239. UWAGA! DLA CZYTELNIKÓW O MOCNYCH NERWACH!
SERIA
„POTWORNE MALUCHY”
MEYER,
LEHMANN, SCHULZE
„NOWY”
(TŁ.
ANNA BITTNER I MAGDALENA CICHA-KŁAK)
„GRUBSZA
SPRAWA”
(TŁ.
ANNA BITTNER)
DWIE
SIOSTRY, WARSZAWA 2014
ILUSTROWAŁA
SUSANNE GÖHLICH
Przedszkolaki
winny być słodkie i miłe, cały dzień siedzieć po turecku na
dywanie, śpiewać piosenki czystymi, dziecięcymi głosami i
przynosić do domu laurki. I zjadać wszystko z talerza, wypijać ze
szklanki pełnej po brzegi, nie roniąc ni kropelki, nie chlapiąc
sosem dookoła talerza, nie upuszczając ni okruszka. Powinny być
zawsze czyste, uśmiechnięte, skore do zabawy, ale tylko do tej,
która nie wymaga krzyków i pisków. I nie muszą sprzątać, bo
skoro cały dzień siedzą na dywanie, to nie ma bałaganu. Ale i tak
sprzątają, żeby było czysto na zapas.
A
„oto przedszkolna grupa maluchów”.
Bałagan
w każdym kącie sali, poprzewracane zabawki, wypadki samochodowe z
resoraków, pomalowana mazakami lalka, jedna płacząca dziewczynka,
druga dziewczynka z tyłkiem na wierzchu i wywalonym językiem, mokra
plama od pistoletu na wodę na dywanie.
A
jest dopiero przed śniadaniem...
Czyli
w przedszkolu dzień jak co dzień...
Tak
zaczyna się seria „Potworne Maluchy” - foto story z życia
najmłodszej przedszkolnej grupy.
A
zaczyna się od nowego. Między dziesięcioro dzieci, które poznały
się już na wylot i na wyrywki, trafia Konstanty. Dzieci są go
ciekawe, ale trochę nieufne. Bo w końcu to nowa sytuacja, ktoś
rozbija ich zgrany zespół i będzie musiał zarezerwować sobie w
nim miejsce. I co prawda wszyscy dzielą się z nim swoim śniadaniem,
ale każdy radzi sobie na swój prywatny sposób z tym Nowym. Jedni
chcą koniecznie, żeby koło nich siedział, a drudzy od razu nadają
mu przezwisko „Konstantynopol-Głupol”.
Często
dorośli bagatelizują takie zmiany w życiu dziecka. Bo co to za
problem – przyjdzie nowy kolega, posadzi się go gdzieś pomiędzy
jedno a drugie dziecko i po kłopocie. A przecież wcale tak nie jest
– to trochę próba sił i budowanie na nowo całej hierarchii, to
robienie odpowiedniego miejsca, klasyfikacja i ocenianie. Konstanty
musi odnaleźć się w nowym środowisku i dzieci muszą tam odnaleźć
Konstantego...
A
gdy już nowy oswoił się z grupą maluchów, przychodzi kolej na
Martę. Dziewczynka przy śniadaniu puściła wielkiego śmierdzącego
bąka. A teraz bardzo chce jej się kupę. W pamięci ma wymarzoną
piłkę nożną – jeśli przez tydzień sama będzie sobie radzić
w toalecie, to taką piłkę dostanie. Więc Marta podejmuje
wyzwanie. Ale obok piłki w tej pamięci jest informacja, że musi
bardzo dobrze wycierać się po grubszej sprawie. Więc Marta trze i
trze i zużywa coraz więcej papieru toaletowego, który nagle,
zupełnie nie wiadomo dlaczego, po spuszczeniu wody wraca na
powierzchnię. Do tej sprawy ewidentnie trzeba wezwać Antka i Janka
– kolegów, którzy akurat bawią się w warsztat samochodowy...
To
nie jest książka obliczona na szok i na epatowanie nieprzyjemnymi
zapachami. To nawet nie jest książka o kupie, choć kupa tu na
pierwszym planie. To książka o tym, co interesuje dzieci i że to,
co dorosłym wydaje się paskudne, dzieci uważają za naturalną
kolej rzeczy, za materiał do eksperymentów, za część procesu
poznawczego. Dorośli uczą się zapominać, że są ludźmi, że
dotyczy ich fizjologia. A dzieci uczą się, czym jest człowiek, jak
działa i jak funkcjonuje. To o tym jest ta książka – o tej
wielkiej różnicy między dużymi a małymi.
To
książki o żywych dzieciach, o dzieciach prawdziwych, nie do końca
zmyślonych, mających na pewno pierwowzór w pierwszym lepszym
przedszkolu w grupie maluchów. O dzieciach zasmarkanych, płaczących,
wrzeszczących bijących się, pewnie przeklinających i czasem
naprawdę obrzydliwych (scena z wędrującym od dziecka do dziecka
kawałkiem kiełbasy tylko dla ludzi o mocnych nerwach). Bekają,
pierdzą, bawią się w muszli pełnej kupy i namokłego papieru
toaletowego, bawią się w karambol i ofiary wypadku. To książka o
życiu. Bo takie są dzieci. Nie słodkie, albo nie zawsze. Czasem
jak miód, a czasem doprawione dziegciem. Ale dzieci ciekawe świata,
odważne, inteligentne. To dzieci, jakie każdy z nas ma obok siebie,
jakie głaszcze codziennie po głowie, a co rano odprowadza do
przedszkola. To dzieci do przytulania, nawet z kawałkiem papieru
toaletowego przyklejonym do buta...
Dla
mnie w tym właśnie tkwi siła tej serii – w odczarowywaniu mitu
dziecka, któremu wszystko co ludzkie jest obce.
Wspaniałe, koniecznie będę musiała przeczytać. :D
OdpowiedzUsuńNo, naprawdę jest ostro :-)
UsuńŚwietna recenzja! :-)
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń