360.MAM MARZENIE
JOANNA BARTOSIK
„RAZ, DWA, TRZY –
SŁYSZYMY”
WIDNOKRĄG,
PIASECZNO 2016
ILUSTROWAŁA JOANNA
BARTOSIK
JOANNA BARTOSIK
„RAZ, DWA, TRZY –
MÓWIMY”
WIDNOKRĄG,
PIASECZNO 2016
ILUSTROWAŁA JOANNA
BARTOSIK
Pamiętacie jeden?
Jabłko w okularach? Patrzenie i kontrastowe kolory? I zapowiedź, że
będzie jeszcze dwa i trzy?
No to jest!
W całej krasie,
okazałości i pięknie. W całej swojej koncepcyjności. W całej
przemyślanej doskonałości. Były oczy, było patrzenie – czas na
inne zmysły! Mały czytelnik nie może się lenić! Musi ćwiczyć,
wytrwale i bez ustanku! Po oczach – uszy! Dziecięce nasłuchiwanie
jest jedyne w swoim rodzaju – uważne, dogłębne, skupione.
Dziecko nasłuchuje mocniej i intensywniej od dorosłego. Nasłuchuje
globalnie i w pewnym stopniu świadomie. Bo rozróżnia dźwięki,
dlatego, że chce je poznać, zidentyfikować, przypisać i włożyć
na półeczkę pamięci. Dorosły zrósł się z pewnymi dźwiękami
i nie zwraca już na nie uwagi, a na ich piękno – to już w ogóle!
A dziecko – chłonie, bo takie są jego narzędzia poznawcze.
Nieprzypadkowo
gadamy do dzieci onomatopejami, nieprzypadkowo wymyślamy te
wszystkie pieski, co robią „hau” i kotki z „miau” po znaku
równości. To oswajanie ze światem, to przybliżanie, to nawet
trochę podawanie na tacy. Dziecięcy język nie jest jeszcze zdolny,
by wygiąć się tak sprytnie, aby wyszło z tego „samochód” czy
dużo prostsze „auto”, ale „brum, brum” jakoś tam się
wydostaje z małego otworu gębowego. Albo coś na kształt, na
„dogadanie się”. Więc Bartosik zaserwowała książkę, którą
można słyszeć, książkę z dźwiękami, książkę –
onomatopeję.
Ale nie popada w
banały. To nie są słyszenia typowe, znane z każdej innej
kolorowej książeczki. To słyszenia z niespodzianką! Deszcz
chociażby. Albo dzięcioł, uderzający dziobem w drzewo. Koń
przeskakujący przez przeszkodę (nie, nie żeby banalne rżenie). I
moje ukochane „gadu gadu gadu...” kobiet robiących wspólnie na
drutach. A jak już jest pies – bo jest – to chociaż jedzie na
rowerze, żeby było nienudno i zupełnie inaczej.
Wpadamy łatwo w
pułapkę nazywania rzeczy „po dźwiękowemu” - tu apel, aby do
wyrazów dźwiękonaśladowczych dodać nazwę – maluch powtórzy
tylko to, na co pozwala mu aparat mowy, ale koduje od samego początku
w swoim systemie operacyjnym o nazwie Mózg. A jeśli wskażemy
dodatkowo obraz – pełna konotacja! A obrazki według Bartosik
nadają się świetnie! Ładne są! Tak najzwyczajniej w świecie i
po prostu! Ale też przemyślane – wszyscy mają oczy, usta, nosy –
czy to słonie, czy to ludzie, czy to drzewa. Idzie to w parze z
dziecięcą chęcią oswojenia świata poprzez personifikację. To,
co ma oczy i uśmiech, na pewno nie zje! Przyjaciel – warto się
przywitać i zaznajomić – chyba jakoś tak mniej więcej to
działa. I warto się odezwać, powiedzieć jakieś „hau, hau”,
które gdzieś się wcześniej zasłyszało.
Na „psy”, „koty”
i „auta” czas przychodzi trochę później. Wtedy „mówimy”.
I to jest część tej serii już zupełnie szalona, odjechana i
absolutnie fantastyczna. Rymy – bo te wpadają w ucho! Obrazki –
tak, jak w poprzednich częściach śliczne! Humor, bo tym zjednuje
się każdego czytelnika. Majka od razu pokochała pająka, który
„przeprasza, że przestrasza” i z upodobaniem woła „pa pa pa
pa papugo!”. To na pewno część, do której dzieciaki będą
wracać, bo szybko chwycą tekst, wezmą jak swój, włożą do
odpowiednich szufladek i zawłaszczą. I będą dumne z tego, że
samodzielnie „czytają” książkę. A dodatkowo bezwiednie
(jakież to sprytne i przebiegłe!) będą ćwiczyły język,
artykulację i słownictwo. Szczwany plan!
Bartosik zgrabnie i
pewnie prowadzi nas przez rozwój małego człowieka. Daje pełen
zestaw, od samych narodzin, do lat… nie umiem stwierdzić.
Czterolatka wciąż jest zainteresowana i ogląda te książki
namiętnie. Ja lat mam trochę więcej, umiem co nieco wyartykułować,
a też oglądam je z lubością. Więcej – zachwycona jestem tą
serią! Nic dziwnego, że projekt został wyróżniony w konkursie TRZY/MAM/KSIĄŻKI organizowanym przez Instytut Książki. Też bym
wyróżniła. Śmiem podsunąć komuś u góry pomysł, żeby te
książeczki dawać w szpitalach mamom noworodków jako „Pierwszą
książkę Twojego dziecka”… ot, takie marzenie...
książka na czasie dla mojej Najmłodszej, chyba się skuszę na Święta :))) ona ostatnio (mimo swej wszędobylskiej natury) potrafi zaszyć się gdzieś w kąciku i przeglądać lektury starszego rodzeństwa :)
OdpowiedzUsuń