289. DWANAŚCIE POWODÓW
EMILIA DZIUBAK
„ROK W LESIE”
NASZA KSIĘGARNIA,
WARSZAWA 2015
ILUSTROWAŁA EMILIA
DZIUBAK
Są takie robaczki.
Plączą nam się pod nogami. Nigdy nie sprawdziłam, jak się
nazywają, ale fascynuje nas ich lekko afrykański deseń. Czerwień
z czernią. Dlatego lubimy z Majką je obserwować – przywodzą na
myśl słońce.
Okazało się, że
to kowale bezskrzydłe. I że nigdy nie chodzą w pojedynkę. Okazało
się, gdy otworzyłyśmy „Rok w lesie” - to pierwszy powód, dla
którego kocham tę książkę. Za te kowale. Że wreszcie wiem, kto
zacz.
Drugi to ilustracje.
Jestem fanką Emilii Dziubak, nienasyconą jej talentem, zakochaną w
jej kresce i poczuciu humoru, w jej wyobraźni i w jej zmyśle
obserwacji. Być może jestem bezkrytyczna, ale miłość może być
ślepa, nawet, jeśli mówmy o ilustracjach.
Po trzecie
zwierzęta. Temat rzeka, temat czarodziejski, temat, który nigdy się
nie nudzi, temat, który można nadgryzać z różnych stron. Temat
uniwersalny, interesuje i dużych i małych. Niemożliwy do
wyeksploatowania. Wiecznie żywy.
Czwarte to las.
Miejsce, do którego tęsknię, w którym zawsze trochę się
uspokajam, w którym puszczam rękę Majki – niech biega, w którym
można być sobą, można nosić kalosze i nawet starą bluzę, w
której się nie ocenia, tylko oddycha i obcuje z naturą. Za darmo.
Miejsce, które z radością odwiedzam także w książkach. Tu las w
całej okazałości, prawdziwy, ten dobry i zły. I do tego polski,
nasz, ten spod Gdańska czy Krakowa.
Po piąte - forma.
Sprawdzona już przy „Roku w mieście”. 12 miesięcy, jedno
miejsce i to, jak się zmienia wraz z upływającym czasem. Dla
podglądaczy. A każdy z nas ma w sobie podglądacza.
Po szóste –
format. Duży, już nie do końca kolanowy, bardziej stołowy,
najlepiej podłogowy. Ale dzięki temu doskonale widać nawet
najmniejszego kowala, pszczołę czy mrówkę. To naprawdę piękne
obrazy, więc szkoda by było zamykać je w mniejszy, ciasny format.
Po siódme
(przedłużenie po piąte), że można obejrzeć w tej książce cały
cykl, że można sprawdzić, co się dzieje z ulubionym zwierzątkiem
latem, a co zimą, czy śpi nocą, czy w dzień, czy zapada w sen
zimowy, czy musi się przekopywać przez zaspy śniegu, czy woli
wodę, czy woli wysokość gałęzi drzew. I kiedy małe już nie ssą
piersi. I kiedy tak naprawdę zaczyna się wiosna.
Ósme – nauka
przez zabawę. Banał taki, ale to naprawdę ważne! Mądre rzeczy
łatwiej wchodzą do głowy, gdy się je śpiewa. Albo gdy się je
obserwuje na planszach autorstwa Dziubak. Podane z humorem,
zapamiętują się same. To ważne, żeby wiedzieć.
Dziewiąte – ta
zabawa właśnie – na różne sposoby. Przeważnie na taki, że
wybiera się ulubione zwierzę i podąża za nim, obserwując jego
rozwój i zwyczaje, wyszukując na pełnej szczegółów stronie,
ciesząc się, gdy można wykrzyknąć „tu się schował kowal –
w styczniu śpi, w lipcu je, a w listopadzie już znowu mości się w
łóżku, przykryty liśćmi”. No i rewelacyjna zabawa jest wtedy,
gdy się sprawdza, co szop pracz robi w urodziny Majki, a co w
urodziny mamy.
Dziesięć –
początkowa rozkładówka z informacjami na temat zwierzaków. Trochę
zmora, bo „Majka wybierz trzy zwierzaki na dziś!”, a Majka
„Mamo, przeczytaj WSZYSTKIE!”, nie mniej jednak lubię! I wilka
indywidualistę, i żółwia, co się wygrzewa na słońcu, i
borsuka, który jest najczystszym mieszkańcem lasu, i nawet gołębia,
co się zakochuje na całe życie...
Jedenaście to
labirynt na końcu. Trudny, ale dążymy wytrwale od mrówki do
jabłka i od biedronki do biedronki.
Dwanaście – to,
jak wszystko wygląda razem, spięte w jedną, doskonałą książkę.
Idealną na prezent, idealną na każdą porę roku!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...