38. ON CZY ONA?
ANDRZEJ URBAŃCZYK
„FELIKS KOT ASTRONAUTA”
DOOKOŁA ŚWIATA, KUTNO 2012
ILUSTROWAŁ ARTUR GOŁĘBIOWSKI
[Dookoła świata można podróżować
nawet z własnego łóżka, byleby mieć odpowiedni kompas]
Podróżować można nie tylko po
ziemi. Do odkrywania nie tylko morze i góry. Tym razem dookoła
świata to wyżej, dalej, mocniej – tym razem podróż jest aż do
gwiazd.
Andrzej Urbańczyk postanowił połączyć
dwie wielkie, powszechnie znane pasje dziecięce – w jednej książce
jest kosmos, który jako odległy, tajemniczy i rządzący się
swoimi prawami, stanowi swoisty inny świat, pociągający i trochę
przerażający; a razem z kosmosem jest zwierzę. I to nie popularna,
wyświechtana Łajka, której imię zna każdy „Polak mały” czy
„Bambo, co w Afryce mieszka”. To kot Feliks, który poleciał w
kosmos, wysłany tam przez Francuzów. Spotykamy go w sytuacji, gdy
stara się o obiad – jest bezdomnym dachowcem i na dachu postanawia
dopaść wielkiego, tłustego szczura. Szczur jednak jest szybszy,
zależy mu na życiu, więc wywija się kocim pazurom. Obydwaj
spadają sześć pięter w dół. Feliks, który jeszcze wtedy nie ma
imienia, tak manipuluje ogonem, że wychodzi z wypadku cało –
jedynie jego łapy wymagają interwencji lekarza. Takową zapewnia mu
Dyrektor Ośrodka Badań Kosmicznych, który widzi całe zajście i w
dziewięciu kocich życiach i niesamowitej zdolności upadku zawsze
na cztery łapy, upatruje szansy na bezproblemowy zwierzęcy lot w
kosmos. Zabiera zwierzę, powierza go lekarzowi z Ośrodka i Jackowi,
pilotowi, który leży w ośrodkowym szpitalu. A potem rozpisuje
swoisty konkurs na najlepszego kota-astronautę, z wieloma
skomplikowanymi testami i egzaminem końcowym. Ważne jest kocie
usposobienie, odporność na stres i hałas, orientacja i
inteligencja.
Tak Feliks zaczyna naukę w szkole, aby
zostać pierwszym na świecie kocim astronautą.
Ta książka z jednej strony mnie
zmęczyła – nie jest dobra do głośnego czytania. Zdania są
długie, czasem tak skomplikowane, że ja sama gubiłam się w ich
sensie, zatracałam sedno, musiałam ocknąć się z zamyślenia, w
które popadałam idąc ścieżkami ciągnących się fraz.
Ale sam temat mnie porwał – w swojej
naiwnej nieświadomości nie zdawałam sobie sprawy, że wybór
zwierzęcia, które poleci w kosmos, to setki godzin obserwacji,
badań, ćwiczeń. Nie sądziłam, że każdy, kto odrywa się od
ziemi, musi się tego nauczyć – czy to człowiek, czy zwierzę.
Myślałam – była Łajka, była psem któregoś z kosmonautów, to
poleciała. A Feliks pokazuje, że on też musiał dostać dużo
piątek na świadectwie, żeby osiągnąć cel i przestać być
anonimowym, dachowym, bezdomnym kotem i zyskać sławę.
A najbardziej podobała mi się „Krótka
lekcja astronautyki”, dla tych którzy „nie chcą być ciemni jak
tabaka w rogu” [s.41] - w prosty sposób wyjaśnione czemu nie
czujemy pędu ziemi i dlaczego planety nie odlatują od słońca.
Autor określił ja jako nudną, ale niezbędną [s.45], a ja się
dobrze na tej lekcji bawiłam.
No i ilustracje – czasem
nieczytelne, a czasem piękne. Majka w ogóle nie była nimi
zainteresowana – zbyt chyba niejasne, zbyt abstrakcyjne dla jej
oczu, co wciąż z wysiłkiem oglądają świat. Ja sama też
musiałam nieraz przypatrywać się długo, by odkryć co ilustrator
miał na myśli.
Ale najważniejsze, że książki są
po to, żeby ich śladem odkrywać coś nowego. Zaczęłam więc
szukać i dokopałam się w nieprzebranych czeluściach internetu
dwóch informacji. Pierwsza, że tekst „Feliksa” wychodzi po raz
pierwszy w całości, bo do tej pory jego fragment figurował w
podręcznikach do języka polskiego. Druga zaś dotyczy ściśle
treści książki – w kosmos wcale nie poleciał kot Feliks!
Owszem, był w czołówce kociej reprezentacji kosmicznej, nawet
chyba został już wybrany do lotu, ale tuż przed wielkim dniem
zniknął. Przestraszył się? Wiedział co go czeka i dzięki swojej
nieprzeciętnej kociej inteligencji znalazł wyjście z sytuacji? Czy
może jego opiekun Jacek podkradł gdzieś
klucz do jego klatki, bo nie mógł znieść myśli o rozstaniu z
pupilem? W rakiecie Veronique
AGI47
poleciała kotka o imieniu Felicette. Na znaczkach pocztowych
upamiętniających lot, osławionym czarno-białym kotem nie jest
więc Feliks. I głowię się panie autorze – czemu „Feliks kot
astronauta”, a nie „Felicette kotka która zdobyła kosmos”?
[Dziękujemy wydawnictwu za możliwość
odbywania podróży kierując się jak mapami ich
książkami-prezentami]
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...