520. TYDZIEŃ Z DWOMA SIOSTRAMI: MADE IN CHINA
IZABELLA KALUTA
„MAN ZOU. CHINY
DLA DOCIEKLIWYCH”
DWIE SIOSTRY,
WARSZAWA 2018
ILUSTROWAŁ: JACEK
AMBROŻEWSKI
Na moje oko 80%
rzeczy wokół nas jest „Made in China”. To, w co się ubieramy,
to na czym jemy, to w czym nosimy zakupy, to, czym piszemy, to, w
czym śpimy na biwakach. Magiczne „Made in China” jest wszędzie.
To jak logo, jak znak towarowy, jak tatuaż. Te słowa traktujemy już
właściwie jak obraz (no bo kto to czyta, skoro widać na pierwszy
rzut oka, o co chodzi). Ale co to właściwie znaczy? Co to są
Chiny? Kim są Chińczycy?
Chiny są ogromne! Sąsiadują z 14 krajami. A statystycznie co piąty człowiek na świecie to Chińczyk. A mimo to jest to dla nas wciąż kraj-zagadka. Mamy o nim jakieś wyobrażenie (hasła, które rodzą nam się w głowie, gdy myślimy o Chinach to pewnie ryż, pałeczki i słomkowe nakrycia głowy, ewentualnie smoki, tofu i pismo obrazkowe).
A co, jeśli jesteśmy dociekliwi? Jeśli to nam nie wystarcza i chcemy wiedzieć więcej o tym fascynującym narodzie i jego miejscu zamieszkania?
Chiny są ogromne! Sąsiadują z 14 krajami. A statystycznie co piąty człowiek na świecie to Chińczyk. A mimo to jest to dla nas wciąż kraj-zagadka. Mamy o nim jakieś wyobrażenie (hasła, które rodzą nam się w głowie, gdy myślimy o Chinach to pewnie ryż, pałeczki i słomkowe nakrycia głowy, ewentualnie smoki, tofu i pismo obrazkowe).
A co, jeśli jesteśmy dociekliwi? Jeśli to nam nie wystarcza i chcemy wiedzieć więcej o tym fascynującym narodzie i jego miejscu zamieszkania?
Odpowiedzią jest
podróż. Są wakacje, można spakować walizki, udać się na
lotnisko i polecieć bezpośrednim lotem z Polski do Chin (z Warszawy
do Pekinu niecałe 9 godzin, choć gdybym miała bez zastanowienia
powiedzieć, jak bym obstawiała, to stwierdziłabym, że jakieś 3
dni…). Ale jeśli ktoś ma już zaplanowane wakacje na Mazurach
albo na Kaszubach, to nie ma problemu – jest pewien środek
lokomocji, który przenosi w to miejsce w jedną chwilę – to
książka Izabelli Kaluty.
Książki
podróżnicze nie są moim ulubionym rodzajem literatury, ale „Man
Zou” po prostu mnie zaczarowało! To niesamowite, jak jeden
człowiek może różnić się od drugiego! Jak inne mieć podejście
do życia, wrażliwość kubków smakowych, rozrywki, pasje, sporty i
sposób spędzania wolnego czasu! Kaluta doskonale pokazuje to w
swoje książce. Jest zafascynowana Chinami, odwiedziła ten kraj już
15 razy, a wciąż planuje kolejne podróże w to magiczne miejsce.
To widać, że podpatruje Chińczyków (tych współczesnych i tych
pradawnych, z którymi może spotkać się już tylko na kartach
książek). Na co dzień pracuje jako promotorka literatury dla
dzieci. To też nie jest bez znaczenia. Dlaczego? Bo jej opowieść
jest skontrowana w specjalny sposób – mówi do dzieci, mówi o
tym, co może je zainteresować, co jest ciekawe, inne, czasem
dziwaczne. No bo na przykład o co chodzi z tym pismem? Składa się
z kilku tysięcy znaków i nawet sami Chińczycy nie znają ich
wszystkich (muszą mieć specjalny uproszczony język pisany). Albo
ze smokami? Chińczycy wierzą, że smok to symbol potęgi i
powodzenia, dlatego smoki są wszechobecne – na kubkach,
pałeczkach, ubraniach, mieczach, wachlarzach i na budynkach. A
właśnie – budynki… Jedna z najbardziej fascynujących rzeczy,
jakie przeczytałam w tej książce, to fakt, że Chińczycy
projektując wysokie wieżowce, uwzględniają pośrodku budynków
wielką dziurę. Po co? Dla smoków! Przecież gdy smok będzie
leciał, to musi mieć którędy przelecieć, inaczej zburzyłby cały
budynek! A co ze świętami? Są barwne, pełne kolorów, muzyki,
śpiewu, występów. Jedno z nich podoba mi się najbardziej –
Święto Środka Jesieni. To dzień „piętnastego dnia ósmego
miesiąca księżycowego”. Wtedy Chińczycy podróżują po całym
kraju, przemierzają czasem setki kilometrów. Po co? „By wspólnie
z najbliższymi pogapić się na księżyc w pełni, jedząc przy tym
słodkie owoce i księżycowe ciasteczka” [s.63] . Czyż to nie
piękne święto? Nie będę zdradzać, skąd się wzięło – to
raczej smutna historia, ale Chińczycy pięknie przekuli ją na
pretekst do wspólnego spędzenia czasu, do docenienia swoich
bliskich, także tych, z którymi na co dzień nie są na
wyciągnięcie ręki. O czym jeszcze jest ta książka? O latawcach.
O karate. O medycynie (Chińczycy bardzo o siebie dbają, a medycyna
chińska patrzy na człowieka holistycznie – jeśli boli Cię
głowa, to lekarz medycyny chińskiej nie przepisze tabletek, ale
będzie starał się dociec, dlaczego tak jest. Być może za mało
śpisz, albo jesz produkty, które Ci nie służą. A może za dużo
oglądasz telewizji, a za mało spacerujesz?). O pandach (no kto
pominąłby pandy, pisząc o Chinach? Chińczycy uważają je za swój
skarb narodowy). O pekińczykach (kojarzycie to małe śmieszne psy?
To jedna z najstarszych psich ras. Wierzono, że potrafi wyczuć
demony i zamienić się w lwa, żeby bronić swojego właściciela
przed nimi). O Wielkim Murze. O grze „Chińczyk” (tak naprawdę
nazywa się „Człowieku, nie irytuj się!”). No i o...kuchni.
Temat rzeka! Chińczycy uwielbiają jeść, ucztować i przyjmować
gości. Podobno na powitanie pytają „Jadłeś już?” - bo jest
to jedna z najważniejszych dla nich rzeczy. Jedzą zupełnie inaczej
niż Polacy (niż Europejczycy w ogóle). A przy jedzeniu mlaskają,
siorbią i twierdzą, że jest to wyraz uznania dla kucharza. Jedzą
makarony, pierożki z różnymi nadzieniami (często gotowane na
parze w specjalnym naczyniu bambusowym), mięso (kaczka po
pekińsku!), ale też stuletnie jaja i włochate tofu. No właśnie,
dziękuję Chińczykom za tofu, które podobno powstało przez
przypadek. No i herbata… Herbata, herbata, herbata. Miłość
Chińczyków i innych narodów świata. A co z tymi pałeczkami? Ze
zdziwieniem przeczytałam, że podobno są to najpopularniejsze
sztućce na świecie! I to Azjaci dziwią się, dlaczego nie wszyscy
jedzą pałeczkami. Oni pałeczkami jedzą nawet zupę (sic!).
„Używanie pałeczek angażuje ponad 30 ścięgien i 50 mięśni
palców, nadgarstka, ramienia i ręki, o setkach nerwów nie
wspominając. A ponieważ mózg człowieka znacznie intensywniej
reaguje na ruchy rąk niż innych części ciała, jedzenie
pałeczkami pobudza go i sprzyja wzrostowi inteligencji.” [s.79]
Więc proponuję
podróż do Chin. Może być samotna. Ale sugeruję zabrać kogoś ze
sobą, bo można dzielić się zdziwieniem, zachwytem, oczarowaniem
na bieżąco. Wystarczy otworzyć „Man zou” i przenieść się do
Chin… Ja lecę kolejny już raz...
Cała seria jest świetna i czekam na kolejne tomy. W ogóle z książkami DS można zwiedzić pół świata. Ja na weekend planuję retro podróż do Wenecji :)
OdpowiedzUsuńWygląda to super. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń