraz wisi w MoMA „Puszki z zupą Campbella” Warhola też wyśmiewali, a teraz wiszą w MoMA. Dlatego te książki, oprócz tego, że są piękne, są też mądre i są ważne. W polskiej rzeczywistości, gdzie MoMA jest tylko dziwnym słowem, a ulice mają nazwy, a nie numery, są równie potrzebne, co w Nowym Jorku! Wyłuskałam z nich bowiem apel do młodego architekta, młodego filmowca, młodego rysownika, grafika, malarza, rzeźbiarza, twórcy, artysty!, apel nie podlegający podziałowi na narodowość, kolor skóry, czy miejsce zamieszkania, apel do każdego dziecka, które tworzy: nie daj sobie wmówić, że nie robisz sztuki!
*fascynuje mnie ta dbałość o szczegóły! Każdy zaprezentowany w książce eksponat, istnieje naprawdę! I to krzesło i ta wieża i helikopter, który mijają przy wejściu...
bardzo fajny wpis, podoba mi się przesłanie książki, ale ilustracje... hmmm... nie przemawiają do mnie... Jak je odbierasz? Patrząc na całość, okiem osoby, która czytała te tytuły.
OdpowiedzUsuńMałgosia - a ja akurat gustuję w takich ilustracjach i uważam, ze świetnie pasują do tekstu - nie cukierkowe, nie proste, trochę takie do myślenia, jak sztuka nowoczesna...
Usuń