22.JAK PACHNIE NASZ OGRÓD?
KĘSTUTIS
KASPARAVICIUS
„FLORIAN OGRODNIK”
(TŁ. ALINA
KUZBORSKA)
LIBRONE, 2010
ILUSTROWAŁ AUTOR
Floriana spotkałam
w markecie, gdy maszerowałam chyba po czekoladę, z Brzuchem
jeszcze, w którym lewitowała Majka. Stał sobie na półeczce z
przecenami, za jakąś kwotę śmieszną dość. W pierwszej chwili
zainteresowało mnie nazwisko autora. Podeszłam więc do misia,
zajrzałam do środka, dłonie przykleiły mi się do książki, a na
ustach wykwitł uśmiech. Ilustracje, które stworzył sam autor
zaczarowały mnie! Zaczadziły, zamroczyły... Są piękne, mimo że
stonowane i brak w nich koloru różowego (a jeśli już to brudny),
a i niebieski pojawia się rzadko... Ale hipnotyzują, nie dają o
sobie zapomnieć, są magiczne! Majka była tego samego zdania, bo
gdy czytałyśmy „Floriana Ogrodnika” wpatrywała się w miśka
dość uważnie, zastygała, zamieniona w posąg tak samo, jak ja.
Historia jest o Misiogrodzie, w którym mieszka Florian (jest jeszcze
śpiewaczka, piekarz, a nawet włóczęga). Z dziada prapradziada
uprawia piękny zawód – jest ogrodnikiem. W jego ogrodzie rosną
rośliny przecudniej urody, niepowtarzalne, wyciągnięte z samego
serca ich opiekuna. Są tak niezwykłe, że pewnego dnia do
Misogrodu przybywa sama Królowa, żeby kupić na targu choć jeden
bukiet. Mimochodem wspomina o czarnych różach, a Florian obiecuje,
że w następnym tygodniu przywiezie jej kilka na specjalne
zamówienie, bo właśnie zakwitną. W rzeczywistości nie ma pojęcia
o czarnych różach, tak naprawdę gubi go wybujała ambicja i rodzaj
pychy. Rozpoczyna poszukiwania – nie chodzi w nich o obietnicę
daną Królowej, chodzi o to, że znalazł się na świecie kwiat,
który chce go pokonać, a tego Florian Ogrodnik nie może znieść.
To prosta, mądra historia, ale opowiedziana bez nakazów, zakazów,
przykazań i nawoływań. Raczej z delikatnym drogowskazem, ukrytym
między wierszem, a obrazem. Z jakąś strzałką, chyboczącą się
na jednej z tysięcy liter...
W wielu miejscach
czytałam skargi na język tej książki (tłumaczenia), że zbyt
rozbudowany, zbyt wybujały, zbyt kwitnący. Nie wiem, jak będzie,
gdy przeczytam Majce „Floriana Ogrodnika” za jakiś czas. Teraz
jestem językiem zachwycona – jest melodyjny, sunący, płynący.
Doskonale współgra z tymi lekko onirycznymi ilustracjami. Dużo w
nim wyliczeń, dla mnie to plus, bo poprawia rytm i melodykę tekstu.
Być może później zweryfikuję swój sąd – teraz mogę czytać
„Floriana” na sen, czarować Nas, marować nas – obydwie...
(róża w kolorze miłości przyniesiona dla Majki i marpil do szpitala w dzień narodzin przez Tatę)
mamy "Marchewiusza Wielkiego" tegoż autroa :) książka inna niż wszystkie :)
OdpowiedzUsuń