18.BIAŁA KOTKA CHOĆ RUDA
ANNIE M.G. SCHMIDT
„MINU”
(TŁ. JOANNA ZAKRZEWSKA-BORYCKA)
HOKUS-POKUS, WARSZAWA 2006
„Minu” poznałyśmy dzięki Annie –
naszej drogiej internetowej Bratniej Duszy. Powiedziała Nam o niej,
gdy Majka była jeszcze w brzuchu i gdy do brzucha czytałam książki,
nie zawsze dziecięce, czasem dorosłe. Ale typy Anny mają niestety
to do siebie, że są krucze – tylko te kruki są białe. Są
piękne, ważne, mądre, cudowne, ale kopię czasem aż do samych
Chin wielki tunel, żeby je zdobyć. I nadzwyczaj często się nie
udaje... Z „Minu” miałam wielkie szczęście – Anna
powiedziała, ja włączyłam tryb „szukaj” i znalazłam jeden
jedyny egzemplarz w jakiej księgarni internetowej – już, od ręki,
teraz, bo ktoś może też się dowiedzieć o „Minu” - od Anny,
albo od kogoś innego - i sprzątnie „Minu” sprzed nosa i już
jej potem nie wykopię... Szybko się uwinęłam i mam tę kotkę
białego koloru, trochę kruczą z okładki, ale tak właściwie to
rudą.
Minu to właściwie kobieta, która
kiedyś była kotem. Poznajemy ją, gdy siedzi na gałęzi drzewa, bo
przestraszyła się psa Marsa i jej kocia natura wzięła górę. Na
tym drzewie, oprócz nas, spotyka ja jeszcze Tobiasz – reporter
miejscowej gazety, który właśnie został wyrzucony z pracy,
ponieważ jest zbyt nieśmiały, by rozmawiać z ludźmi i pisze
tylko artykuły o kotach. Panna Minu i Tobiasz zawierają coś w
rodzaju paktu – za dach nad głową, rybkę i karton wyłożony
gazetami, Minu ma pomóc Tobiaszowi w poszukiwaniu ciekawych
wiadomości do gazety – zostaje kocią sekretarką. Wciąż jeszcze
bowiem rozumie koci język. A koty mają oczy dookoła głowy.
Podobała mi się ta książka –
oryginalna i nie-słodka, raczej słodko-gorzka. Jest tam bowiem
czarny charakter, jest kotka bezdomna, która powiła właśnie
kocięta (do których nie przyznaje się ojciec), jest utrata pracy,
plotki, przekupstwo i wahanie między byciem tym, kim się jest, a
zmianą na nowe – lepsze? Ale ta między tym wszystkim jest dużo
wdzięku, humoru, pozytywnych postaci, koci song Miau-miau i kocie
powitanie – nosek-nosek (ale tak witają się ze sobą koty tylko
wtedy, gdy nie są ze sobą akurat skłócone) – a nosek-nosek to
Nasza – moja i Majki – ulubiona zabawa; gdy robimy nosek-nosek to
mała chichra się w głos. Więc już na starcie „Minu” kupiła
nas za bezcen. Dość powiedzieć, że Tata zabronił nam czytać
„Minu”, gdy jesteśmy same, bo bardzo chciała się dowidzieć,
jak zakończy się historia pana Wyrachowalskiego.
No i grzechotka Majki, która do tej
pory nie miała imienia, od dwóch dni takowe posiada – wiadomo, że
została Panną Minu...
Mysle, ze to, co mi w tek ksiazce podobalo sie bardzo byl fakt, ze czytajac ja rownolegle z dzieckiem odbieralam ja bardzo osobiscie, po doroslemu a i dziecie moje po swojemu. Lubie takie ksiazki dialogu, z pogranicza swiatow :-)
OdpowiedzUsuńBuziaki, Kochane
PS. Pomyslalam jeszcze, à propos ksiazek-krukow z naszej rodzinnej biblioteczki, ze podam Ci jeszcze kilka tytulow. Moze uda Ci sie je gdzies dostac, zanim znikna...
Gofrowe serce
Morze ciche
Rysunki rysunkowate
Ernest i tajemnicze listy
Bajka na biegunach
Gdybym nie pomylila psow
Maly pingwin Pik-Pok
Lazik i Klara
Mala szansa
to tak na razie tyle :-)
Aaaa, i jeszcze sobie na syzbko przypomnialam...
OdpowiedzUsuńKot Prot i Slon, ktory wysiedzial jajko - uwielbiamy te amerykanska klasyke
Anno - znów spęczniała moja Wishlista :-) Gorzej, że większość tych książek białokrucza :-(
UsuńŚciskamy Cię zimowo, ale ciepło!