182. FOTO STORY. STORY SIX – KOLORY ZRODZONE Z DESZCZU
Weekend
nie skąpił deszczu. Okna płakały. Choć w szafie Majki mieszkają
czarne kalosze w trupie czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami, nie
chcieliśmy wychodzić. Baliśmy się, że nie tylko zmokną nam
włosy i torebki, ale że zdrowie zmoknie najbardziej i będzie
musiało potem się schować. Urządziliśmy więc prawdziwie
plastyczny weekend. W ruch poszły pędzle, kredki, mazaki,
plastelina, kawałek kartonu, trochę kleju. Było lepienie z
plasteliny zwierzątek (i rozlepianie ich przez Majkę – badacza
plastelinowych części ciała i wnętrzności), było wycinanie,
malowanie i sklejanie kartonowej korony (niestety o ile wykonywanie
korony cieszyło się wielkim powodzeniem, o tyle noszenie –
niekoniecznie, z trudem namówiłam swoją córkę na dwa zdjęcia –
dla Dziadków), było zwykłe/niezwykłe malowanie farbkami, przy
których wypróbowałyśmy nasz nowy komplet pędzelków z
trójkątnymi rączkami (a i tak oczywiście skończyło się na
odciskaniu ufarbionych palców na papierze) i było budowanie domu –
dla kredek i mazaków. Podpatrzyłam u bielemorele stolik małego
artysty (autorka bloga zachwyca mnie pomysłami – tanimi,
zaskakująco mądrymi, łatwymi w wykonaniu, fascynującymi…), a że
do Ikei mamy niecałe 11 kilometrów – musiałam go ucieleśnić w
Naszym domu. Jest – i jak na razie hitem jest wyrzucanie kredek z
pojemników (ale już wkładanie ich z powrotem niekoniecznie…).
I
chciałam podzielić się plastyczną refleksją osoby, która po
kilku –nastu? –dziestu? latach na nowo nurza dłonie w farbach i
plastelinie*: Nie warto
kupować najtańszego! Myślałam, w swej naiwności, że
skoro Majka jeszcze nie umie rysować, to wystarczą jej tanie kredki
z marketu. Nic bardziej mylnego! Tanie marketowce nie rysują – o
wiele więcej siły trzeba włożyć w przyciśnięcie ich do
papieru, by wydobyć kolor, łamią się – już przy temperowaniu,
ale nie tylko w rysiku, także w pół, w swej wiotkiej posturze.
Jeszcze gorzej sprawa ma się ze świecowymi – tu czasem jest tak
mało barwnika, że jedną kredką można narysować tylko jednego
kota – żeby było go widać na kartce… Więc zamiast kupować
kilka pudełek tańszych, nic niewartych, warto zainwestować w te
ciut lepsze**– bo jeśli kredki nie będą rysować, to dziecko też
nie będzie rysować – taka prawda. Dlatego Majka tak bardzo lubiła
moje długopisy – przy minimum wysiłku powstawały najpiękniejsze
kreski i półokręgi – zauważyłam, że czasem tak mocno
przyciska długopis do kartki, że robi dziurę – wpływ tanich
kredek na postrzeganie pisania/rysowania przez moje dziecko –
szybko trzeba to odkręcić!!! Przy plastelinie byłam już
mądrzejsza. Przy farbach też – tu sięgnęłam po opinię Olgi (i Ewki), choć póki co miałam Otockiego w malutkich słoiczkach –
ale nie opłaca się, oj nie! Muszę zaopatrzyć się w buteleczki! A
najtańsze pędzle zostawiają włosy na kartce, łysieją, linieją,
zrzucają czuprynę – ciekawy efekt, ale nie zawsze pożądany, bo
czasem niezamierzony…
A
teraz znów Majka będzie się bawić w papierowo-plastelinowym
świecie, bo gorączka jednak ją dopadła, mimo że nie wyszliśmy
na deszcz…
*czy
kiedykolwiek nurzałam do tej pory dłonie w farbach, czy raczej
niewolniczo trzymałam się czysto-palcowego pędzelka??? A stopą?
Czy malowałam kiedykolwiek stopą???
**
nie mówię o czeskich Koh-i-norach od razu (choć widziałam, że
obok linii artystycznej pojawiła się też szkolna, więc pewnie
tańsza), ale jakieś Bambino, czy na przykład świetny hiszpański
Milan… zaś jeśli chodzi o świecowe – chwalę sobie Bambino –
jedyne kredki pudrowe, jakie spotkałam do tej pory – i Crayolę.
Crayola ma też genialne mazaki dla dzieci 1+ - zmywalne ze
wszystkiego, nie wysychające i z zaokrąglonym wkładem, którego
nie ma jak wcisnąć.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...