TOFFI A HISTORIA WSZECHŚWIATA
Christina Björk
„rycerze i smoki”
(tł. agnieszka
stróżyk)
zakamarki, poznań,
2014
ilustrowała Eva
Eriksson
[Zakamarki – gdzie
modzie i sztampie mówi się wielkie NIE!]
„Chcesz posłuchać
o rycerzach i smokach?” – Majka nic sobie nie robi z tego, że
jest dziewczyną i pewnie nie uniosłaby rycerskiej zbroi – chce
posłuchać. Co więcej, słucha codziennie. Bo rycerzy jest siedmiu
– po jednym na każdy dzień tygodnia.
Bohaterowie „Rycerzy
i smoków” noszą imiona znane doskonale nam, dorosłym – kto
bowiem nie wie nic o Arturze i okrągłym stole, albo o Tristanie,
czy Parsifalu? Tak, to ci sami bohaterowie, sławieni w
dorosłych pieśniach i wierszach, tylko kilkanaście lat wcześniej,
kiedy nie noszą już może pieluch, ale wciąż jeszcze zasypiają z
misiem i wolą na śniadanie chleb z czekoladą niż pożywne
mięsiwo. Chirsitna Bjork postanowiła bowiem, że zajrzy w
dzieciństwo wielkich mężów i sprawdzi, jak to było być malutkim
jeszcze-nie-rycerzem. I każdego obdarzyła jakąś przygodą – kto
wie, czy tylko zmyśloną?
Ale wcale nie
potraktowała chłopców ulgowo, tylko dlatego, że są jeszcze mali
i wielkich czynów mają dokonać gdzieś tam w dalekiej przyszłości.
Smoki nie są tu wcale dobroduszne, nie traktują delikatnie i z
rezerwą małych chłopców, którzy nie są jeszcze tak do końca
rycerzami – zieją ogniem tak samo gorącym, jak zawsze, straszą
kłami równie ostrymi, jak w tych dorosłych opowieściach o smokach
i równie głośno, co tam, ryczą. Ale mały rycerz, który staje w
obliczu prawdziwego smoka, nie czuje w sercu bojaźni. Dzieje się
tak dlatego, że mały rycerz kiedyś ma zostać dużym, silnym,
wyszkolonym rycerzem, mężczyzną o mocnym sercu, nie znającym
trwogi, mężczyzną, którego zadaniem będzie zgładzanie takich
smoków – może nie co dzień, może nie od 8 do 16, ale raz na
jakiś czas na pewno. Dlatego taki mężczyzna musi być najpierw
takim samym chłopcem – odważnym, szlachetnym i mądrym. I taki
chłopiec ma w pokoju wielkiego smoka treningowego, na którym ćwiczy
ciosy treningowym mieczem – z drewna. I nawet jeśli mały
chłopiec, który ma zostać rycerzem, czasem jest niesforny, to
tylko dlatego, że nie może się doczekać, kiedy już będzie duży!
I czasem gnany tym pragnieniem dokonywania czynów wielkich, schodzi
do piwnicy i wyciąga z ukrycia prawdziwy miecz. I wywijając nim
rani treningowego smoka, ale również przecina jakąś nitkę
rzeczywistości i coś zmienia na zawsze – zaczyna nagle rozumieć
mowę kruków, albo z obrazów schodzą do niego niedźwiedzie, albo
budzi się smok – ten prawdziwy, co gnębi królestwo i zjada
dziewice. I mały rycerz nagle musi się stać, choć na kilka chwil,
rycerzem całkiem dorosłym i zgładzić bestię! I tu właśnie
ujawnia się różnica, między rycerzem dorosłym, a rycerzem
niewielkich rozmiarów – dziecięca wyobraźnia! To broń ważna
tak samo jak obosieczny miecz, tak samo jak tarcza, która zatrzymuje
ciosy przeciwnika, to nawet coś więcej, bo to cecha właściwa
tylko małym rycerzom, pozwalająca przeżywać im niezwykłe
przygody. Jaki dorosły rycerz potrafiłby się oprzeć użyciu
ostrza w obliczu zielonookiego potwora? A co, jeśli miecza nie ma u
pasa? A mały rycerz zawsze ma pomysł – bo przecież w kieszeni są
niezwykle pyszne i niezwykle ciągliwe toffi!
Podobają mi się te
historyjki, bo pokazują, że za każdym bohaterem stoi jego młodsze
ja i że gdyby nie Jerzy to historia
świata mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej (choć autorka
mówi, że nie wiadomo, czy to ten sam Jerzy, co zgładził smoka)…
[Dziękujemy Zakamarkom,
że wpuściły nas w swoje bez-ogonkowe ;-) królestwo]
Muszę zamówić do biblio. Razem z wersją kobiecą :)
OdpowiedzUsuńMy wersji kobiecej jeszcze nie znamy :-) Ale mówimy stanowcze "zamawiaj, zamawiaj!"
OdpowiedzUsuń