357. MIERZALNOŚĆ CZASU
„Ile
to jest dziesięć minut?” - pyta, gdy obiecuję, ze za dziesięć
minut poczytamy.
Jak
wyjaśnić tę rozciągliwość chwil? Jak pokazać dłońmi
stąd-dotąd? Idzie i liczy od jednego do dziesięciu, nie
zostawiając niemal przerw na oddech, a ja nie umiem wytłumaczyć,
że to nawet nie dziesięć sekund, bo sekundy liczy się przecież
inaczej: one Missisipi, two Missisipi, three Missisipi…
Zakładam
jej na rękę nowy zegarek. Trochę zsuwa się z przegubu dłoni,
jakby czas był jeszcze za dużym dla niej pojęciem. Patrzy na niego
i mówi coś w rodzaju: „Wiem, która godzina! Jest trzy litry po
trzeciej!”.
Pamiętam
eksperyment z jakiegoś pracowniczego szkolenia, gdy miałam zamknąć
oczy i otworzyć je wtedy, gdy minie minuta. Dłużyło się to
niemiłosiernie. Czekałam, starałam się odliczać i wciąż miałam
wrażenie, że już wszyscy te oczy otworzyli, bo przecież chyba z
dziesięć minut minęło, a nie jedna… Nikt nie trafił. Czas się
rozciągnął jak wymemłana guma do żucia. Jak tę policzalność
minut pokazać Dziecku? Jak rzucić w nią jedną minutą tak, żeby
złapała? Jak unaocznić mijanie i oczekiwanie?
GRZEGORZ
KASDEPKE
„WCZORAJ,
DZISIAJ, JUTRO”
NASZA
KSIĘGARNIA, WARSZAWA 2016
ILUSTROWAŁA
DIANA KARPOWICZ
Była
raz sobie pewna dziewczynka, która nie lubiła sprzątać. Za to
lubiła się bawić. A do zabawy potrzebne jej było naraz całe
mnóstwo rzeczy. I klocki, i samochód, i kredki, i klej, i książka…
A wszystko na jednej małej podłodze dziecięcego pokoju. „Jutro
posprzątam!” - obiecuje sobie i mamie tuż przed pójściem spać.
Tylko kiedy będzie Jutro? Gdy budzi się następnego dnia, wciąż
jest Dzisiaj. Mama coś mówi o jakimś Wczoraj, przypomina i
wypomina, powołując się na obietnice, ale nawet, gdy mocno
obejrzeć się za siebie, to Wczoraj nie ma – zniknęło! Nie może
się cofnąć i nie można zrobić kroku naprzód. Dziewczynka
czatuje na Jutro, ale powieki są zbyt ciężkie, sen przerywa
wyczekiwanie, a dnia następnego – to znów Dziś. Wciąż tkwi się
w Dzisiaj, rześkim i odświeżonym każdego dnia na nowo. Dzisiaj
jest cierpliwe i żółto-pomarańczowe. A Wczoraj jest fioletowym
samolubem, który wszystko zrzuca na biedne Dzisiaj. A jakie jest
Jutro? „Szare i przygarbione. Na plecach dźwiga wiele paczek –
ale wcale nie z prezentami! W niektórych niesie to, co miałam
zrobić dzisiaj, w innych to, co miałam zrobić wczoraj, a w paru
nawet to, co miałam zrobić przedwczoraj” (ach, to słynne
przepisywanie w kalendarzu na dzień następny, na dzień następny,
na dzień następny…!).
To
zabawna historyjka, która ma uzmysłowić Dzieciom, jak to jest z
tym czasem. Nie wiem, czy nie jest zbyt zagmatwana, czy nie za dużo
tu tych Wczoraj i Dzisiaj, czy nie mylą się wszelkie Jutro i
Przedwczoraj. Na pewno można zrobić z tego piękny wykres liniowy:
wczoraj - nieposprzątane zabawki, dzisiaj - podkuwka na twarzy
rodziców, jutro – obiecuję poprawę. Samo życie! Ja upatruję w
tej książce pochwały dnia dzisiejszego. Tego, żeby nie zapominać,
że Wczoraj już sobie poszło, cichcem i chyłkiem, a Jutro jest tak
daleko, że jeszcze nie przekroczyło linii horyzontu. Że trzeba
umieć odnaleźć siebie w Dzisiaj. To jedyny dzień, jaki mamy…
ISABEL
MINHÓS MARTINS
„CZAS
CZARODZIEJ”
BABRYBA,
WARSZAWA 2016
ILUSTROWAŁA
MADALENA MATOSO
Pełen
zachwyt! Wczoraj, dziś i jestem pewna, że jutro nic się nie
zmieni! Namacalnie przedstawiony upływ czasu. Poetycko i z
wyczuciem. Skąd właściwie wiadomo, że czas mija? Skąd wiadomo,
że nie jesteśmy wciąż i wciąż w tej samej sekundzie istnienia
świata? A no stąd, że dziecko staje się coraz wyższe, a ołówek
coraz krótszy. Że chleb czerstwieje, a ziemniaki kiełkują. Że
wyrastamy z ubrań, a nieprzycinana grzywka wpada do oczu. Że to, co
trudne, stanie się łatwe. Czas jest czarodziejem. Nie ma różdżki
– ma minuty. Nie tylko leczy rany. Uczy. Doskonali. Rozwija. Ale
też niszczy, psuje, unicestwia. Zdawałoby się, że Czas jest
czarodziejem tyleż dobrym i czułym, co okrutnym. Ale jest przede
wszystkim czarodziejem mądrym. Nie pozwala na wieczność, bo nikt i
nic nie zniósłby wieczności. Dlatego świat, wszelkie istoty na
tym świecie, podlegają Czasowi, a więc nieustannym transformacjom
i przeobrażeniem. To piękne, choć czasem bardzo smutne. Jestem
pełna podziwu dla autorki za to, że wyłapała czas tam, gdzie jego
upływ nie jest oczywisty. W cebulce, która podsmażana zmienia
kolor. We wzroku, który przyzwyczaja się do ciemności. W tym, że
„słodka woda z czasem spotka się z wodą słoną”. Każda
strona to wiersz – nie tylko wiersz napisany, ale namalowany.
Uchwycić przemijalność czasu w kolorowych, wesołych obrazkach,
zamknąć tej przemijalności kwintesencję w słowno-obrazowym
mariażu i jeszcze przedstawić to wszystko tak, żeby było
zrozumiałe dla dzieci – chapeau bas! Podoba mi się też wydźwięk
tej książki. Cokolwiek się dzieje, jakkolwiek szybko czas mija,
jakkolwiek szybko rośniemy i dosięgamy najwyższej półki w domu,
ilekolwiek kilogramów owoców zgniło w naszej kuchni, najważniejsi
są ludzie, nasi bliscy. „Zawsze będą przy nas!” - ja wiem, że
może nie dosłownie, bo nie mam już ani jednej Babci, ani jednego
dziadka, bo rozeszły się w świat Przyjaciółki, które miały być
na zawsze… Ale to także wiersz o tym, żeby pielęgnować kontakty
międzyludzkie, nie zapominać o telefonie do cioci, przesłać list
do koleżanki z daleka, jechać w odwiedziny do kuzynki, pojawić się
na urodzinach przyjaciela… Wszystko przemija, oprócz miłości.
Miłość nie kurczy się i nie ma zmarszczek. Nie nudzi się i nie
pleśnieje. Tylko ona jest ponad Czasem…
PETER
GOES
„RZEKA
CZASU. PODRÓŻ PRZEZ HISTORIĘ ŚWIATA”
(TŁ.
IWONA MĄCZKA)
DWIE
SIOSTRY, WARSZAWA 2016
ILUSTROWAŁ
PETER GOES
Last,
but absolutely not least..
Około
13,7 miliardów lat temu, miał miejsce Wielki Wybuch. Narodził się
wtedy nie tylko Świat, ale też Materia i Czas. Dzieje tego Świata,
jego zmienność, jego rozwój, belgijski grafik pokazał jako rzekę.
Łowi fragmenty, maleńkie kamyczki, wyciąga z tej rzeki, układa w
fantastyczną, nieprawdopodobna wręcz mozaikę! To nie tylko książka
zachwycająca, zapierająca dech w piersiach rozmiarami, grafikami,
delikatnymi, przygaszonymi kolorami. To zupełnie nowatorski sposób
patrzenia na upływający czas i znaczące wydarzenia, które
kształtują i zmieniają świat. Rzeka to pęd, wir, ciągły ruch…
Taka jest ta książka – wypełniona po brzegi datami, historiami,
następstwem czasu. Można się w niej zanurzać bez końca. Co
chwilę znajdzie się coś nowego, coś innego, coś co fascynuje,
zastanawia, szokuje. To historia potraktowana tyleż całościowo, co
hasłowo. Na tym wielkim rozlewisku autor zaznacza tylko wielkie
wydarzenia w dziejach świata i ludzkości. Życie ziemskie, które
zaczęło się od stromatolitów. Dinozaury. Lucy. Pierwsze ludzkie
osady. Mezopotamia. Bizancjum. Grecja. Wyprawy krzyżowe. Im bliżej
końca tej książki, tym szybszy tej rzeki nurt! Człowiek niemal
całkowicie zawładnął już światem. Jest niepowstrzymany i
zmienia rzeczywistość pod własne dyktando. Goes traktuje historię
w swoim albumie hasłowo, kompozycyjnie. Wybiera, selekcjonuje, a
potem zaznacza, muska jedynie. Po to, by dać całościowy obraz. Ale
te hasła wystarczą, by się zakotwiczyć, na chwilę przystanąć,
drążyć, sprawdzić, zbadać, pójść tropem. To takie konary,
wystające z dna rzeki, żeby przycupnąć i sprawdzić jak to było.
Na przykład konar podczas I wojny światowej: iperyt. W latach
dwudziestych Al Capone. W trzydziestych Jesse Owens. Podczas drugiej
wojny światowej oczywiście Hitler. Tym konarem może być zarówno
zjawisko (jak popularyzacja paperbacków w latach pięćdziesiątych),
postać (jak Neil Armstrong), jak i konkretne wydarzenie historyczne
(jak afera Watergate). Są tu hasła dotyczące kultury (powstanie
punk rocka czy pierwszy albym AC/DC), historyczne (konflikt między
plemionami Tutsi i Hutu w Rwandzie) ale też dotyczące życia
codziennego, rozrywki (1989 – powstanie konsoli, na której można
było zagrać w Tetris). Goes od wielkiego wybuchu doszedł do 2015
roku i do „Je suis Charlie”. To ogrom pracy badawczej, ogrom
pracy selektywnej, ale też ogrom pracy graficznej. Bo jak Facebooka
połączyć z Arabską Wiosną, atakiem Stanów Zjednoczonych na Irak
i Banksym tak, żeby było zrozumiałe, zgodne z historyczną prawdą
i do tego tak piękne? W pas się kłaniam temu panu i głowę
zanurzam w jego rzece, wstrzymując oddech od pierwszej do ostatniej
strony. Kąpać się niej mogę codziennie. Coś pięknego i coś
mądrego!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...