362. TOAST
PIJA LANDENBAUM
„DORIS MA DOŚĆ”
(TŁ. KATARZYNA
SKALSKA)
ZAKAMARKI, POZNAŃ
2016
ILUSTROWAŁA AUTORKA
Doris ma dość. Tak
zwyczajnie, po prostu, po ludzku. Tego, że Egon ciągle jeździ na
jej rowerze. I do tego nie pyta. Nigdy nie pyta. I nigdy nie odstawia
roweru na miejsce. Tego, że Doris nie może skończyć dachu,
zjazdu, barierki. Że musi ubrać głupią sukienkę, zamiast
ulubionego marynarskiego ubranka. Tego, że musi iść na głupie
przyjęcie urodzinowe, gdzie starsi jedzą, piją i śmieją się,
gdzie stoi osobny stolik dla dzieci i gdzie nawet nie ma urodzinowego
prezentu. Tego, że wszyscy grają w Scrabble, podczas gdy ona nawet
nie zna literek. Tego, że ktoś śmieje się z krzywo zapiętego
swetra. A może ona tak właśnie chce? Może to jest jej sposób
noszenia swetra? Może wcale nie chce mieszkać z Egonem. Może nie
chce iść na urodziny nawet, jeżeli będzie tam tort? Może po
prostu chciałaby robić to, na co ma ochotę – siedzieć, kopać w
piasku i dokończyć zjazd, dach i barierkę…? Ucieka.
Najzwyczajniej w świecie. Odwraca się na pęcie i idzie. W świat.
W szeroki. W daleki. Dziczeje. Zrzuca warstwy układności i
poddaństwa. Porzuca robienie wszystkiego pod cudze dyktando. Rosną
jej włosy, bo ona sama rośnie w siłę. Staje się sobą.
Niekrępowaną, nieograniczoną tym co trzeba, co musi, co wypada, co
się powinno. Robi to, na co ma ochotę. Oddycha pełną piersią. Po
raz pierwszy w życiu nie musi się podporządkowywać. Ma głos i ma
prawo. Decyduje o sobie. To mogą być zupełnie proste decyzje –
czy pójść w prawo, czy w lewo, czy się do kogoś odezwać, czy
nie, czy zjeść kebab, czy pozostać przy szklance wody, czy
pożyczyć komuś swój własny rower, czy nie. I czy ma się ochotę
iść na urodziny, czy po prostu kopać w piasku tunele. Doris po raz
pierwszy ma prawo do bycia sobą. Jej decyzje nie zawsze są dobre.
Bo czasem błędy doprowadzają ją na samo dno wielkiego rowu i
wygląda na to, że może nawet zginąć. Ale ona unosi na barkach
konsekwencje swoich czynów, wydostaje się z samego dna wielkiego,
śmierdzącego rowu.
Ta książka jest
tak naprawdę dla rodziców – jak wielka, kolorowa, fantastycznie
narysowana notatka - „pamiętaj, że dziecko ma prawo decydować o
sobie!”. Trzeba przykleić ją na drzwiach szafy – żeby pozwolić
dziecku co rano wybrać kolor rajstop. I na lodówce - „Z czym
chcesz dzisiaj chleb na śniadanie?”. Na drzwiach samochodu -
„Jedziesz ze mną na zakupy?”. Trzeba siebie wychowywać tak
samo, jak wychowujemy dziecko, uczyć się tych samych prawd, a potem
wcielać je w życie. To nie tak, że Doris może decydować o
wszystkim! To nie tak, że może zostać sama w domu, gdy wszyscy idą
na przyjęcie. To tak, że można pozwolić jej iść w za małym
marynarskim stroju – od tego nie zawali się świat i tort będzie
smakował równie dobrze. To też tak, że trzeba porozmawiać,
wyjaśnić, przedstawić swoje zdanie, negocjować i dochodzić do
porozumienia. To tak, że zapowiedzieć wcześniej - „ o piątej
wychodzimy, pamiętaj, żeby do tego czasu mieć już dach, barierkę
i zjazd!”. Trudne jest wychowywanie dziecka. Nie zawsze będzie
chciało skończyć na dachu i barierce. Pojawi się drugi budynek i
autostrada. Trudne jest wychowywanie samego siebie. Błędy
popełniamy i jednym szybkim ruchem burzymy całe miasto. W odwecie,
w chęci postawienia na swoim, w przekonaniu, że skoro jesteśmy
starsi, to wiemy lepiej, że nasze prawo jest ponad każdym innym
prawem. Upomnieć się trzeba, samemu się upomnieć, bo inaczej
Doris będzie miała dość. A gniew jej jest wielki. I przede
wszystkim strasznie zawstydzający!
Siedzimy u
przyjaciół. Spokojna, leniwa niedziela. Popijamy herbatę z
cytryną, zagryzamy orzachami. Dzieci bawią się klockami. Cisza.
Nagle do pokoju jak burza wpada starsza córka przyjaciół z
koleżankami. Wyciągają ręce, garście orzechów wpychają do
buzi, zaglądają w garnki, potem biegną do sypialni rodziców,
zabierają poduszki i uciekają do swoich zabaw. Oniemiali spoglądamy
na zatrzaskujące się za nimi drzwi. Dyskutujemy tym, co można, a
czego nie, co szokuje, a co jest normalne. Rozprawiamy o sztafecie
pokoleń. O tym, że nasi rodzice byli bici regularnie, my
dostawaliśmy klapsy, a dzisiejsze dzieci mają należne miejsce przy
stole i prawo głosu. O tym, czy w ten sposób buduje się pewność
siebie, czy wręcz przeciwnie. Zestawiamy siebie siedmioletnich z
siedmiolatkami, które oddzielone od nas drzwiami, zaśmiewają się
z czegoś w głos. Zgodnie stwierdzamy, że świat idzie jednak w
dobrą stronę i wznosimy toast herbatą. Za to, że Doris ma dość!
Za Doris!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...