363. DO SAMEJ WYKLEJKI!
SCENARIUSZ I RYSUNKI
KAROL „KAEREL” KALINOWSKI
„KOŚCISKO”
KULTURA GNIEWU,
WARSZAWA 2016
SERIA: KTÓRKIE
GATKI
Poszły sobie gdzieś
moje słowa, wołam je usilnie, „Do nogi!” - krzyczę na całe
gardło, a one z podkulonymi ogonami, chowają się gdzieś po
kątach. Wtedy, gdy tak potrzebne! Ale też nie dziwota. Bo o tym
komiksie nie da się powiedzieć tak po prostu. Toteż moje słowa
mogą być onieśmielone nieco, może nawet niegodne… Po głowie,
kołacze mi się zdanie, przeczytane w wywiadzie z Szymonem Holcmanem, że „Kościsko” to „najbardziej oczekiwany polski
komiks roku” (słówko „możliwe”, sugerujące pewną taką
nieśmiałość, skreślam i wymazuję, jestem przekonana, że
najbardziej!). Najbardziej oczekiwany pewnie przede wszystkim
dlatego, że Karol Kalinowski kazał czekać na niego 7 lat! Według
teorii psychologicznych o związkach, ludzkim rozwoju i takich tam,
człowiek zmienia się co siedem lat. Wydawałoby się więc, że
„Kościsko” napisał inny KaeReL niż „Łaumę”. Ja jednak
przychylam się do stwierdzenia, że to ten sam KaeReL, ale po prostu
KaeReL dojrzalszy, KaeReL czytający, dokształcający się,
poszukujący, zagrzebany w archiwach bibliotecznych, KaeReL mądry,
bo nie piszący/nie rysujący, gdy nie ma nic do powiedzenia. „Łaumę”
czuć w powietrzu „Kościska” bardzo mocno ( na gościnnych występach pojawia się tu nawet na
chwilę Dorotka). To podobny klimat, przesycony
magią, sięgający do słowiańskich mitów, do rodzimych wierzeń,
do swojskich strachów. Nie musimy zachwycać się „obcym”, mamy
całkiem zgrabny własny zasób strzyg, upiorów i widziadeł.
Przewodzi im Leszy. Zasnęło mu się co prawda, na jakieś sto lat,
ale teraz się budzi. Bo źle się dzieje w państwie… polskim.
Wydawałoby się, że wszystko gra. Małe, senne miasteczko. Z dala
od cywilizacji. Z dala od ruchu aut, czerwonych świateł, korków i
spalin. Kilka ulic, restauracja Karmnik, biblioteka i pokój do
wynajęcia. Kościsko. W tę ospałą, powolną, ociężałą i
zastałą rzeczywistość wkraczają Karol, samotny ojciec i jego syn
Max. Wkraczają bez przeszłości, zostawiają ją na granicy
Kościska i reszty świata. Chcą odpocząć, ułożyć sobie życie,
może zapomnieć. Nie wiem, czy zadomowić, ale na pewno
zaprzyjaźnić. Nie zawsze jest to proste, bo mieszkańcy Kościska
nie są zwykłymi, powolnymi, ospałymi mieszkańcami małego
miasteczka. Niby nie widać tego na pierwszy rzut oka. Albo po prostu
Karol i Max są tak spragnieni chwili przerwy w wędrówce, że nie
zwracają na to uwagi. Na przykład na dziwny wygląd niektórych
sąsiadów – ja owszem, bo zakochana w kresce Kalinowskiego, chcę
wyłapywać najmniejszy niuans, najmniejszy ślad ogona, skrzydła,
czy rogu… Są zdeterminowani – czyż nie tak można nazwać
mężczyznę, ubiegającego się o pracę w bibliotece w małym
sennym miasteczku, w którym rozmowę kwalifikacyjną przeprowadza
mężczyzna w ogromnym blaszanym „czymś” na głowie? Ale Karol
zostaje. Zdecydowany, by osiąść właśnie tu. Tak jakby dalej nie
było już świata. To musi być Kościko i koniec! Tym bardziej, że
w Karmniku pracuje pewna interesująca, czarnowłosa kobieta, tym
bardziej, że z jego nosa coraz częściej sączy się stróżka
krwi…
Co mówić, co
opowiadać, jak zachęcić? Boję się, że wszystko spłaszczę i
spłycę! A ten komiks ma tak wiele wymiarów! Jest ważny, pod
przykrywką fantastycznej historii niesie przesłanie, mówi o
związku człowieka z naturą, o związku z własną przeszłością,
o docenianiu duchowości i prastarych mądrości. Brzmi jak „bla,
bla, bla”, jak banał, ale uprzedzałam, że nie umiem napisać o
„Kościsku” nic, co byłoby godne! Zachwyt mój nie maleje od
pierwszego pospiesznego, gorącego, niecierpliwego czytania.
Podziwiam KaeReLa za diaboliczny pomysł na fabułę (majstersztyk,
powiadam!), za perwersyjny wręcz pomysł na to, co umieścić pod
blaszanym „czymś” na głowie dyrektora biblioteki (widzę go
oczyma wyobraźni w jakimś mrocznym zakurzonym archiwum własnej
biblioteki, śmiejącego się czarcim śmiechem, słyszę w uszach to
jego „buahahaha!!!”), za godziny poszukiwań w przepastnej,
bogatej i nielicho ciekawej mitologii słowiańskiej i za godziny
machania ołówkiem (pewnie czasem aż do bolącego nadgarstka), za
porozrzucane po całym komiksie inteligentne odniesienia do malarstwa
i innych sztuk wizualnych (spójrzcie tylko na „Śmierć Marata”
w „Pokoju Van Gogha w Arles”!), za humor, za to ważne przesłanie
(być dzieckiem natury, otworzyć się na niewidzialne, przyjąć do
wiadomości rzeczy niemożliwe, oswoić się z nieuniknionym…), za
tę niezwykłą twórczą inteligencję, za dialogi, za Leszego, co
jedzie autostopem i za dziewczynę, która ogląda telewizję bokiem!
Karol, bibliotekarz,
zdradza jednej z czytelniczek pewien bibliotekarski sekret na to, jak
poznać czy książka jest dobra: „Dobre książki ludzie czytają
do końca. Wystarczy przyjrzeć się, do którego momentu odginano
kartki.” „Kościsko” odgięte do samej wyklejki! Nie chcę
wydać się niewdzięczna, nie to, żebym nie doceniała, absolutnie
nie chcę być niegrzeczna i nie chcę popędzać, ale niech mi
będzie wolno wspomnieć, że czekam na więcej – oby nie kolejne
siedem lat!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...