444.MIĘŚNI DZIĘKOWANIE

ZOFIA STANECKA
„BASIA I BASEN”
LITERACKI EGMONT, WARSZAWA 2017
ILUSTROWAŁA MARIANNA OKLEJAK

Mała Marta zakłada biały jednoczęściowy strój kąpielowy. I wędruje na basen. To, co jednoznacznie kojarzy jej się z tym miejscem to zapach chloru, barek na półpiętrze, gdzie raz w życiu zamówiła oranżadę i cała dumna siedziała tam z koleżanką i piła ją najdłużej, jak tylko umiała i z przeszkolonym kawałkiem ściany, przy którym zawsze tłoczyli się rodzice. I z wielkimi, pomarańczowymi suszarkami. I z czepkami – ohydnymi, gumowymi, brzydkimi, w które trzeba było nasypać mąki ziemniaczanej, żeby się nie skleiły. Zjeżdżalnie? Rwące rzeki? Dżakuzi? Nic z tych rzeczy! Kluczyk do szafki, zapinany na nadgarstku? Nie, tylko szafka za dyktowymi drzwiami, w której zostawiało się ciuchy na zmianę. Cenniejszych rzeczy pilnowała pani z szatni, dając w zamian ciężki, blaszany numerek na kółku.
Ale takie baseny to już rzadkość. To już chyba prawie niemożliwość.
Dlatego Basia idzie na zupełnie inny basen.
U Basi jest jak zwykle – zwyczajnie (za to wielbię tę serię, za zwyczajność, za realność, za to, że Basia widzi z okien dokładnie to samo, co my, za to, że ma tyle lat, co Majka i za to, że ma dokładnie te same dylematy, strachy, zamyślenia i radości, co moja Córka). Mama zachorowała. I Tata musi się zająć trójką znudzonych dzieciaków (oj, za to też kocham tę serię, za Tatę, który wie, co lubią robić jego Dzieci!). Franek odwiedza Babcię, a dwójka starszych bierze kąpielówki i jedzie z Tatą na basen. „Hura!” - słychać z ust Janka. Wyprzedził dziś Basię, ale na pewno ona też krzyczałaby „hura!”, gdyby tego nie zrobił. Ten pokrzepiający entuzjazm! Ta radość! Jaka to zwykła niezwykłość w tej rodzinie… Lubię ich za to, bardzo!
A na tym basenie – rzeczy, o których nie śniło się filozofom, a już na pewno nie dzieciom w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych! Zjeżdżalnie, palmy, wodospady, leżaki, jacuzzi, sklep z kąpielówkami, jeśli ktoś (tak jak Tata) ich zapomni, pielęgniarz z kolorowymi plastrami, jeśli ktoś (tak jak Basia) zignorował zakaz biegania po śliskiej podłodze i się przewrócił, sztuczna plaża, kolorowe deski i makarony do pływania, a nawet barek nad wodą! Gdyby mała Marta tu trafiła, oniemiałaby z zachwytu. Basia może nie oniemiała, ale cieszy się po końcówki zupełnie mokrych włosów! Zwłaszcza, gdy może sama jedna usiąść na pontonie i zjechać z naprawdę wysokiej zjeżdżalni!

Czytałam ostatnio artykuł o zwolnieniach z WF, które wypisują Dzieciom sami rodzice. Że to plaga. Że nie wiedzą, jaką krzywdę im wyrządzają. Że nie myślą o konsekwencjach i o tym, co te Dzieci robią w zamian dla siebie i swojego ciała. Przeraziłam się. Ale za chwilę ucieszyłam. Gdy przeczytałam Basię. Cieszę się, że Basia chodzi na basen. Cieszę się, że na basen chodzi cała rodzina. Że się ruszają, pływają, skaczą, że sprawia im to tak wielką frajdę. Bo wiadomo, czym skorupka… Mała Marta, nawet gdy dorosła, lubi chodzić na basen. Co prawda woli te, gdzie można po prostu popływać, być samemu na torze, zmęczyć ramiona rozgarnianiem wody, liczyć w myślach przepłynięte baseny, ale docenia te, na których jest wielka pływająca mata w kształcie krokodyla i zjeżdżalnia słoń. Docenia szczególnie wtedy, gdy idzie tam z małą Majką. I Babcią na dodatek. Bawią się wszystkie świetnie. A mięśnie ich aż wyją w podzięce...





Komentarze