674. TA KSIĄŻKA JEST NO EEEE...
„MAGICZNE
TENISÓWKI MOJEGO PRZYJACIELE PERCY'EGO”
(TŁ. KATARZYNA
SKALSKA)
ZAKAMARKI, POZNAŃ
2011
ILUSTROWAŁA
MAGDALENA KUCHARSKA
„MÓJ PRZYJACIEL
SZEJK W STUREBY”
(TŁ. KATARZYNA SKALSKA)
(TŁ. KATARZYNA SKALSKA)
ZAKAMARKI, POZNAŃ
2014
ILUSTROWAŁA
MAGDALENA KUCHARSKA
ULF STARK
„MÓJ PRZYJACIEL
PERCY, BUFFALO BILL I JA”
ZAKAMARKI, POZNAŃ
2020
ILUSTROWAŁA
MAGDALENA KUCHARSKA
Ulf Stark. Starszy
pan z siwymi włosami. Czy to możliwe, że kiedyś był chłopcem?
Takim z lekką nadwagą, który wciąż się wywraca, uwielbia żółty
ser i podgląda gołe baby z dachu domu kolegi? Tak, to Ulf,
kilkadziesiąt lat temu, gdy mieszkał w Stureby – na
przedmieściach Sztokholmu. Ten dorosły Ulf sięgnął pamięcią
wstecz i napisał wspomnienia z dzieciństwa. Ale to nie są takie
zwykłe, nudne wspomnienia, w których najważniejsze jest:
„urodziłem się”, „miałem same piątki w szkole”, „zawsze
grzecznie pomagałem mamie i nigdy nie robiłem nic nieprzyzwoitego i
dlatego wyrosłem na porządnego dorosłego”. O nie! To wspomnienia
z cyklu: „przebiegałem przed maskami samochodów na czas”,
„wysadzałem skrzynki pocztowe sąsiadów za pomocą petard”,
„wywołałem pożar tylko po to, żeby móc wezwać straż pożarną
i zobaczyć, jak wyjeżdża z bazy”. (Tu czas, by w nawiasie dodać,
aby uspokoić przestraszonych rodziców: „i wyrosłem na porządnego
dorosłego!”).
Ale najważniejsze, że te wspomnienia zawierają trzy słowa, z których jedno pisze się wielką literą: „mój przyjaciel Percy”! Bo gdyby nie Percy, to może nawet mały Ulf byłby grzecznym, nudnym chłopcem, który owszem, wyrósłby na porządnego dorosłego, ale może nie miałby tylu pomysłów, tylu wrażeń, tylu doświadczeń i może wtedy nie pisałby książek dla dzieci.
Bo Percy to nie jest taki zwykły chłopak. Dołączył do klasy Ulfa, bo często się przeprowadzał. Był obcięty na zapałkę (nikt inny nie miał takiej fryzury), był silny, odważny i umiał się bić. Zawsze mówił to, co myśli, nawet nauczycielom i zawsze miał własne zdanie na każdy temat. Fascynował Ulfa, choć niewątpliwie wzbudzał też respekt. No i miał tenisówki. Stare, śmierdzące, podarte, ale… magiczne! W każdym razie powiedział Ulfowi, że to właśnie dzięki nim umie chodzić po równoważni i szybko biegać. I zgodził się sprzedać je Ulfowi za… płytę, samochód, pistolet na korek, maszynę parową, trzy największe kulki do gry, stoper, wyścigówkę, klaser ze znaczkami orz czasopisma z gołymi babami, które należały do brata Ulfa. Drogo? Jeśli wziąć pod uwagę, że tenisówki były magiczne to chyba nie. A jeśli dodatkowo wziąć pod uwagę, że od tej transakcji zaczęła się najlepsza przyjaźń, taka na śmierć i życie, to tym bardziej nie…
Ale najważniejsze, że te wspomnienia zawierają trzy słowa, z których jedno pisze się wielką literą: „mój przyjaciel Percy”! Bo gdyby nie Percy, to może nawet mały Ulf byłby grzecznym, nudnym chłopcem, który owszem, wyrósłby na porządnego dorosłego, ale może nie miałby tylu pomysłów, tylu wrażeń, tylu doświadczeń i może wtedy nie pisałby książek dla dzieci.
Bo Percy to nie jest taki zwykły chłopak. Dołączył do klasy Ulfa, bo często się przeprowadzał. Był obcięty na zapałkę (nikt inny nie miał takiej fryzury), był silny, odważny i umiał się bić. Zawsze mówił to, co myśli, nawet nauczycielom i zawsze miał własne zdanie na każdy temat. Fascynował Ulfa, choć niewątpliwie wzbudzał też respekt. No i miał tenisówki. Stare, śmierdzące, podarte, ale… magiczne! W każdym razie powiedział Ulfowi, że to właśnie dzięki nim umie chodzić po równoważni i szybko biegać. I zgodził się sprzedać je Ulfowi za… płytę, samochód, pistolet na korek, maszynę parową, trzy największe kulki do gry, stoper, wyścigówkę, klaser ze znaczkami orz czasopisma z gołymi babami, które należały do brata Ulfa. Drogo? Jeśli wziąć pod uwagę, że tenisówki były magiczne to chyba nie. A jeśli dodatkowo wziąć pod uwagę, że od tej transakcji zaczęła się najlepsza przyjaźń, taka na śmierć i życie, to tym bardziej nie…
A to książka o
przyjaźni właśnie. W czasach, gdy mieć przyjaciela, znaczy wygrać
życie. Dlatego, gdy w drugiej części Percy znów ma się
wyprowadzić i rozdzielić się ze swoim najlepszym przyjacielem, to
nic już nie będzie takie samo.
Nie wiem, ile w tych
książkach prawdy, a ile zmyślenia. Nie wiem, czy szejk pojawił
się kiedykolwiek na przedmieściach Sztokholmu, czy Ulf kiedykolwiek
kogoś zahipnotyzował, czy przeszedł po barierce mostu nad rwącą
rzeką, ale nie muszę wiedzieć. Dzieciństwo to mityczna kraina
i jest w niej zawsze trochę rzeczywistości, a trochę marzeń. A
jeśli opowiada się o niej z perspektywy czasu, to zawsze dodaje się
trochę kolorów. A to są takie książki – pełne humoru, ale też
podszyte nostalgią.
Dwa pierwsze tytuły
z trylogii o Stureby były fajne. Jest dobrze, lubię, podoba mi się,
ale bez efektu wow. Przeczytałam je z przyjemnością, ale
pewnie wrzuciłabym na półkę i może odkopała, gdy Majka będzie
w IV klasie podstawówki, żeby jej zaproponować lekturę. Ale…
właśnie ukazał się tom zamykający trylogię. I to jest
taka książka, że… hmmm… no ten… jakby to powiedzieć…
przeczytałam ją, pośmiałam się, poryczałam i… chcę ją
czytać znów! Najchętniej w ciepłych promieniach letniego
słońca. Nad jeziorem. Pod drzewem. Na łące. Wspaniała, ciepła,
mądra, wzruszająca książka. Bez moralizowania, bez edukowania –
dokładnie taka, jakie powinny być wakacje!
Tym razem Ulf
wyjeżdża na lato do swoich dziadków. Z całą rodziną co roku
jeżdżą na wyspę. Co się robi na wyspie? Pływa, łowi ryby, gra
się w puszkę, podgląda się starszych, którzy tańczą na
wiejskiej potańcówce (ale samemu się nie tańczy!). Gdy Ulf był
młodszy, to jeszcze strzelał z łuku (raz strzelił swojemu bratu w
pośladek), jadł czarne mrówki, bawił się w Indian… Stałym
punktem programu jest też patrzenie na parę nudystów (choć po
prawdzie nie ma co oglądać). No i unikanie dziadka, który jest
wiecznie wściekły. W tym roku na wyspę wprasza się Percy – z
właściwym sobie wdziękiem i taktem („Muszę jechać z tobą”).
A że od pierwszego dnia wakacji są braćmi krwi (przypalone
otrze scyzoryka, nacięty czubek palca, któż tego nie próbował w
dzieciństwie?!), to Ulf nie może odmówić. Choć w
rzeczywistości to trochę by chciał. Wyspa to jego miejsce – inny
świat, inni przyjaciele, Pia, o której zachrypniętym śmiechu
myśli od kiedy wybiegł z murów szkolnych… Ale Percy to Percy –
nic mu nie przeszkadza. I 12 lipca, w urodziny Ulfa zjawia się na
wyspie. Oczywiście, jak to Percy, podbija serca wszystkich i w
mgnieniu oka jest tak, jakby bywał tu co roku. Czytając tę część
czułam zapach rozgrzanej słońcem ziemi, a w zębach chrzęścił
mi piasek z kanapek z ogórkiem, jedzonych nad jeziorem. To jest
ta część serii, dzięki której poczułam się znów dzieciakiem.
Nie tylko szczęśliwym i beztroskim, ale też płaczącym do
poduszki, złym na świat i zranionym (ech, Pia, Pia, czemu nie
chcesz się śmiać do Ulfa?). To część, gdy okazuje się, jak
dojrzała jest przyjaźń Ulfa i Percy'ego. I jaki Percy jest
naprawdę… A jest… e, nie powiem!, to trzeba przeczytać! Dużo
w tej książce, świeżego powietrza, wypraw do lasu,
bąbli od pokrzyw, ugryzień wściekłego konia,
strzałów (nie tylko z łuku), musowania oranżady i trzydzieści
pięć gatunków chrząszczy… I jest
najprawdziwszy Buffalo Bill! I akurat tego, że pojawił się na
wyspie jestem tak pewna, jak tego szejka w Stureby nie bardzo. I nie
wszystko kończy się tak dobrze, jak w książkach. I nic więcej
nie napiszę, bo oczy mam pełne wzruszenia...
Skrótem:
Trylogia wspomnieniowa o dzieciństwie na przedmieściach Sztokholmu.
Kiedyś, gdzieś, ale wszystko mogłoby się dziać właściwie także
tu i teraz. Zabawna, nostalgiczna (ale nie łzawa!), bardzo
„chłopacka” (nie wykluczone czytanie przez dziewczynki,
chociaż w tym wypadku większą frajdę będą mieli chłopaki. To
zdecydowanie ich świat i ich problemy, ich wyzwania, bójki i
szczeniackie pomysły, ich pierwsze i drugie miłości, ich smarki,
pierdy i gołe baby). Wydarzenia ułożone chronologicznie, choć
właściwie można czytać każdą część osobno. Tom trzeci to
idealna lektura na wakacje. A jeśli przypadkiem jedzie się na
wyspę, albo chociaż pod namiot, to już wręcz obowiązkowa!
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za słowa do prywatnej kolekcji...