290. 11 LISTOPADA TROCHĘ POD WŁOS
BARBARA CAILLOT
DUBUS, ALEKSANDRA KARKOWSKA
„BANANY Z CUKRU
PUDRU”
OFICYNA WYDAWNICZA
ORYGINAŁY, WARSZAWA 2015
Trochę mówiłam,
trochę napomknęłam. Ale to nie jest temat, w którym czuję się
dobrze. Orzeł w koronie, czy bez; czerwień; biel; symbole. W
świetle ostatnich zdarzeń wracam myślami do rocznicy odzyskania
niepodległości i powiem – być może nie do końca zgodnie z
przyjętym kanonem – nie istnieje dla mnie patriotyzm w ogólnym
znaczeniu. Nie chcę ginąć za ojczyznę i nie noszę flagi na
piersi. Odczuwam go zupełnie inaczej, na niższym poziomie. Na
poziomie nie śmiecenia. Na poziomie ustępowania starszym w
autobusie. Na poziomie płacenia za bilet autobusowy. Bardziej jako
szacunek, poszanowanie.
11 listopada, gdy
jechałyśmy z Majką tramwajem, starsza pani przysłuchiwała się
naszej rozmowie. Majka chciała gumę do żucia, a ja nie miałam ze
sobą. Pani po cichu zapytała mnie o zgodę, a potem poczęstowała
moją córkę gumą. I to jest dla mnie patriotyzm. Słuchanie
ojczyzny w drugim człowieku. Małe gesty. Nie wielkie czyny. To z
tych drobinek zbudowany jest przecież świat.
A niepodległość?
Jest dla mnie wartością, bo jest dla mnie ważna moja rodzina.
Dziękuję tym, którzy o niepodległość walczyli, bo dzięki temu
mogę wybrać, jaką książkę mam poczytać córce, kupić jej gumę
owocową lub miętową, zabrać ją na spacer tam, gdzie tylko chcę,
nie osłaniać własnym ciałem przed bombą czy innym pociskiem.
Mamy zwyczajność rzeczywistości i to jest dla mnie niepodległość.
Piszę o tym
wszystkim dlatego, że w moje ręce wpadła przepiękna książka.
To książka o
świecie, jakiego już nie ma. Książka o historii, do której warto
się cofać, którą warto badać. To historia malutka. Spod choinki.
Z kryjówki z zabawy w chowanego. Z lalczynego wózka. Z cukierni, w
której sprzedawano kiedyś przeraźliwie słodkie banany z cukru
pudru.
Dwie dziewczyny z
warszawskiej Sadyby, postanowiły zbadać swoje korzenie, zerknąć
na swoje miasto wtedy, kiedy nie było ich jeszcze na świecie.
Szukały wehikułu czasu. Zastukały do drzwi sąsiadów. Namówiły
23 osoby, żeby opowiedziały im Warszawę lat 30-tych, 40-tych,
Warszawę w czasie wojny i taką tuż po. Obejrzeli się dla autorek
przez ramię. Pokazali zdjęcia, wyciągnęli pamiętniki z
pożółkłymi kartkami. Najstarsza ich rozmówczyni ma dziś 100
lat.
To nie jest smutna
książka! To książka pełna życia, pełna zabaw, śmiechu. To
książka o misiu osiemdziesięciolatku, którego sąsiad znalazł na
śmietniku zaraz po wojnie. Książka o drewnianym piórniku i
kałamarzu. O kalapatach. O łyżwach na stawie. O autobusach eFkach,
w których jeździło się na pace. O mydlarni z ulicy Okrężnej. O
lodzie, który w czasie zimy się zakopywało, żeby potem sprzedawać
do lodówek.
To też, owszem,
książka o zniszczonym w powstaniu domu. O ciężko rannym
żołnierzu, z którym dziecko dzieli się cukierkiem. O koninie, po
którą szło się trzy godziny na Pragę. O 12-letniej dziewczynce,
która zwija bandaże i ceruje skarpetki dla powstańców.
Tylko, że to trochę
tak, że wojna była codziennością. „Rozbieraliśmy naboje, bo
ich czubki były idealne do strzał z łuku, rozkręcaliśmy granaty,
bo siekańce ze środka były świetne jako naboje do procy”.
[s.66]
Dzieci. Bawią się.
Nawet na gruzach. To ich sposób na życie. Na uśmiech.
Rozczulam się,
czytając tę książkę, patrząc na zdjęcia obcych dzieci i czując
jakby to były moje koleżanki, moi koledzy, tylko kilka lat temu.
Czytam o dwóch rowerach na całą ulicę i kolejkach do jeżdżenia
na nich. O tym, że właściciel nie miał forów, każdemu należało
się jedno czy dwa okrążenia, wszystkim po kolei – on też musiał
stać w kolejce. I słucham mojej mamy, która opowiada mi dokładnie
taką samą historię.
A mój wujek
uśmiecha się pod nosem, gdy uczymy Majkę grać w łapki - „Oj,
grało się, aż mieliśmy ręce czerwone”. Dziadek Majki, pewnego
dnia spogląda w swoje dzieciństwo i opowiada o objazdowym kinie. I
o baranie sąsiada, którego chłopaki ujeżdżali. „Łatwo było
się trzymać, bo miał wełnę długą!”.
Garść anegdot,
które kryją się niby wszędzie. Tyle tylko, że Barbara i
Aleksandra je zebrały, oprawiły, wkleiły zdjęcia – stworzyły
doskonałą edytorsko, piękną książkę. O czym? Dla mnie o
patriotyzmie. Takim, jakim go rozumiem. Patriotyzmie, jako
zachowywaniu małych historii, a dzięki temu ludzi. Od zapominania.
Od niepamiętania.
Pięknie napisałaś... Ja podobnie odczuwam PATRIOTYZM..,, Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń