521.PO CO CI MAKI I NIEZAPOMINAJKI?


DANIEL CHMIELEWSKI
„MIASTO ZŁOTEJ”
TADAM, WARSZAWA 2018
ILUSTROWAŁA MAGDA RUCIŃSKA

Wyglądam przez okno. Widzę wysoką budowlę. Będzie nowy market. Blisko, na wyciągnięcie ręki. Będą towary na półkach, będzie tanio. I kolorowo. Market, którego jeszcze nie ma, już zjadł przestrzeń. Tam, gdzie teraz powstaje, była zieleń. Tak niedawno szłam tamtędy z Majką i zrywałyśmy kwiaty i trawy do zielnika. Nie ma kwiatów. Nie ma traw. Wszystkie czterolistne koniczyny zginęły zalane betonem, przebite prętami uzbrajającymi. Deweloper nie kupił zielni. Kupił szarość. Żeby pomalować ją we własne kolory. Na zieleni się nie zarabia. Przełykam głośno ślinę i zamykam okno. Smutno mi…

W takim mieście mieszka Złota. W betonowym. Pełnym płaskich dachów, prętów, szorstkości ścian bloków mieszkalnych. W labiryncie ulic i uliczek. Gdzie miejsce na oddychanie jest ściśle wydzielone. Budynki wyznaczają trasę codziennych spacerów. A ta trasa wciąż się zmienia. Dlaczego? Bo powstają nowe, rozpychają się szarymi ścianami, szukają miejsca dla siebie, anektują kolejne centymetry przestrzeni. Czy kiedyś będzie tak, że nie starczy już miejsca na Złotą? Ale Złota jest w tym mieście szczęśliwa. Ma swój świat, swój rytm, kocha zapach rozgrzanego betonu, przyjaźni się z Lalką Tiną i Misiem (dlaczego nie ma tam prawdziwych ludzi? Czy przyjaźń też jest sztuczna i „wyprodukowana”? A może są, tylko tak pogubieni w tym betonie, że nie sposób ich znaleźć?). Pieniądze pojawiają się znikąd (Miś zawsze je ma), jedzenie za te pieniądze też pojawia się znikąd. Zamknięte w plastikowych pojemnikach papki. Do podgrzania, nie gotować!, bez smaku, bez zapachu, po prostu wypełniające żołądek – nie przyjemnie, syto. Dlaczego Złota tak ukochała to miejsce? Dlatego, że nie zna innego. Nie wie, że można mieszkać w drewnianym domu (drewno? a co to jest drewno?), że można uprawiać rośliny, że jedzenie rośnie najpierw w ziemi, trzeba je podlać, zadbać o nie, by potem wyciągnąć ziemniaka, marchewkę, seler, pietruszkę (co to za dziwne słowa! czy zmyślasz je na poczekaniu?). Jest w tym mieści od zawsze, nie przychodzi jej do głowy, że może być inaczej! Po prostu – taką zastała sytuację, tak nauczyła się żyć. I czerpie radość z tego, z czego tylko się da. Jak może uwierać coś, o czym się nie wie, że istnieje? Więc te sklepy – och, jak dobrze, że są! W każdej chwili można podejść, kupić coś do jedzenia, gdy się zgłodnieje na wycieczce po tych zagmatwanych labiryntach. Pieniądze znajdą się w futrze misia (w bankomacie!). Życie bez niespodzianek, choć nie bez przygód. Jest dobrze, jak jest.
I nagle…
„Tina odwraca się do Misia i Złotej.
- Widziałam inną dziewczynkę!”
Właśnie tak zaczyna się zmiana. Od cienia innej dziewczynki. I od zielonego nasionka…
Ta książka mną wstrząsnęła! Rozmawiałyśmy o niej z Majką długo.
O czym jest? - zastanawiałyśmy się.
O człowieku, który niszczy. O tym, jak zawłaszcza przestrzeń i zmienia ją, kierując się własną wygodą. O tym, jak tłumaczy, że będzie lepiej, ekonomiczniej. Sklep na każdym z czterech rogów jednego budynku jest potrzebny! Ba! Niezbędny! Sklep w którym możesz kupić sztuczne jedzenie o smaku prawdziwego. Nie musisz pamiętać, jak nazywają się poszczególne warzywa (warzywa, a co to takiego?) - są tam wszystkie, zmielone, przetworzone, upaćkowione. Żeby nawet nie trzeba było gryźć. To też zrobimy za ciebie. Doskonale wiemy, co jest dla ciebie lepsze. Po co ci niezapominajki? Maki? Kaczeńce? Przecież ich się nawet nie je...
Gadamy o wycinaniu drzew. O tym, jak nie ma czym oddychać. I jak wichury, niezatrzymane przez korony, gałęzie i pnie, niszczą domy.
Gadamy o rozgrzanym asfalcie, który przykleja się do butów. O skórze zdartej do krwi od słońca, o tym, że nie ma gdzie się przed tym słońcem schować.
Gadamy o tym markecie, który powstaje za naszym oknem. Patrzymy w zielnik. To już historia… Łza kręci się w oku…
To mocna książka. Piękna, wzruszająca, doskonale napisana i zilustrowana, ale mocna. Oczywiście można ją czytać jedynie jak książkę przygodową (wtedy trzyma w napięciu – czy Złota odnajdzie inna dziewczynkę? Czy znajdzie swoich przyjaciół, z którymi rozdzieliła się podczas poszukiwań? Czy ucieknie przed betonem, który chce ją zmiażdżyć?), ale można jak alegorię, jak przypowieść, jak poezję. O tym, jak zalewa nas beton i że niedługo nie będziemy mogli się ruszyć, bo nasze stopy w nim zastygną.
Ale w tej książce jest nadzieja, naprawdę mnóstwo nadziei. Bo nasionko jest małe, niepozorne, zmieści się między jedną a drugą płytką chodnikową, w wąziutkiej szczelinie, zapuści korzenie, sięgnie pod beton, rozprzestrzeni się. Bo może jeszcze jest czas? Bo może ogrody na dachach domów przywabią pszczoły? Bo może, gdy Złota już wie, że może być inaczej, to przestanie się przyjaźnić z betonem?









Komentarze

Prześlij komentarz

Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...